Działania ministra są zgodne z deklaracjami ustępującej ekipy rządzącej. Co jednak dziwi i niepokoi, to brak pełnej analizy dotychczasowych wydatków z budżetu na ten cel i skuteczności samego programu. Odchodzący minister ogłosił, że budżet państwa musi wyasygnować na tę procedurę aż 304 mln zł do 2019 r., nie przedstawiając żadnych danych, które by ten niebagatelny wydatek uzasadniały. Procedura „leczenia” metodą in vitro jest realizowana od 2013 r. przez zwolenników technologii wspomagania prokreacji. Do dziś nie wiemy, na co wydano publiczne pieniądze, ile ludzkich zarodków zamrożono, ile zniszczono, a jaka liczba zabiegów zakończyła się - wg ustawodawcy - powodzeniem. Ustępująca ekipa rządząca nie widzi powodów, by wyjaśniać, w formie finansowych raportów, na co wydaje publiczne pieniądze. I dlaczego planuje wydawać kolejne.
Reklama
Wydaje się, że decyzja została podjęta tylko po to, aby rząd Prawa i Sprawiedliwości, który ustawę krytykował, od samego początku skazać na wojnę propagandową z podtekstem ideologicznym. Jest to działanie o tyle nieuczciwe, że sama ustawa, bez odniesień do stanowiska Kościoła, jest prawnym bublem, wdrożonym bez dokładnej analizy. Miała być flagowym sukcesem w kampanii Ewy Kopacz, a tak naprawdę sparaliżowała działanie wielu placówek wykonujących zabiegi in vitro. Ludzkie zarodki, zamrażane i niszczone, pozostawiono bez procedur kontroli i ochrony. Nikt nie bierze odpowiedzialności za to, co się z nimi dzieje. Bo prawo tego nie egzekwuje.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przewodniczący Zespołu Episkopatu ds. Bioetycznych, abp Henryk Hoser w ten sposób skomentował decyzję ministra zdrowia: - Jest to jakiś dziwny odruch nadgorliwości, ponieważ wiadomo, że następuje zmiana obozu rządzącego i że ustawa ta była i będzie kontrowersyjna, w związku z tym takie długofalowe działanie jest bezpodstawne.
A więc polityka.