W tym cyklu geopolitycznym piszę znowu o Papieżu. O ile bowiem Papiestwo od wieków było gwarantem ładu międzynarodowego, tym bardziej w naszych czasach Rzym Jana Pawła II i Benedykta XVI stał się ostatnią instancją życia publicznego, która broni z autorytetem wartości moralnych w życiu narodów. Ojciec Święty przyjmuje na siebie ataki kierowane przeciw chrześcijaństwu, ale nie milczy, gdy jest atakowany. Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej wydał w piątek wielkanocny oświadczenie, w którym ocenił antypapieską rezolucję belgijskiego Parlamentu jako próbę zastraszenia i zmuszenia Papieża, by nie wypowiadał się na tematy moralne i zaniechał głoszenia nauki Kościoła. W ten sposób Rzym nazwał po imieniu bezprecedensową kampanię antykatolicką, wywołaną po krótkiej wypowiedzi Ojca Świętego na temat kampanii dystrybucji prezerwatyw w Afryce, prowadzonej pod pretekstem walki z AIDS.
Niestety, mimo apelu o jasną reakcję - Izby polskiego Parlamentu nie podjęły żadnej obrony Ojca Świętego. Nie spotkały się również z dezaprobatą na terenie polskiego Parlamentu antypapieskie wypowiedzi marszałków obu Izb. Niestety, w naszym Parlamencie nie istnieje opozycja wobec antykatolickiej kampanii, która przetacza się przez Europę. Nie słychać nawet indywidualnych reakcji naszych polityków.
Decyduje arbitralnie przyjęta zasada wyłączenia odpowiedzialności chrześcijańskiej z polityki. Przyjęta arbitralnie, bo wbrew oczywistym faktom. Skoro bowiem politycy i władze publiczne państw liberalnych atakują Papieża - narody chrześcijańskie, przez swych przywódców społecznych i władze publiczne, powinny Namiestnika Chrystusa bronić. Powinno być to szczególnie jasne dla nas, Polaków, w kraju Jana Pawła II.
Zaniechanie zresztą to nie tylko brak działania. To również przyzwolenie - o nieprzewidywalnych często konsekwencjach. Antypapieska kampania w Europie już bowiem odbiła się złowrogim echem w świecie islamu. Jordańska opozycja islamistyczna zażądała niewpuszczania Benedykta XVI do jej kraju podczas podróży apostolskiej do Ziemi Świętej.
Szkoda, że przywódcy Zachodu nie rozumieją, że atakując chrześcijaństwo, nie tylko uprawomocniają nienawiść antychrześcijańską, ale również zachęcają przeciwników Zachodu do atakowania świata, w którym żyjemy. Szkoda również, że do tej pory nie wyciągnęli z tego wniosków nasi politycy. Ich bierność ma również wymiar europejski. Nie broniąc Ojca Świętego - zgadzają się na duchowy i moralny kryzys cywilizacji europejskiej. A podejmując publiczną obronę Papieża - możemy zmienić Europę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu