Zwycięska Bogurodzico, racz przyjąć dzisiaj hołd rycerskich vot żołnierskiej cnoty, który składamy w imieniu zastępów obrońców Ojczyzny sześć wieków wspieranych twoimi mocami”. Te podniosłe słowa usłyszało kilkadziesiąt tysięcy pątników obecnych na Jasnej Górze 3 maja 1976 r. Wypowiedzieli je najstarsi rangą generałowie i oficerowie II Rzeczypospolitej, odpiąwszy od swych mundurów najwyższe odznaczenie wojenne – Order Virtuti Militari. W obecności prymasa Stefana Wyszyńskiego oraz kard. Karola Wojtyły złożyli je u stóp Jasnogórskiej Hetmanki.
Order wolnych Polaków
Reklama
Order Virtuti Militari został ustanowiony w 1792 r., po zwycięskiej bitwie stoczonej pod Zieleńcami w obronie Konstytucji 3 maja. Był solą w oku Rosjan i rodzimych zdrajców z konfederacji targowickiej. Przypominał bowiem o polskim zwycięstwie, które odwlekło w czasie utratę niepodległości i rozbiory. Już w sierpniu 1792 r. targowiczanie ogłosili uniwersał, w którym zakazywali noszenia tego dumnego odznaczenia. Dwa lata później nieszczęsny król Stanisław August Poniatowski, wykonując osobiste polecenie carycy Katarzyny, wydał bezwzględny zakaz noszenia orderu i nakazał ich zwrot na dwór królewski pod groźbą „najsurowszych kar kryminalnych”. W okresie Księstwa Warszawskiego jego nadawanie przywrócił książę Józef Poniatowski, a dumne odznaczenie otrzymało prawie 2,5 tys. patriotów walczących o niepodległość w okresie wojen napoleońskich. Również Sejm Królestwa Polskiego obradujący podczas powstania listopadowego podjął uchwałę o nadawaniu orderu. Tradycję orderową po raz pierwszy na dużą skalę podeptał car Mikołaj I, degradując Virtuti Militari do rangi odznaczenia, które wręczał... żołnierzom szczególnie zasłużonym w tłumieniu powstania listopadowego, nazwanego w ukazie carskim buntem polskim. Na wstędze orderowej Virtuti Militari zawieszono także Medal za Wzięcie Szturmem Warszawy w 1831 r.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Restytucja orderu nastąpiła tuż po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, a jedne z pierwszych odznaczeń przypinał do piersi ostatnich żyjących powstańców styczniowych Marszałek Józef Piłsudski. Order był elitarny, ale także egalitarny. Dostawali go zarówno dowódcy, jak i szeregowi żołnierze. Warunkiem była okazana na polu chwały dzielność. Najmłodszy kawaler orderu – Antoś Petrykiewicz miał zaledwie 13 lat. Jak napisał poeta Henryk Zwierzchowski, z „czapką większą od głowy” walczył w obronie Lwowa w 1918 r., a w pamięci swego dowódcy Romana Abrahama zapisał się jako „nieustępliwy”. Broniąc tzw. reduty śmierci na Persenkówce, został ciężko ranny w przededniu Wigilii Bożego Narodzenia. Odszedł na wieczną wartę w szpitalu polowym po 2 tygodniach zmagań o życie. Order stał się jednym z symboli niepodległej Polski. Odznaczone nim zostały Lwów, a w 1939 r. Warszawa – miasta zawsze wierne i niezwyciężone.
Order zhańbiony
Reklama
Do niechlubnej tradycji okresu zaborów, kiedy to Rosjanie honorowali tym orderem wrogów Polski, powrócono w PRL. W czerwcu 1946 r. w wyniku obławy zginął jeden z najdzielniejszych żołnierzy niezłomnych – mjr Marian Bernaciak „Orlik”. Dwa dni po jego śmierci w Naczelnym Dowództwie Wojska Polskiego powstał osławiony rozkaz personalny nr 593, na mocy którego pięciu morderców bohatera odznaczono Virtuti Militari za „dzielne zachowanie się w walce z bandą «Orlika», za zabicie herszta bandy i zdobycie ważnych dokumentów tyczących działalności tej bandy”. Podobnych przypadków było wiele. Najbardziej hańbiące były uchwała Krajowej Rady Narodowej o nadaniu orderu Iwanowi Sierowowi, szczególnie zasłużonemu w instalowaniu w pojałtańskiej Polsce sowieckiego aparatu represji, a także decyzja Rady Państwa o przyznaniu w 1974 r. Krzyża Wielkiego Orderu Wojennego Virtuti Militari Leonidowi Breżniewowi. Ten ostatni akt wywołał stanowczy sprzeciw niepodległościowego środowiska kombatanckiego. Weterani postanowili dać temu publicznie wyraz i manifestacyjnie złożyć własne odznaczenia na Jasnej Górze. Miały to być nie tylko protest wobec zhańbienia orderu, ale także – a właściwie przede wszystkim – czytelny znak przywiązania do tradycji katolickiej i akt dziękczynno-błagalny w intencji ojczyzny. Pomysłodawcami byli trzej przebywający w kraju najstarsi rangą generałowie. Cieszyli się ogromnym autorytetem, popartym bohaterskimi biografiami. Generał Mieczysław Boruta-Spiechowicz walczył w Legionach, w wojnie z bolszewikami, a we wrześniu 1939 r. dowodził Grupą Operacyjną „Bielsko”. Po wyjściu z niewoli sowieckiej był dowódcą 5. Dywizji Piechoty w armii gen. Andersa, a potem Korpusu Pancerno-Motorowego w Szkocji. W powojennej Polsce prowadził najpierw małe gospodarstwo rolne, a potem angażował się w działania wspierające opozycję niepodległościową. Generał Roman Abraham był jednym z dowódców obrony Lwowa w 1918 r. i jako kawalerzysta bronił ojczyzny w wojnie z bolszewikami, a także w walkach z Niemcami w III powstaniu śląskim. W kampanii wrześniowej dowodził Wielkopolską Brygadą Kawalerii, wziął udział w bitwie nad Bzurą i w obronie Warszawy. W czasie wojny był przetrzymywany w niemieckiej niewoli, a w PRL współorganizował niezależny od władz ruch kombatancki. Trzecim pomysłodawcą złożenia orderów na Jasnej Górze był gen. Jan Jagmin-Sadowski, legionista, przedwojenny pracownik Biura Ścisłej Rady Wojennej, a we wrześniu 1939 r. dowódca Grupy Operacyjnej „Śląsk”. O swym pomyśle wojskowi poinformowali paulina i opiekuna kombatantów – o. Eustachego Rakoczego, który został wyznaczony przez prymasa Polski do pełnienia funkcji jasnogórskiego kapelana Żołnierzy Niepodległości. Napisali wspólny list do kard. Stefana Wyszyńskiego. Pomysł nie tylko uzyskał jego akceptację, dodatkowo ustalono, że ceremonia przekazania odznaczeń odbędzie się podczas centralnych obchodów inaugurujących jubileusz 600-lecia sanktuarium jasnogórskiego. „Osobiście pobłogosławię ten dar Panów Generałów, składany w imieniu zastępów obrońców Ojczyzny” – napisał w kwietniu 1976 r. w liście do gen. Boruty-Spiechowicza Prymas Tysiąclecia.
Pamiętamy, czuwamy
Na uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski – 3 maja 1976 r. przybyły na Jasną Górę tysiące wiernych. Mszy św. odprawianej na wałach przewodniczył metropolita krakowski kard. Karol Wojtyła, a kazanie wygłosił kard. Wyszyński. Było ono niezwykle mocne, nawiązywało również do sytuacji bieżącej w kraju. „Jest rzeczą nie do uwierzenia – powiedział prymas – że w czasach współczesnych, w XX wieku, zdarzają się sytuacje, że władze państwowe mobilizują środki dane im przez naród do dyspozycji dla dobra społecznego, na zwalczanie i wyniszczanie religii. Za dużo jest w naszym kraju obcych naleciałości. Każdy naród powinien zachować swój własny styl, broniąc wypracowanych wartości, zwyczajów i obyczajów. Trzeba odważnie stać na polskiej ziemi, oddychając polskim powietrzem i dorobkiem dziesięciowiecza naszej kultury narodowej, która jest zarazem kulturą religijną”. Słów tych słuchali z uznaniem weterani walk o niepodległość towarzyszący generałom II RP. Było ich kilkuset. Na Jasną Górę przyjechali legioniści na czele z ubranym w szary mundur i maciejówkę por. Stanisławem Leszczyc-Przywarą, powstańcy wielkopolscy i śląscy, uczestnicy wojny z bolszewikami i żołnierze ze wszystkich frontów II wojny światowej, wśród których wyróżniali się o. Adam Studziński, dominikanin, kapelan spod Monte Cassino, i płk Stanisław Oyrzyński, sławny artylerzysta spod Tobruku i uczestnik kampanii włoskiej. Tuż po modlitwie wiernych podeszli oni w procesji do ołtarza, niosąc na ozdobnych poduszkach odpięte od mundurów Ordery Virtuti Militari. Zabrzmiała najstarsza pieśń rycerska Bogurodzica, a sygnaliści odegrali na trąbkach Hasło Wojska Polskiego. Generał Boruta-Spiechowicz łamiącym się głosem powiedział: „Królowo Korony Polskiej. (...) Racz przyjąć jako dar wdzięczności najwyższe odznaczenia męstwa Polaków. Jesteśmy przy Tobie, pamiętamy, czuwamy”. Rozległ się huragan braw, pomieszany ze łzami wzruszenia, które obecnym na uroczystościach płynęły po policzkach. Takiej chwili nie pamiętano od bardzo dawna. „Wydawało się, że tu na chwilę powróciła II Rzeczpospolita” – wspominał o. Eustachy Rakoczy – „że żyjemy na skrawku wolnej Polski – dumnej, rycerskiej, niepodległej”.
Było to jedno z tych wydarzeń, które pobudziły Polaków do wstania z kolan i zerwania kajdan niemocy i niewoli. Niecałe 2 miesiące później zaczął się bunt robotników w Radomiu i Ursusie, a po nim przyszły działania opozycji niepodległościowej i antykomunistycznej, których komuniści nie mogli już zatrzymać.
Autor jest historykiem, w latach 2016-24 był Szefem Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych.