Jestem katoliczką i wiara, a raczej patrzenie przez jej pryzmat pomaga mi zrozumieć świat, siebie samą i również siebie w sporcie. Często myślę o słowach, które usłyszałam dawno temu na kazaniu, że do nas również, jak do Jezusa w dniu Jego chrztu, Bóg mówi: To jest mój syn umiłowany, to jest moja córka umiłowana. I ta świadomość, że jestem dzieckiem Boga, daje mi poczucie tożsamości, określa mnie, daje poczucie, że nie jestem w swoich doświadczeniach sama. Mam dzięki temu swoją określoną wartość, ale również system wartości, który jest punktem odniesienia do działania na obozach, zawodach. Dzięki temu nie ma nawet szansy, żeby pójść na niektóre kompromisy. Wiara pomaga mi również w przeżywaniu porażek w sporcie. Podchodzę do nich tak jak do innych trudności w życiu, czyli jak do szansy rozwoju, do możliwości stania się lepszą.
Dla osoby wierzącej i żyjącej swoją wiarą niemożliwe jest wyłączenie Pana Boga z jakiejś dziedziny życia. Chociaż na początku swojej kariery sportowej miałam takie pokusy, dość szybko zrozumiałam, że bez powierzenia łucznictwa Panu Bogu, ale również bez częstej Eucharystii i Komunii św. moje życie nie jest spójne. I że jeżeli będę próbowała sama udźwignąć to, co mnie w sporcie spotyka, to sobie po prostu z tym nie poradzę. Gdy chodzi o modlitwę przed zawodami, to nie modlę się o samo zwycięstwo, ale o spokój i o to, żebym potrafiła pokazać siebie, swoje strzelanie, to, nad czym pracuję na co dzień. I o to samo proszę dla moich przeciwniczek – opowiada nam wicemistrzyni świata z czeskiego Pilznu.
Tekst pochodzi z archiwalnego numeru "Bliżej życia z wiarą". Najnowsza "Niedziela" do kupienia wraz z tygodnikiem "Bliżej życia z wiarą": Zobacz
Pomóż w rozwoju naszego portalu