Czy pogłębiająca się wciąż przepaść między najbogatszymi a najbiedniejszymi służy gospodarce, czy jej szkodzi? Na to pytanie starał się odpowiedzieć brytyjski „The Tablet”. W artykule zamieszczonym w katolickim tygodniku: „The rich get rich and the poor get laid off” podkreślono na początku, że wyznawcy wciąż dominującej szkoły ekonomicznej uważają, iż rosnące fortuny najbogatszych przekładają się na grubsze portfele klasy robotniczej. Coraz więcej danych wskazuje jednak, że jest to przekonanie błędne, a jedną z przyczyn największych kryzysów ekonomicznych była właśnie wzrastająca nierówność między najbogatszymi a resztą społeczeństwa.
Do tej pory krytykowano ją z pozycji etycznych, podkreślając, że jest to zjawisko niesprawiedliwe. Teraz coraz częściej mówi się o tym, że jest to zjawisko szkodliwe dla ekonomii. Dane wskazują bowiem, że przed dwoma największymi we współczesności kryzysami ekonomicznymi, czyli tym z lat 30. ubiegłego stulecia i obecnym stoi właśnie nierówność w bogactwie. Tuż przed kryzysem z lat 30. udział w bogactwie jednego procenta najbogatszych wzrósł nagle z 14 do 24 proc. Obecnie jesteśmy świadkami podobnego zjawiska. W latach 1990 - 2007 taki sam udział obecnie najbogatszych ludzi wzrósł z 14,3 do 22,8 proc. Jaki jest skutek tego fenomenu? Sprawia on, że ekonomia jest mniej stabilna i podatna na kryzysy. Kryzysów nie było zaś w 40-leciu, kiedy udział w światowym bogactwie najbogatszych ludzi gwałtownie malał. Niestety, amerykański 662-stronicowy raport na temat obecnego kryzysu ekonomicznego nie wspomina nierówności w bogactwie jako jednej z przyczyn obecnego stanu rzeczy.
(pr)
Pomóż w rozwoju naszego portalu