Kuźnia - to słowo często kojarzono z oświatą. Przedwojenna szkoła, harcerstwo były „kuźniami postępu” (słowo to jeszcze miało dobre konotacje) albo charakteru. „Wykuwało” się w nich szlachetniejszy kształt z „surowego materiału”. Nastawiona na wychowanie prawych ludzi i dobrych Polaków szkoła była dobrem narodowym. Rodzice ufali szkole. Program naukowy szkoły średniej opracowany przez Ministerstwo Oświecenia Publicznego mówił, że zadaniem szkoły jest „rozwijanie fizycznych, intelektualnych i moralnych sił młodzieży”. Wszelkie zaś inne cele - np. przygotowanie do studiów - mogą być podejmowane tylko o tyle, „o ile nie utrudniają osiągnięcia głównego celu, którym jest rozbudzenie intelektualnych zamiłowań młodzieży, uzdolnień do samodzielnej pracy i wszechstronny rozwój duchowy”. Po okresie komunizmu, w którym zachowano wiele ze struktury dawnego systemu oświatowego (usunięto religię, wyrzucono nauczycieli - antykomunistów, wprowadzono marksistowską wizję historii, amputowano niesłuszną literaturę), nastała epoka zadziwiających zmian w szkolnictwie, ukrytych pod nazwą „reforma”. Kolejne ekipy „reformatorów”, z niesłychaną konsekwencją, po cichu - dezinformując opinię publiczną okrągłymi hasłami - dosłownie rzuciły się na materię programów i metodyki nauczania. Materię, w wielu miejscach, dzięki hartowi ducha nauczycieli, wciąż jeszcze zdrową i niezetlałą - i dalejże uprawiać radosną twórczość, opartą na wizji totalnej zmiany człowieka, dalejże ciąć, przestawiać, kroić, ćwiartować, wyrzynać wzorki. Efekty tej „naukowej” działalności nie dały na siebie długo czekać. Już pod koniec lat 90. ubiegłego wieku studenci etnologii UJ poprosili władze wydziału filozoficznego o zniesienie wykładów z logiki, skarżąc się, że przedmiot ten stwarza im zbyt dużo problemów; w zamian woleliby zajęcia z obsługi komputerów. Produkcja obywateli, którym myślenie sprawia trudność, natomiast dobrze im idzie obsługa „kolejnego narzędzia, potrzebnego do sprawnego funkcjonowania we współczesnej technologii”, konkluduje Marek Torbicz, polonista i pedagog, to właściwy punkt dojścia naszych reformatorów. Ich listę wieńczy dziś symbolicznie postać najbardziej radykalna - pani minister Hall. Niewątpliwie przejdzie ona do historii jako osoba, która „zreformowała” humanistykę w polskiej szkole w duchu „reform” senatora Nowosilcowa „oczyszczającego” Uniwersytet Wileński w XIX wieku: wyrzuca klasykę narodową z listy lektur i usuwa lekcje historii z liceów.
W dzisiejszej szkole uczeń nie może się rozwijać „wedle potencjalności swej natury” (polonistka i metodyk Małgorzata Sagan). Na egzaminach kończących kolejne etapy edukacyjne z rozmysłem „wprowadza się go w błąd” co do jego rzeczywistej wiedzy i umiejętności; „liczy się tu jedynie technika rozwiązywania testów”. Kim jest podmiot edukacji w zamyśle reformatorów? Człowiekiem, który wymaga podejścia zgodnego z prawidłowym odczytaniem jego ludzkich cech, czy „mechanizmem doskonalonym przez inny mechanizm, nauczyciela”? Tzw. kompetencje kluczowe, do których zalicza się pracę w zespole, posługiwanie się technologią informatyczną, komunikowanie się, argumentowanie, „twórcze” rozwiązywanie problemów, samoocenę itp. wymysły antypedagogiki, wypierają z polskich szkół rzetelną znajomość historii, arcydzieł literatury i wiedzę o języku polskim. Trzeba powiedzieć wprost - szkoła zreformowana w postmarksistowskim, postmodernistycznym i liberalnym duchu jest szkołą zdeformowaną, doskonałym wręcz narzędziem wynaradawiania Polaków i osłabiania ich potencjału intelektualnego. Liberalizm, jako ideologia, która opanowała umysły ludzi odpowiedzialnych za kształt dzisiejszej oświaty, nie znosi prawdy o człowieku. Zatem - nie deklarując tego wprost, jak czynił to marksizm - tym skuteczniej z nią walczy. A walcząc z prawdą o człowieku, niszczy go. Liberalizm wprzęgnięty do edukacji przez „ekspertów” oraz bezwzględnych urzędników, przypominających carskich czynowników, niszczy współczesne pokolenie młodych Polaków.
Podejrzane teorie pedagogiczne - nieprzedstawiane nigdy jasno, „rozmywane” - nagle, nie wiadomo mocą jakich ustaleń, poza plecami rodziców i nauczycieli, stały się obowiązujące. Gdyby teorie te były rzetelnie analizowane, wyrzucono by je na śmietnik, jako skrajnie nieodpowiednie - nie tylko dla polskich dzieci wychowywanych w domu w chrześcijańskim systemie wartości - ale dla każdego człowieka, bezbronnego wobec działań zawodowych manipulatorów
Pomóż w rozwoju naszego portalu