Wchodzę przez drzwi znajdujące się na końcu długiego, seminaryjnego korytarza. Przed moimi oczyma otwiera się świat zupełnie inny niż ten, w którym byłem jeszcze przed chwilą. Pierwsze spostrzeżenie to światło. Wiosną, po południu promienie słońca przenikają przez matowe szyby kaplicy i strumieniami opadają na niewielkie prezbiterium i część ławek. Kaplica wypełnia się złotą barwą. W centrum połyskuje srebrne tabernakulum - mieszkanie Boga. Przychodzę właśnie po to, by spotkać Gospodarza tego miejsca - Jezusa. Siadam na swoim miejscu w ostatniej ławce. Lubię te wiosenne popołudnia. W kaplicy o tej porze zazwyczaj jest pusto - tylko Jezus i ja. I niewiarygodna cisza, zważywszy, że wokół, w centrum miasta są właśnie godziny szczytu!
- Posiedzę z Tobą, Jezu, kilka minut. Jestem, słucham... - mówię do Jezusa w myślach.
Po chwili skupienia zaczynam się rozglądać po kaplicy. W tym roku kończę seminarium. Niedługo nie będę już tu przychodził. Ilu kapłanów, którzy od lat pracują w naszej diecezji, zasiadało w tych samych ławkach? Zachwycali się urokiem tego miejsca, marzyli o przyszłej pracy kapłańskiej. Ta kaplica niejedno widziała. W końcu ma już prawie 80 lat - powstała za czasów Błogosławionego Arcybiskupa Antoniego Juliana Nowowiejskiego. Pamiętam stare fotografie, zrobione jeszcze przed wojną i te wykonane tuż po niej. Wyglądała zupełnie inaczej... Budzę się z zamyślenia. Czas wracać do zajęć. Przyjdę później.
Po kolacji idę ze wszystkimi do kaplicy. Rozpoczyna się wystawienie Najświętszego Sakramentu. Diakon, ubrany w złotą kapę, wychodzi z zakrystii, wszyscy klękają. Po chwili na ołtarzu staje Jezus ukryty w pięknej, złocistej monstrancji. Po kaplicy rozchodzi się pachnący dym kadzidła. Po skończonej pieśni - cisza. Patrzę na Hostię. Podświetlona monstrancja połyskuje i śle promienie na całą kaplicę niczym małe słońce. Uświadamiam sobie obecność Boga. Wiem, że tu, przed Jezusem dokonują się najważniejsze dla kleryckiego życia wydarzenia, choć na pierwszy rzut oka nic się nie dzieje! Zapadła mi w pamięci rozmowa z jednym z moich kolegów - Pawłem.
- Jedno wydarzenie, które dobrze pamiętam, przeżyłem dopiero na czwartym roku. - wspominał z dużym wzruszeniem.
Widziałem, że to, co chce powiedzieć, jest dla niego bardzo ważne.
- W dziwny sposób doświadczyłem obecności Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Nie potrafię opisać, jak to wyglądało, ale to było bardzo mocne, to światło Ducha Świętego. W białym Chlebie zauważyłem Bożą wszechmoc! - w jego głosie brzmiała niewzruszona pewność.
Wracam myślami do kaplicy. Znów patrzę na Najświętszy Sakrament. Modlę się jeszcze przez chwilę. Wstaję, klękam przed ołtarzem, kłaniam się i wychodzę. Inny.
Często przychodzę do kaplicy, bo i modlitw w seminarium jest dużo. Trudno zawsze o głębokie skupienie, czasem różne myśli kołaczą się po głowie, a oczy błądzą bez celu. Rozglądam się po ścianach i suficie, w końcu spoglądam na duży krucyfiks umieszczony nad tabernakulum. Faktycznie - jest ładny, ale dlaczego na środku, w centralnym miejscu kaplicy jest tylko zwykły drewniany krzyż? Nie mógłby być jakiś ładny, stary ołtarz? Zaraz, zaraz, chyba tu rzeczywiście kiedyś był ołtarz z jakimś obrazem! Czekam niecierpliwie do końca wspólnych modlitw. Wychodzę z kaplicy. Na ścianie, zaraz za drzwiami, wisi stare zdjęcie, sprzed wojny. Rzeczywiście - w głównym, jeszcze przedsoborowym ołtarzu, umieszczona była figura Matki Bożej.
Dwa dni później spotykam ojca duchownego ks. Sławomira Zalewskiego. Chcę się dowiedzieć, co dla Ojca jest najważniejsze w naszej kaplicy. I nagle zaskoczenie. Pytałem sam siebie, czemu nad tabernakulum, na środku, umieszczony jest tylko zwykły krzyż. Ojciec odpowiada tak, jakbym go o to zapytał, a przecież nie wiedział o moich wątpliwościach.
- Dla mnie najważniejsze w kaplicy są krucyfiks i tabernakulum. Figura Jezusa umieszczona na krzyżu jest uszkodzona. Brakuje palców u rąk.
- Naprawdę? - pomyślałem. - Nigdy tego nie zauważyłem, a przecież patrzę na tę figurę 6 lat!
