Miłosierdzie, którym jesteśmy obdarowani przez Boga, rodzi miłosierną postawę wobec bliźnich.
Uroczystość Bożego Miłosierdzia oficjalnie obchodzimy od 2000 r., kiedy św. Jan Paweł II ogłosił je dla całego Kościoła, ustanawiając datę na pierwszą niedzielę po Wielkanocy. Tajemnica miłosierdzia jest mocno zakorzeniona w myśleniu, doświadczeniu duchowym i praktyce wiernych.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W rodzinie, szpitalu i konfesjonale
Reklama
Świętowanie tajemnicy Bożego Miłosierdzia to jeden z wymiarów jego przeżywania, wyraża się często w modlitwie koronką o godz. 15.00. Miłosierdzie przenika także w całość ludzkiego życia. Barbara Kasprzak od ponad 30 lat jest pielęgniarką w dwóch lubelskich szpitalach; miłosierdzie jest treścią jej życiorysu. - Każdego dnia kiedy się budzę doświadczam miłości miłosiernej Stwórcy, mogę powiedzieć dzień dobry swojej rodzinie, podziwiać świat, budzącą się przyrodę, trele ptaków. Każdego dnia dostaję szansę, aby nie zmarnować danego mi czasu - zwierza się pani Barbara. Dodaje, że miłosierdzia doświadcza w relacjach rodzinnych, z mężem i trójką dzieci. Ostatnio niedomagała zdrowotnie i musiała udać się na dwutygodniową rehabilitację. Po powrocie zastała dom wysprzątany i przygotowany na jej powrót. Bliscy potrafią także cierpliwie znosić jej złe nastroje i towarzyszyć w trudnych momentach. Wierzy, że to Bóg w swoim miłosierdziu dał jej głęboko kochającą się rodzinę. Inną trasę miłosierdzia przemierza codziennie w szpitalach, w kontakcie z lekarzami i pielęgniarkami, a przede wszystkim z pacjentami. - Czas, który poświęcam chorym, to z jednej strony próby okazywania im miłosierdzia, a z drugiej dostrzeganie jak Pan Bóg działa w cierpiących czy niepełnosprawnych - kontynuuje pani Barbara. - Mam jeszcze doświadczenie Miłosierdzia przy kratkach konfesjonału. Od tego powinnam zacząć, bo to niesamowite, trudne do ogarnięcia umysłem. Miłość miłosierna raniona codziennie moimi grzechami i ciągle przebaczająca. Często również modlę się koronką - wyznaje.
Wśród bezdomnych i uchodźców
Dziesięć lat temu pani Barbara do praktyki miłosierdzia w szpitalu dołączyła służbę najuboższym jako wolontariuszka. Co kilka dni pojawia się w ośrodku dla bezdomnych, tam przede wszystkim słucha ich i rozmawia. Zawodowe kompetencje pozwalają na szybkie rozpoznanie ran na nogach i rękach, dobranie odpowiednich maści i opatrunków. Przy pochylaniu się nad nogami trzeba wejść w sferę niemiłych zapachów. Miłosierdzie przekracza jednak każdą granicę. Zaraz po wybuchu wojny w Ukrainie i napływie uchodźców, skrzyknęła się z grupą pielęgniarek i pojechały z lekami oraz opatrunkami do Dołhobyczowa przy granicy, aby przyjmować tam głównie matki z dziećmi. - To było dla nas oczywiste, tam byli ludzie, którzy oczekiwali na wsparcie. Wezwanie do miłosierdzia pojawiło się w sercu, bez żadnego impulsu z zewnątrz. W zalęknionych matkach i dzieciach czekał na nas Pan Bóg - podkreśla kobieta. Po kilku wizytach w Dołhobyczowie, w grupie koleżanek po fachu i lekarek, pojawiły się także w halach grupowego zakwaterowania uchodźców w Hrubieszowie i Chełmie, a potem jeszcze w Lublinie. Praktyka miłosierdzia w życiu pani Barbary to także apostolstwo „margaretki”, czyli regularna modlitwa za jednego z kapłanów.
W odpowiedzi na Boże miłosierdzie
Miłosierdzia doświadczamy od Pana Boga, jego najwyższym przejawem jest zmartwychwstanie Chrystusa i nadzieja naszego wskrzeszenia do życia wiecznego. Owocem miłosierdzia jest wolność od grzechów i radość życia. Miłosierdzie, którym jesteśmy obdarowani, rodzi miłosierną postawę wobec innych ludzi, do czego wzywał Chrystus: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”.