Święta Bożego Narodzenia są trudne dla samotnych. I dla tych, których rozmaite okoliczności życiowe oddzieliły od ludzi, których kochają, za którymi tęsknią. Mimo że o tej miłości i tęsknocie dowiadują się czasem właśnie w sytuacji oddzielenia, niemożności spotkania, rozmowy, wspólnego świętowania. Takie sytuacje graniczne często uczą nas pokory.
Psychologowie mówią, że Boże Narodzenie jest dla ludzi samotnych sytuacją z gatunku granicznych. Nawet jeśli rozłąka ta dotyczy wydarzenia pozytywnego, a nawet radosnego. W Boże Narodzenie rodzą się bowiem dzieci, ktoś dostaje wiadomość, że jego choroba nie jest tak groźna jak podejrzewano i zaraz po Świętach zostanie wypisany do domu. Jednak w czas świąteczny szpitale pełne są ludzi, których stan nie pozwala na przerwanie leczenia. Spędzą je w szpitalnych salach i po krótszej lub dłuższej wizycie rodziny z opłatkiem, czeka ich samotna, długa noc. Najsmutniejsze są wtedy oddziały dziecięce. Smutne w sposób podwójny, bo ta sytuacja jest także trudna dla rodziców, którzy tracą chęć do radości Bożonarodzeniowej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Szpitalny blues
Reklama
Maciuś, syn Majki i Darka, spędził kilka lat temu swoje trzecie Boże Narodzenie w szpitalu. Majka i Darek do ostatniej chwili mieli nadzieję, że lekarz prowadzący zdecyduje się wypisać małemu przepustkę. Nie zgodził się. Tłumaczył, że nie może narażać chłopca. Mimo że w tym czasie nie będzie miał robionych żadnych badań, musi zostać pod opieką szpitala, tłumaczył.
– Postanowiliśmy zostać z Maćkiem dopóki nas nie wyrzucą. – opowiada Majka. – Problem polegał na tym, że w domu mieliśmy dwoje starszych dzieci, których nie mogliśmy zostawić. Na szczęście przyjechała moja mama i opracowaliśmy cały strategiczny plan jak podzielić obowiązki przedświąteczne, tak żeby na spokojnie zdążyć ze wszystkim. Chodzić codziennie do szpitala i bez zadyszki przeżyć rekolekcje. Tak na marginesie – nastąpiła wówczas cudowna rodzinna mobilizacja – w jednym czasie wpadliśmy na to, żeby odbyć je w intencji Maćka. Trzeba było zrobić zakupy, kupić prezenty, posprzątać dom, a potem jeszcze stanąć w kuchni i ugotować jadło dla całej, wcale niemałej, rodziny – bo u nas do wigilijnej wieczerzy siada 12 osób. Zależało nam także na tym, żeby choroba Maćka miała jakieś wychowawcze oddziaływanie na starsze rodzeństwo. Nie chodziło o to, żeby się martwili i tęsknili za „Maciem” – jak go nazywali. Chcieliśmy, żeby rozumieli powagę sytuacji. Zaskoczyło nas, jak największy rozrabiaka w rodzinie, nasz pierworodny Janek, oznajmił przy obiedzie, że właśnie obiecał Panu Bogu, że nie będzie dokuczał siostrze, dopóki najmłodszy nie wyzdrowieje. Paula, jak tylko usłyszała brata, natychmiast zobowiązała się, że ona rezygnuje ze słodyczy – w tej samej intencji.
Reklama
– Staraliśmy się trzymać i nie popłakiwać po kątach, ale Wigilia była naprawdę trudna. – wspomina Darek. – Siedzieliśmy z Maciusiem w szpitalnej sali. Resztę rodziny przed zmrokiem wyprawiliśmy do domu, obiecując, że wrócimy natychmiast jak mały zaśnie. Maciek nie zasypiał, marudził. Okazało się, że gorączka rośnie. Lekarz miał rację – w Noc Bożonarodzeniową przyszedł kryzys. Personel wyprosił nas z sali na korytarz. Siedzieliśmy na twardych ławkach i odchodziliśmy od zmysłów patrząc na biegających lekarzy i pielęgniarki. Starsze dzieci bez przerwy dzwoniły, prosząc żebyśmy wreszcie przyjechali. Lekarze opanowali sytuację krótko po 5 rano. Wkroczyliśmy z żoną do domu jakieś pół godziny później i zastaliśmy całą rodzinę śpiącą pokotem przy stole i na każdym miejscu nadającym się do przytulenia głowy. Głównie na dywanie. Dopiero wtedy dotarło do nas, że przywieźliśmy im największy prezent tych Świąt – wiadomość, że Maciek będzie zdrów!
W tym roku, jak zawsze, szpitale w Sandomierzu, Tarnobrzegu, Staszowie czy Ostrowcu Świętokrzyskim mają w święta Bożego Narodzenia dyżur. Świąteczny czas nie oznacza, że nikt nie zachoruje, nie zdarzy się wypadek, nie nastąpi np. zatrucie, a takie sytuacje zdarzają się niemal w każde święta. Jeśli spadnie śnieg, a drogi i chodniki zamienią się w lodowiska, szpitale zaroją się od ludzi z połamanymi i pękniętymi kończynami. Jeśli – a tak zapewnie będzie – nieodpowiedzialni kierowcy siądą za kierownicą na podwójnym gazie, dojdzie do wypadków drogowych. Niemal pewnymi „klientami” świątecznych ostrych dyżurów, będą pacjenci z kłopotami gastrycznymi, ofiary przejedzenia.
Nie zawsze na własne życzenie
Samotne Święta mają także osoby przebywające w zakładach karnych i aresztach śledczych. Mawia się, że nawet najwięksi twardziele, miękną w świętą Noc. Oczywiście nie popłakują i nie chodzą smętnie z kąta w kąt, ale zachowują się inaczej niż zwykle. Ludzie ci, często mają za sobą trudne dzieciństwo. Doświadczyli wcześnie agresji i okrucieństwa świata, ale mimo to Boże Narodzenie budzi w nich nostalgię i tęsknoty, których źródła nie potrafią nawet wskazać. Ktoś kiedyś przez chwilę okazał im trochę ciepła i zrozumienia. Pamiętają te chwile, hołubią je, pielęgnują. Nie rezygnują z marzeń o lepszym życiu i szczęśliwej rodzinie przy świątecznym stole, bo z takich marzeń nigdy się nie wyrasta.
Reklama
Jak wyglądają święta w więzieniu? W Wigilię więźniowie odbywają spotkania opłatkowe, a popołudniu zasiadają do wigilijnego stołu. Andrzej, który ma za sobą epizod więzienny, pamięta, że jadało się wtedy smażonego dorsza, śledzie w oleju i barszcz z uszkami. Zapamiętał też niemal zupełną ciszę, jaka panowała w świetlicy, z wyjątkiem kolęd puszczanych z głośnika. Nikt jakoś nie miał ochoty na pogaduchy. Nawet ci, którzy zerwali wszelkie kontakty z rodziną, albo rodzina się ich wyrzekła, w te dni przeżywają trudne chwile. Wracają wspomnienia.
W Święta jada się lepiej, bo jak przekonuje Andrzej, zgodnie z przepisami normy żywnościowe zostają zwiększone o 30 proc. Andrzej pamięta też paczki, jakie dostawał nie tylko od rodziny, ale także od organizacji, których nie znał. W środku kawa, herbata, słodycze, czasem lepsza wędlina. Zabronione były cytrusy czy orzechy, bo np. do pomarańczy można wstrzyknąć alkohol, a w łupiny orzecha wsadzić narkotyki. Paczki były kontrolowane także z powodu ukrywanych tam noży, brzeszczotów, albo telefonów komórkowych. Część więźniów dostaje przepustki, żeby spędzić Boże Narodzenie w rodzinnym gronie. Warunkiem dostania takiego zezwolenia jest wzorowe zachowanie, praca za zewnątrz zakładu i lżejszy rodzaj przestępstwa, za jakie trafili do więzienia.
Reklama
W okresie przedświątecznym wielu ludzi stara się, by osadzonym w więzieniech i aresztach umilić ten niezwykły czas. Dobrym przykładem jest Areszt Śledczy w Nisku. W areszcie tym, zdolnym pomieścić 93 osoby, przebywają kobiety tymczasowo aresztowane i odbywające karę pozbawienia wolności z całego Podkarpacia. Niedawno stalowowolskiej Stowarzyszenie „Równowaga”, które realizuje projekt „Poza schematem”, przygotowało dla osadzonych kobiet, ich dzieci i rodzin, spotkanie „Popołudnie z rodziną”. Na zdjęciach z tego zdarzenie widzimy pięknie ubraną choinkę, a obok pełno paczek. Jest św. Mikołaj, są rozemocjonowane dzieci. Przy stołach ze świątecznym poczęstunkiem siedzą rodziny. Były konkursy, była miła atmosfera – wszystko tak, jak być powinno w świąteczny czas.
Jedno „Zdrowaś...” za pogubionych
Nasza redakcyjna koleżanka, świetna dziennikarka Joanna Operacz, mama i żona 3 dzieci, opowiada, że w tym roku będzie się modlić także za tych, którzy pogubili się w życiu. Bo kiedyś podjęli złą decyzję, może przegapili swój czas i teraz zostali sami. Nie chcieli takiego życia, ale stało się ich udziałem i teraz nie istnieje już zbyt wielkie pole manewru. Często nikt na nich już nie czeka. Jakaś rodzina gdzieś tam jest, ale z tak porwanymi więzami, że nie ma już co odbudowywać. Mogą sobie pozwolić na wyjazd all exlusive do dowolnego ciepłego kraju. Mogą wyjechać na narty w dowolne miejsce Europy – byle na stokach mieli śnieg. Ale byli już i na południu, i na nartach. Nie cieszą egzotyka i sport. Joanna pisze, że zna kogoś takiego. – Od lat korzysta z terapii psychologicznych i psychiatrycznych, bierze antydepresanty, a mimo to z najwyższym trudem zwleka się rano z łóżka. Nawet rozsądnie podsumowuje te różne terapie, którym się poddawała: niektóre pomogły jej zrozumieć problemy, ale żadna nie pomogła ich rozwiązać, bo przecież analiza i instrukcja to za mało – trzeba jeszcze mieć siłę do zmiany. Ja bym jeszcze dodała problem, który jest źródłem wszystkich innych: brak odniesienia do Tego, który nas wszystkich stworzył i który jako jedyny ma klucz do naszego szczęścia. Stawiając dodatkowe nakrycie na wigilijnym stole, postaram się pamiętać o ludziach, którzy się pogubili w życiu, bo dali się zwieść obłąkańczym modom. I pomodlę się za nich.
W te piękne święta Bożego Narodzenia, gdy radować się będziemy z narodzenia Pana w gronie najbliższych nam ludzi, pomódlmy się za tych, którym smutno i źle. Czują się samotni, odrzuceni i zapomniani, często skrzywdzeni przez los i innych. A także za tych, którzy w ten czas przeżywają trudne chwilę.