Jedynym źródłem nadziei jest Miłosierdzie Boże
Reklama
Ojciec Święty przyjechał do Polski, ażeby konsekrować sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. I cały czas mówił o miłosierdziu Bożym - od pierwszego przemówienia powitalnego na lotnisku w Balicach pod Krakowem aż do słów pożegnania przed odlotem do Rzymu. Przez wszystkie cztery dni wszędzie tam, gdzie przebywał, mówił o miłosierdziu Bożym, jakby chciał podkreślić i ukoronować swoje bardzo bogate nauczanie na temat Bożego miłosierdzia. Wiemy, że już na początku pontyfikatu, w 1980 r., wydał encyklikę Dives in misericordia (Bogaty w miłosierdzie), a potem ten motyw przewijał się bardzo mocno podczas jego działalności apostolskiej.
W rzeczywistości cała historia zbawienia to historia miłosierdzia
Bożego względem ludzi, historia miłości Pana Boga względem nas.
Wiemy też, jak Pan Jezus był hojny dla tych, którzy błagali o miłosierdzie. Przypomnijmy sobie choćby ową grzeszną kobietę z miasta, która przyszła do Pana Jezusa i łzami umywała Jego stopy, włosami je wycierała, płakała, była tak bardzo spragniona, tak bardzo zgłodniała miłosierdzia, przebaczenia. Jakże Pan Jezus okazał się szczodry dla niej: "Twoje grzechy są odpuszczone" (por. Łk 7, 36-50). Albo przypomnijmy sobie przypowieść o celniku, który stanął z tyłu synagogi: nie śmiał nawet oczu podnieść, lecz bił się w piersi i błagał: "Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!". Pan Jezus powiedział, że on odszedł do domu usprawiedliwiony (por. Łk 18, 13-14). Albo ten łotr na krzyżu, który zwrócił się do konającego Chrystusa: "Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa" i usłyszał odpowiedź: "Dziś ze Mną będziesz w raju" (Łk 23, 42-43). Jakże hojny był Pan Jezus dla tych, którzy błagali o litość, dla grzesznika, który prosił o miłosierdzie.
I wiemy też, że to, czego Pan Jezus od nas chce najbardziej, to jest właśnie to, byśmy my także to miłosierdzie okazywali innym. Największe przykazanie to przykazanie miłości (por. Mk 12, 28-31). I trudno nie przypomnieć sobie tutaj słów z opisu Sądu Ostatecznego: "Byłem głodny i daliście mi jeść, byłem spragniony i daliście mi pić..." (por. Mt 25, 31-46). Chrystus chce, byśmy okazywali miłosierdzie.
Konsekrując sanktuarium Bożego Miłosierdzia, Ojciec Święty wypowiedział słowa bardzo mocne: "Nie ma dla człowieka innego źródła nadziei jak miłosierdzie Boże". Jedynym źródłem nadziei dla dzisiejszego człowieka jest miłosierdzie Boże, tylko miłosierdzie Boże. I miał wtedy Następca św. Piotra na myśli człowieka zagubionego w różnych przejawach zła. Mówił bowiem o misterium iniquitatis w świecie. Nawet wspaniałe zdobycze nauki i techniki bywają wykorzystywane do zbrodni. Czyż dzięki tym wspaniałym wynalazkom wojny nie stały się bardziej groźne, niesprawiedliwości bardziej wyrafinowane, ucisk człowieka przez człowieka bardziej przebiegły? Nigdy nie było tyle wojen, co w ostatnich dziesiątkach lat. A co powiedzieć o gwałceniu podstawowych praw ludzkich, handlowaniu dziećmi, współczesnym niewolnictwie... To zło się panoszy i nie widać końca, nie widać wyjścia.
W tej sytuacji jedynym źródłem nadziei jest miłosierdzie Boże!
Człowiek ma zwrócić się w swoim grzechu do Boga, ażeby okazał nam miłosierdzie i potem ma to miłosierdzie okazywać innym. Oto jedyne źródło nadziei. To nauczanie było bardzo mocne.
Jest rzeczą wymowną, że chociaż Papież mówił to na pewnym określonym miejscu, to jednak dał tym swoim słowom wymiar uniwersalny i w pewnym sensie także eschatologiczny.
