Otrzymałem telefon od swego znajomego z Belgii, który po ostatnich
wynikach wyboru Polaków, zapytuje mnie; jak to jest, że Polak - katolik
wybiera na głowę państwa zdeklarowanego agnostyka, w dodatku taką
przewagą głosów? Trudno o jednoznaczną odpowiedź, tak do końca nie
umiałem tego wytłumaczyć? Zastanawiam się dziś na spokojnie, czy
wystarczy zrzucić winę na propagandę, marny stan uświadomienia społecznego,
polską buńczuczność, uspokajając się powiedzeniem, że "mądry Polak
po szkodzie". A może przede wszystkim Polak taki jest, dobrze się
czuje gdy jest uzależniony, gdy jest zagrożony? W dodatku tak może
być, gdy media starają się skutecznie wyciszać sumienia obywateli.
Powiadają, że Polacy wybrali kandydata, na którego życiorysie
ciąży kłamstwo dotyczące wykształcenia; nietrzeźwość bezczeszcząca
cmentarz w Charkowie i pamięć o tych, co tam spoczywają; gesty kpiące
z największego autorytetu moralnego. Czyżby Polacy tak wybrali tylko
na złość kapłanom? Współcześni Polacy lubią w deklaracjach wodzów
gładkie słowa, w których każdy może znaleźć to, co chce. Boleję nad
tym, gdy sobie to uzmysławiam. No cóż, wychodzi na jaw złożoność
polskich sumień, zwłaszcza "homo sovieticus", tym bardziej rażąca
w kontekście, Papieża z rodu Polaków.
Przy okazji wyborów uświadamiam sobie, jaki jest tak
naprawdę stan naszego społeczeństwa. Dawniej w literaturze socjologicznej
funkcjonowało określenie: Polak-katolik, określenie dobrze charakteryzujące
polską nację. Dziś zastanawiam się, czy to powiedzenie zachowało
swoją aktualność. Jeżeli tak, to na ile? A może bez oszukiwania się
trzeba zapytać wprost: Co wpływa na bylejakość naszego katolicyzmu?
O tej bylejakości możemy się przekonać oglądając quizy, zgaduj zgadule.
Najczęściej zawodnicy "padają" na pytaniach z zakresu wiedzy katechetycznej.
Niekiedy stan ich wiedzy w tym zakresie jest żenujący. Tu rodzi się
pytanie; cośmy zrobili z katolicyzmem odziedziczonym po przodkach?
Niektórzy wprost szydzą - "co zostało wam, katolikom, z tego katolicyzmu?"
.
W latach siedemdziesiątych prof. Piwowarski prowadził
badania w rejonie przemysłowym. Z badań tych niezbicie wynikało,
że nieco więcej niż 30% uczęszcza do kościoła. Powszechnie nie chciano
wierzyć w te wyniki. Atakowano profesora, że chce takie rzeczy publikować.
Dziś chyba trzeba powiedzieć, iż 30% społeczeństwa polskiego jest
w zasięgu oddziaływania Kościoła, następne 30% deklaruje swoje przywiązanie
katolickie, reszta to, niestety, grupa ludzi tak naprawdę obojętnie
lub wrogo nastawiona do Kościoła katolickiego.
Skąd się to wzięło? Albo skąd to do nas przyszło? Skąd
jest ten rozdźwięk? W pierwszym rzędzie liberalizm zachodni. Mało
uświadamiany sobie fakt, że weszliśmy zdecydowanie w to, co niesie
mętny "zachodni" styl życia. Coraz obficiej gości w naszych domach
model życia telewizyjno-internetowy. Nastąpiła transformacja społeczna,
która zaowocowała zmianami jakościowymi społeczeństwa, na siłę jesteśmy "
nowocześni". Wielu z nas jest, i to od dawna, w morzu bezideowości
lub sieciach sekt. Z drugiej strony kuleje w swych obowiązkach rodzina,
jako Kościół domowy. Zanik tradycyjnej rodziny sprawił, że w rodzinach
nie żyjemy na co dzień tym, co nazywa się katolicyzmem. Być może
trzeba sobie uświadomić, że zawodzą katolickie metody oddziaływania,
sposoby i formy przekazywania wiary. Czy aby czasem nie ślizgamy
się i to siłą rozpędu, po tematach, a może i obrzeżach życia. Być
może za mało jest dobrej formacji religijnej, zwłaszcza elit? Opowiadał
mi kolega, uczestniczący w spotkaniu młodych z Papieżem na Tor Vergata
- jak blado wyglądaliśmy przy młodych Francuzach. Myśmy tylko słuchali,
oni po wysłuchaniu przesłania Ojca Świętego wyjmowali z zanadrza
brewiarze i modlili się, gdy tymczasem nasi rodacy oddawali się bezczynności.
I znowu pytanie: co na to wpłynęło? Zastanawiam się na
ile wpływają na obecny stan, te dawne "ciche" śluby, chrzty. Udostępnianie
ambony dla tych, co jej potrzebowali, jak się okazało dla swych partyjnych
celów. Uliczne plotki katolików o kapłanach, wspierane kpinami z
kabaretów. Zauroczenie zmianami, przekonanie co do filozofii "jakoś
to będzie". Dostrzegam plejadę tych, którzy po dziś dzień stawiają
bez wyrzutu sumienia "Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek", a my to
tolerujemy. Czy źle pojęty dystans duszpasterza z wiernymi - na ile
żyją obok siebie. Dla siebie i innych pod refleksję poddaję słowa
Herberta: "Strzeż się jednak dumy niepotrzebnej, oglądaj w lustrze
twą błazeńską twarz, powtarzaj zostałem powołany - czyż nie było
lepszych, strzeż się oschłości serca, kochaj źródło zaranne, ptaka
o nieznanym imieniu".
Te i inne zjawiska wpływają na to, że Polacy wybierają
na prezydenta człowieka jawnie deklarującego się jako ateista. Według
ostatnich danych wyborczych, publikowanych przez CBOS, tylko 13%
badanych chciałoby mieć prezydenta wierzącego. A my sobie z tego
niewiele robimy, że i dziś stają się aktualne Izajaszowe słowa; "
ten lud czci mnie wargami, a sercem jest daleko ode mnie". Wtedy
odnosiły się one do Żydów, dziś pasują do wielu z nas. Znowu, gdzie
szukać tego przyczyny? Statystyczny Polak spędza 4 godziny dziennie
przed telewizorem. Natomiast katolicy, w dodatku tylko ci systematycznie
praktykujący, nie licząc codziennej modlitwy, poświęcają na Mszę
św. godzinę w tygodniu. Co więcej, jakaś część z nich stoi pod kościołem,
jeszcze inna część zalicza bezrefleksyjnie swój niedzielny obowiązek.
A katechetka katolicka w szkole średniej w Zamościu po wyborach całą
godzinę tłumaczy dzieciom, jakim to dobrodziejstwem jest ów konkretny
wybór. W życiu społecznym "być" wypierane jest bardzo szybko przez "
mieć". Takie więc są i będą skutki. Problem z katolicyzmem się nasila,
dla wielu Bóg jest czymś bardzo abstrakcyjnym, już dawno nie jest
osobowym Bogiem, z którym nawiązuje się relacje osobiste.
Co robić by Polak był katolikiem? Stawiać więcej wymogów,
tym którzy katolikami się mienią. Jednoznaczności nam trzeba na co
dzień, w myśl słów: "być zimnym albo gorącym". Więcej świadectwa
modlitwy, zwłaszcza ze strony liderów. Iść sercem za Papieżem, za
jego wskazaniami, zwłaszcza tymi, które nam zostawia podczas swych
kolejnych pielgrzymek do Ojczyzny. Więcej mówić i żyć patriotyzmem
na każdy dzień. Korzystać, i to dobrze, z posiadanych środków przekazu,
które mamy w Kościele. Pamiętając, że trwa bitwa o Polskę, w której
nie może nas zabraknąć. Być może na nowo, za jakiś czas, Polak będzie
utożsamiany z katolikiem.
* Dla uspokojenia niektórych, chciałbym wyjaśnić, że
dla mnie pojęcie Polak - katolik to jest skrót myślowy, podkreślający
rolę katolicyzmu w historii naszego narodu, który stał się jego ostoją,
zwłaszcza w chwili zagrożeń, choćby w czasach rozbiorów. Przyjmuję
zarazem jako fakt, iż może być dobrym Polakiem wyznawca innej religii.
Pomóż w rozwoju naszego portalu