Róża Zamoyska będąc osoba bardzo opanowaną i odważną, a jednocześnie nieugiętą wobec władz okupacyjnych, często wygrywała z nimi w sprawach wydawać by się mogło beznadziejnych. Tak było właśnie w przypadku
dzieci, których tragiczny los budził stały niepokój ordynatowej i innych członków komitetu. O pozwolenie na wywiezienie części z nich z obozu i umieszczenie w ordynackiej ochronce, Jan Zamoyski zwrócił
się w specjalnym memoriale bezpośrednio do Odilo Globocnika i niemal cudem ją uzyskał. Szef SS i policji zgodził się na zabranie z obozu dzieci do lat sześciu, po uprzednim uzyskaniu zgody ich matek.
W niedzielę 23 lipca 1943 r. do obozu przybyła delegacja Komitetu na czele z Różą Zamoyską i ks. Stanisławem Szepietowskim. Ordynat Jan Zamoyski stanął przed skatowanymi i przerażonymi matkami, które
kurczowo tuliły do siebie pociechy. Komendant obozu wraz z uzbrojonymi esesmanami powitał członków Komitetu ironiczną uwagą: "A co będzie, jeśli matki nie zechcą oddać dzieci?". Ordynat Jan Zamoyski wspominał
wiele lat później, że przez ciągnącą się w nieskończoność chwilę wydawało się, że będzie miała miejsce taka właśnie ewentualność. Mimo długich tłumaczeń i perswazji, matki nie zdecydowały się na oddanie
dzieci i zaistniała obawa, że cała akcja spełznie na niczym. W końcu jedna z matek, o których zwolnienie z obozu Róża wraz z mężem zabiegali u władz niemieckich, poznała kogoś z Komitetu i zdecydowała
się na oddanie dziecka, a za nią powoli poszły inne. Przekupieni strażnicy nie protestowali, gdy z obozu zabierano również dzieci nieco starsze i chore. Ogółem zwolniono wówczas 273 dzieci, które umyte
i przebrane w czyste ubrania szybko dochodziły do siebie w ordynackiej ochronce lub szpitalu. W późniejszym czasie uzyskano pozwolenie na zwolnienie jeszcze 207 dzieci. Wiele z nich zabierali do siebie
mieszkańcy Zwierzyńca i okolic, zgłaszali się też po nie krewni. Do końca istnienia obozu ordynatowa Róża Zamoyska prowadziła akcję pomocy dla osadzonych w nim ludzi. Jej bezgraniczne poświęcenie i oddanie
tej sprawie zyskało jej miano Anioła Dobroci, którego Zwierzyniec nigdy nie zapomniał. Dzieci, z którymi rodzice nie zdecydowali się rozstać, podzieliły niestety tragiczny los dorosłych, stając się więźniami
hitlerowskich obozów zagłady. Wiele osób uratowanych w tej akcji jeszcze wiele lat po wojnie korespondowało z panią Zamoyską.
Po zakończeniu wojny losy Róży Zamoyskiej toczyły się różnymi, często mało szczęśliwymi torami. Zwierzyniec opuściła wraz z rodziną w 1944 r. i zamieszkała najpierw w Ojcowie, a potem w Krakowie,
gdzie w 1945 r. przyszła na świat trzecia córka Zamoyskich - Gabriela. Decyzją władz komunistycznych ordynacja zamojska została zlikwidowana, majątek skonfiskowany, a ziemia rozparcelowana. Kolejnym miejscem
pobytu coraz liczniejszej rodziny stał się Sopot. Jan Zamoyski znalazł pracę, najstarsza córka zaczęła chodzić do szkoły, wokół gromadzili się liczni przyjaciele i znajomi. W październiku 1947 r. przychodzi
na świat wymarzony i długo oczekiwany jedyny syn Jana i Róży - Marcin. I wtedy przyszedł nieoczekiwany cios. Jan Zamoyski został aresztowany i uznany za "wroga ludu i ustroju socjalistycznego państwa".
Po długotrwałym śledztwie odbył się proces, na którym zapadł przerażający wyrok - dwadzieścia pięć lat więzienia. Podczas przerwy w rozprawie pozwolono na krótkie pożegnanie skazanego z rodziną.
Po aresztowaniu męża Róża wraz z dziećmi została zmuszona do opuszczenia mieszkania w Sopocie. Nie wolno jej było zamieszkać również w Warszawie, gdzie miała krewnych i przyjaciół. Po długich staraniach
udało jej się wynająć dom w Klarysewie, w którym zamieszkała wraz z dziećmi, matką i przydzielonym przez władze "aniołem stróżem". Na utrzymanie rodziny zarabiała pracując jako zawodowa pielęgniarka,
a także prowadząc wraz z matką niewielki kiosk warzywny. Dochody osiągane przez nią były bardzo skromne. Tak jak niegdyś walczyła o ratowanie dzieci Zamojszczyzny, tak teraz toczyła boje o godziwy byt
własnej, pozbawionej ojca rodziny. Tym tragiczniejsza była to walka, że toczyła się wśród ludzi mówiących tym samym językiem w pozornie wolnym kraju. Zapytany, dlaczego mimo że istniały takie możliwości,
Jan Zamoyski nie opuścił kraju, skazując rodzinę na tułaczkę i upokorzenia, oświadczył z prostotą: "Wychodziłem z założenia, że moje miejsce jest w Polsce, jakakolwiek by ona była". Żona doskonale rozumiejąca
męża również nie chciała emigrować, choć przez tę decyzję tak wiele musieli wycierpieć.
Po odsiedzeniu blisko ośmiu lat w więzieniu Jan Zamoyski odzyskał wolność i powrócił do rodziny. Po uzyskaniu specjalnej zgody władz mogli wreszcie spędzić pierwsze po wojnie wspólne wakacje w Zwierzyńcu.
Zgoda władz była niezbędna, ponieważ ordynat i jego rodzina nie mogli zgodnie z prawem przebywać dłużej niż 24 godziny na terenie powiatów, w których znajdowały się kiedyś ziemie i majątki należące do
ordynacji zamojskiej.
Tak więc w 1957 r. na zaproszenie pani Komorowskiej ze Zwierzyńca przybyli do miasteczka swojej młodości, aby spędzić w nim kilka tygodni. Od pierwszej właściwie nocy na ganku domu, w którym zamieszkali,
zaczęły się pojawiać anonimowe prezenty: bochny wiejskiego chleba, garnce owoców leśnych, świeże mleko czy masło. Dary te podpisywano prosto: "dla Zamoyskich". W 1960 r. przyszła na świat czwarta córka
Zamoyskich - Agnieszka, Jan zaczął pracę w szwajcarskich liniach lotniczych i rodzina w końcu osiągnęła stabilizację.
W październiku 1976 r. Róża Zamoyska zginęła tragicznie w wypadku autobusu miejskiego, w dniu, w którym odebrała wizę portugalską. Tam bowiem wraz z mężem zamierzali spędzić krótkie wakacje. Wzruszający
dowód pamięci o tej wspaniałej kobiecie dał w przemówieniu nad jej grobem ks. Czajkowski, który będąc jednym z uratowanych przez Różę dzieci, w ten sposób podziękował jej za dar największy - życie.
O swoim Aniele Dobroci nie zapomnieli także mieszkańcy Zwierzyńca, fundując przy wejściu do nowego kościoła parafialnego tablicę.
Jak zwykle w takich wypadkach koniec tej historii napisało życie. 30 czerwca 2002 r. umarł w Warszawie Jan Zamoyski. Jego pogrzeb odbył się 3 lipca tegoż roku w katedrze zamojskiej i ostatni ordynat
Zamościa spoczął w podziemiach obok swoich przodków. Po kilku miesiącach do męża dołączyła Róża Zamoyska. Jan Zamoyski przytoczył kiedyś treść kartki przesłanej przez nią w trzydziestą trzecią rocznicę
wspólnego pożycia. Dzisiaj możemy odczytać ją, jako swoisty testament tej niezwykłej kobiety: "Kochany, będąc w tym dniu daleko, myślę, że umieliśmy zachować receptę naszej wspólnej miłości, niech ona
trwa i w tym duchu piszę, jedyny mój. Twoja Rózia".
Pomóż w rozwoju naszego portalu