Uniwersalny, bo tam, w Łagiewnikach, w tym sanktuarium, uroczyście zawierzył miłosierdziu Bożemu cały świat. Uniwersalny też i dlatego, że te jego słowa o miłosierdziu Bożym, powtarzane z niezwykłą mocą i niejako uporczywością, odbiły się wielkim echem po całym świecie. Po żadnej chyba pielgrzymce nie zostało takie echo, takie jednoznaczne posłanie, które z równą wyrazistością rozeszłoby się tak bardzo szeroko. Stało się tak chyba też dlatego, że to posłanie wypełniało całą kilkudniową pielgrzymkę i było bardzo przylegające do obecnej rzeczywistości w skali światowej.
Swoim słowom Ojciec Święty nadał też wymiar eschatologiczny. Życzył sobie bowiem, ażeby spełniła się zobowiązująca obietnica Pana Jezusa, wypowiedziana do św. Faustyny, że z tego sanktuarium ma wyjść "iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego przyjście". A więc wymiar ostatecznego przyjścia Chrystusa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Rozbudzić "wyobraźnię miłosierdzia"
Właściwie wszędzie potem Ojciec Święty mówił o tym miłosierdziu. W wielkim parku na Błoniach, gdzie było ponad dwa miliony ludzi, a wśród nich także dużo Słowaków wraz z prezydentem Słowacji, Papież beatyfikował cztery osoby, wskazując na nie jako na przykład realizowania miłosierdzia. Cztery osoby bardzo różne, a każda z nich fascynująca.
- Zygmunt Feliński. Został arcybiskupem Warszawy, ale pełnił tę funkcję zaledwie przez niecałe dwa lata, bo zesłano go do Rosji. Dwadzieścia lat spędził na zesłaniu. Te ciężkie lata wypełniał czynieniem miłosierdzia i nauczaniem o Chrystusie. Kiedy po dwudziestu latach, za interwencją Stolicy Świętej, został zwolniony, nie pozwolono mu wrócić do Warszawy. Nie tracił jednak czasu: przez dalsze dwanaście lat życia nadal hojnie realizował miłosierdzie, dzielił się bogactwem swojego serca i głoszeniem Słowa Bożego. Ojciec Święty dał abp. Felińskiego za przykład biskupom w realizacji duszpasterskiego programu miłosierdzia.
- Błogosławionym został też Jan Beyzym, znany przede wszystkim jako niestrudzony misjonarz trędowatych na Madagaskarze. Wybudował tam dla nich nowoczesny szpital, do dziś istniejący. Służył całym sercem tym biednym ludziom. Ale Papież powiedział, że największym darem dla trędowatych był Chrystus, Ewangelia; że prowadzenie do Chrystusa jest największym darem miłosierdzia. I dlatego wezwał Ojciec Święty do hojności w promocji powołań misyjnych, by dzielić się nie tylko chlebem, ale przede wszystkim Chrystusem.
- Innym błogosławionym został ks. Jan Balicki. Był on profesorem, a potem rektorem seminarium. Pełnił dzieła charytatywne, ale Ojciec Święty powiedział, że największym dziełem jego miłosierdzia była służba w konfesjonale. Do niego przychodzili ludzie przede wszystkim spowiadać się. I tu Ojciec Święty zwrócił się do wszystkich kapłanów, by dzielili się hojnie i mądrze miłosierdziem Bożym w konfesjonale.
- Ostatnią beatyfikowaną osobą była młoda siostra zakonna - Sancja Szymkowiak. Jako studentka była bardzo czynna w organizowaniu pomocy dla najbiedniejszych dzielnic miasta Poznania, jak również w życiu modlitwy i w apostolstwie. Podejmując życie zakonne, napisała w swoim pamiętniku: "Chrystus chce mnie mieć zakonnicą świętą. (...) Ja świętą muszę zostać za wszelką cenę. Droga, którą muszę pójść i która jest najwłaściwsza, to pokora. Walkę muszę wydać miłości własnej. (...) Gdy upadnę, pilnie będę się strzegła przygnębienia. Bóg to sprawi, bym upokorzyła się coraz bardziej i oddała się miłości". Niedługo potem wybuchła II wojna światowa. S. Sancja mogła pojechać do domu. Została jednak, by opiekować się więźniami francuskimi i angielskimi. Znała bowiem języki. To naraziło ją na gruźlicę i śmierć. Więźniowie nazywali ją "świętą Sancją", "naszym aniołem". Kiedy umarła, całowali jej ręce. Mówili: "zmarła święta". Umierając, powiedziała do swoich współsióstr: "Powierzajcie mi wasze problemy. Ja będę je przedstawiała Chrystusowi, bo umieram z miłości, a Miłość miłości niczego odmówić nie może".
Postacie piękne, fascynujące. Słudzy miłości. I na tle tych przykładów, tak bardzo różnych, nabrały rumieńców i konkretności słowa Papieża, który wzywał, byśmy wszyscy praktykowali miłosierdzie w jakichkolwiek okolicznościach życia się znajdujemy. Nabrały rumieńców słowa Ojca Świętego, wzywającego do rozbudzenia w nas "wyobraźni miłosierdzia".
A więc nie była to tylko jakaś manifestacja. To było wciągnięcie wszystkich w wielką logikę miłosierdzia. Miłosierdzia w podwójnym aspekcie: potrzebujemy miłosierdzia i mamy być miłosiernymi dla innych.
Potem Papież pojechał do sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie czcimy Matkę Bożą Bolesną, i tam znowu mówił o miłosierdziu, tym razem w świetle tajemnicy Maryi, która jest nazywana Matką Miłosierdzia.
Eucharystia a orędzie o Miłosierdziu Bożym
Moi Kochani, mając przed oczyma to wnikliwe, wielopłaszczyznowe i porywające orędzie Ojca Świętego o miłosierdziu Bożym, pragnę podczas tej Mszy św. przede wszystkim podkreślić to, co Ojciec Święty kilkakrotnie powiedział, mianowicie, że pełnia tego wielkiego miłosierdzia Bożego objawiła się w Ofierze Krzyża.
I właśnie ta Ofiara Krzyża została uwieczniona, staje się rzeczywiście obecna i skutecznie działająca w każdej Eucharystii, podczas każdej Mszy św. Uczestnicząc we Mszy św., stajemy niejako pod krzyżem Chrystusa, powtarzam - rzeczywiście obecnego i skutecznie działającego wśród nas, czyli stykamy się z tym największym przejawem miłosierdzia Bożego. Czerpiemy z tego krzyża łaskę, przebaczenie, pomoc - wszystko.
A z drugiej strony, ta Eucharystia uzdalnia nas także, byśmy miłosierdzie okazywali innym; i jest zarazem jakimś wezwaniem, byśmy te nasze czynności miłosierdzia podczas Eucharystii łączyli z wielką ofiarą Chrystusa na krzyżu.
Toteż Eucharystia wyraża i zamyka wszystko to, o czym mówił Papież na temat miłosierdzia. Orędzie Papieża i Eucharystia są ze sobą ściśle złączone. Nie można na serio sprawować Eucharystii, nie doświadczając miłosierdzia Bożego i nie czując się przynaglonym do praktykowania tego miłosierdzia.
Pielgrzymka Ojca Świętego minęła. Ale Eucharystia została. Mamy ją do dyspozycji zawsze i wszędzie. Niech Eucharystia pomoże nam zrealizować to nauczanie Ojca Świętego o miłosierdziu. Ale niech także to nauczanie Ojca Świętego pomoże nam sprawować Eucharystię i owocnie w niej uczestniczyć. A to wszystko po to, aby orędzie Następcy św. Piotra o miłosierdziu Bożym nie przestało odbijać się echem w naszych sercach i przynosiło owoce.
To wszystko po to, abyśmy także w logikę miłosierdzia Bożego, z którym łączymy się w Eucharystii, włączyli nasze prace - w sądach kościelnych, w szkołach czy gdziekolwiek indziej. A Matka Boża, "Mater Misericordiae" - Matka Miłosierdzia, niech nam w tym wszystkim dopomoże.