Ojciec kontynuuje, nie dostrzegając mojego zdziwienia.
- To szczegół, ale bardzo wymowny. Wskazuje na ogrom cierpienia za mnie. Ciało Jezusa jest w stężeniu, wysiłku, cierpieniu - to cena miłości, jaką Jezus zapłacił. Tabernakulum jest tuż obok krucyfiksu - znaku zbawienia. To dla mnie symboliczne.
Ostatnie zdanie wypowiada przyciszonym głosem, przerywa, zamyśla się... Po chwili poprawia się w fotelu i spogląda prosto na mnie.
- Widzę, że dla kleryków kaplica jest bardzo ważnym miejscem - kontynuuje. - Przychodzą tu często, przecież mogłoby im spowszednieć. Ale tak nie jest. Kaplica stanowi wyjątkowy, święty azyl. To miejsce nie pozwala im trwać w „świętym spokoju”. To tu słyszą głos wzywający: „Pójdź za Mną! Pójdź wyżej!” - to ciche przyzywanie miłości...
W ciepłym, spokojnym, ale i zdecydowanym głosie można wyczuć, że kaplica jest dla Ojca bardzo ważna.
- To miejsce powinno wyglądać pięknie! - dodaje.
Jest parę minut po 13. Siedząc w kaplicy, kończę Godzinę Czytań. Do wspólnej południowej adoracji mam jeszcze kilka minut. Patrzę na tabernakulum umieszczone w zagłębieniu ściany. To oczywiste, że ono tutaj jest - oczywiste, że w kaplicy mieszka Jezus. Ale nie zawsze tak było. W czasie okupacji hitlerowskiej w seminarium mieściła się siedziba SS. W kaplicy hitlerowcy utworzyli kasyno!
Po wojnie Jezus wrócił do swego domu. 30 lat później, w czasie przebudowy kaplicy, którą prowadzono w latach 70., znów nie przechowywano w niej Najświętszego Sakramentu. Przypominam sobie rozmowę z księdzem rektorem Bogdanem Czuprynem. Mówił o swoich pierwszych doświadczeniach w seminarium - były związane właśnie z kaplicą. Przed oczami staje mi postać Rektora, który ze wzruszeniem opowiadał:
- Gdy ja przychodziłem do seminarium, kaplica była remontowana. To był wrzesień 1976 r. Kiedy wszedłem do kaplicy, nie było tabernakulum, była tylko wnęka wykuta w ścianie. Dopiero następnego dnia, albo dwa dni później, wstawiono tabernakulum i uroczyście przeniesiono Najświętszy Sakrament. Wtedy miałem takie odczucie, że jest tu już Chrystus. Mam już tu z Kim się spotkać, porozmawiać - mówił, patrząc w delikatną przestrzeń swoich wspomnień.
Do kaplicy schodzi się coraz więcej osób. Wracają tu także moje myśli, a przed oczami znów staje lśniące tabernakulum. Rozpoczyna się wspólna modlitwa, krótki rachunek sumienia, Anioł Pański i można iść na obiad. Kaplica pustoszeje.
Piątkowy wieczór. Niedawno skończyła się Msza św. Niektórzy odprawiają wtedy Drogę Krzyżową. Przesuwają się powoli wzdłuż prawej ściany, zatrzymując się przy poszczególnych stacjach. Wykonane z brązu płaskorzeźby skłaniają do medytacji. To nie tylko sceny z Drogi Krzyżowej, to owoc modlitwy artysty. Kilka lat temu wspominał o tym ksiądz profesor Tadeusz Rutowski. Następnego dnia umawiam się z nim na spotkanie. Mój rozmówca, ucieszony wizytą, chętnie opowiada o czasach przebudowy kaplicy, remontach. Kiedy przechodzimy do rozmowy o drodze krzyżowej, na twarzy Księdza Profesora pojawia się wyraz troski.
- Po przebudowie kaplicy niepokoiła mnie droga krzyżowa. Wtedy były to (do początku lat 80.) zwykłe krzyżyki rozwieszone na ścianach wokół całej kaplicy. Dlatego jako ówczesny rektor starałem się przygotować nową drogę krzyżową.
Twarz mojego rozmówcy rozpromienia uśmiech. Z większym zaangażowaniem opowiada dalej.
- Nawiązałem kontakt z prof. Jarnuszkiewiczem. Kiedy przyjechał, stwierdził, że w pięciu wnękach na prawej ścianie kaplicy można umieścić po trzy stacje i rozszerzyć drogę krzyżową do 15 stacji. Sporządził rzeźby, które miały służyć do wykonania odlewów. Po zmianie biskupa diecezji i rektora zamówienie stanęło pod znakiem zapytania. Wtedy prof. Jarnuszkiewicz napisał do mnie, że tę drogę krzyżową traktuje jako dzieło życia i niezależnie od decyzji nowych władz prace zakończy. Ostatecznie jednak droga krzyżowa trafiła do seminaryjnej kaplicy - kwituje z satysfakcją Ksiądz Profesor.
Jestem zaskoczony. Nie tyle samą opowieścią, ile raczej swoim zainteresowaniem. Gdy słucham wspomnień i opowieści o kaplicy, to miejsce zaczyna we mnie żyć. Krucyfiks przestaje być zwykłym krucyfiksem, droga krzyżowa - zestawem całkiem schludnych stacji, tabernakulum... Nie! Tabernakulum zawsze było niezwykłe...
Wieczorne nabożeństwo. Wszyscy w kaplicy. Wokół - czarno od sutann. Dziś będzie Różaniec, wiadomo - sobota to dzień Matki Bożej. Ojciec Duchowny po krótkim wprowadzeniu klęka i prowadzi modlitwę:
- Zdrowaś Maryjo, łaski pełna...
Po chwili chór kleryków odpowiada gromkim głosem:
- Święta Maryjo, Matko Boża...
Trzymając różaniec w dłoni, spoglądam lekko w lewo. Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Zwyczajny, w drewnianych ramach. Przypominam sobie - mówił o nim ksiądz profesor Rutowski. Obraz podarował do kaplicy ks. Czesław Głowicki w czasach, kiedy był ekonomem seminaryjnym. Gubię rytm Różańca, w sercu zwracam się do Matki Bożej. Rozmawiam. Gdy wracam myślami do kaplicy, słyszę:
-...i na wieki wieków. Amen.
Koniec Różańca, błogosławieństwo. Może zostanę jeszcze na chwilę.
Jestem organistą, więc często we Mszy św. uczestniczę z niewielkiego chórku. Widzę wtedy całą kaplicę z góry, prezbiterium, ołtarz i ławki są znacznie niżej. Na wysokości moich oczu znajduje się napis, który dobrze pamiętają wszyscy księża naszej diecezji: „Nie wyście Mnie obrali, alem Ja was wybrał. J XV 16”. Na pewno jest stary - sigla są zapisane jeszcze przy pomocy rzymskich liczb. Te słowa do wielu przemawiają.
Gdy pytam kolegę, co znaczą dla niego słowa z nad ołtarza, słyszę:
- Przypominają mi, że powinienem być pokorny wobec daru Boga, że to On decyduje o powołaniu, a nie ja - dzieli się swoimi myślami Piotr. - Mówią mi, że jestem takim samym człowiekiem jak inni - ani lepszym, ani gorszym. W Jezusie leży cała moja moc - podkreśla.
Czas na wizytę u księdza rektora Bogdana Czupryna. Wiem, że planuje remont kaplicy. Jest niezbędny, bo na ścianach i wyposażeniu widać ząb czasu. Z resztą trzeba także dostosować kaplicę do wymagań przepisów liturgicznych. Eucharystia sprawowana w seminarium winna być wzorcowa, ponieważ stanowi najlepszą szkołę liturgii dla przyszłych kapłanów. Ksiądz Rektor jak zwykle przyjmuje mnie bardzo życzliwie. Siadamy w gabinecie. Pytam o projekt przebudowy. Mój rozmówca rozwija na biurku duży rulon białego brystolu. Mam okazję jako jeden z pierwszych zobaczyć, jak będzie wyglądać w przyszłości kaplica Dobrego Pasterza w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku. Ksiądz Rektor z zaangażowaniem omawia projekt. Zwraca uwagę na wizerunki Błogosławionych Biskupów Męczenników: Antoniego Juliana Nowowiejskiego i Leona Wetmańskiego. Oni byli związani z tym miejscem.
- Biskup Wetmański przez wiele lat był ojcem duchownym w naszym seminarium, spędzał w tej kaplicy wiele czasu - przypomina Ksiądz Rektor. - Kiedy otrzymałem rysunek projektu przebudowy, nie podobało mi się, że krzyż i wizerunki naszych Błogosławionych Biskupów będą umieszczone po lewej stronie. Zmieniłem zdanie dopiero, gdy zobaczyłem przedwojenne zdjęcie kaplicy, na którym dokładnie w tym miejscu - po lewej stronie - stoi konfesjonał. Tu swoją posługę pełnił ówczesny Ojciec Duchowny ks. Leon Wetmański. Teraz w tym samym miejscu zostanie upamiętniony - opowiada.
Ksiądz Rektor zwija brystol. Ja dziękuję za rozmowę i wychodzę.
Dość poszukiwań. Czas znów pójść do kaplicy, usiąść w ostatniej ławce. Kolejne wiosenne popołudnie, światło, cisza. To jest serce seminarium. Stąd, od Jezusa mieszkającego w tabernakulum, płynie duchowa moc. Zadziwiające jest, jak zmienia się sposób mówienia księży i kleryków, gdy zaczynamy rozmawiać o tej kaplicy. Za każdym razem głos staje się cieplejszy, mowa spokojniejsza. Tak, jakby w sercu została poruszona jakaś bardzo wrażliwa struna. Dopiero teraz uświadamiam sobie, ile tajemnic kryje w sobie nasza kaplica. Tu dzieją się rzeczy największe i najbardziej osobiste. To tu Bóg czyni każdego z nas kapłanem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu