Ks. Tadeusz Sochan: - Trzy lata temu święciłem Wasz nowy dom w Łodygowicach. I już wtedy wiedziałem, że jest on za duży dla Waszej trójki: Edyty, Łukasza i Bartka. Nie myliłem się, bo rok później urodziła się Tosia, a dziś jest już Was pięcioro.
Łukasz Golec: - Tak. Pół roku temu urodził się Piotruś i dziś dom Golców wygląda jeszcze inaczej, a nasza rodzina ciągle jest młoda. To widać i słychać, albo najpierw słychać, a później widać. Dla mnie dom zawsze był synonimem rodziny. Nie ma prawdziwego domu bez rodziny. Dom bez rodziny jest jak ciało bez duszy. Nie ma domu bez rodziny.
- Już słyszę głosy sprzeciwu młodych ludzi, którym do szczęścia wystarcza dobra praca i wygodny dom, a w nim ich dwoje...
Pomóż w rozwoju naszego portalu
-...dwoje smutnych ludzi.
- Wcale nie są smutni.
Reklama
- Tak tylko im się wydaje. Smutek w nich narasta, nawet o tym nie wiedzą, bo nigdy nie doświadczyli radości narodzin, tworzenia. A jest to proces nigdy nieskończony. Jest to pierwotne prawo w człowieku, który musi przekraczać samego siebie, by żyć.
Gdybyśmy z Edytą postawili wszystko na karierę muzyczną, gdybyśmy nasze życie ograniczyli - właśnie ograniczyli - do koncertów, nagrywania płyt, pisania muzyki, jestem pewien, że przyszłoby zmęczenie, a w końcu pustka. Nawet nasza muzyka by umierała. Przecież ona rodzi się w człowieku. A gdy człowiek jest pusty...
- Znowu słyszę oburzenie: „Jaka pustka? Praca jest tak absorbująca, że wymaga ode mnie ciągłego rozwijania się! Wokół mnie jest tylu ludzi, że muszę szukać czasu dla siebie”.
- To naprawdę biedni ludzie. Oni uciekają od siebie. Oni boją się samych siebie. Nie mają odwagi przyjrzeć się sobie i zaważyć swoje „sukcesy”, swoje „przyjaźnie”, które często okazałyby się zbyt lekkie.
- Wielu, gdyby to czytało i nie wiedziało, kto te słowa mówi, jako autora wskazałoby księdza czy zakonnicę.
- To mówi Łukasz Golec - muzyk, mąż i ojciec trojga dzieci, człowiek z krwi i ciała, żyjący na początku XXI wieku, w kolejnych trudnych czasach. Ale zabrzmiało! Nie lubię moralizowania i sam nie moralizuję. To nie są morały i tak zwane pobożne gadki. My, górale, jesteśmy konkretni, może aż za bardzo, i dlatego trudno nam wcisnąć przysłowiowy kit! Wkrótce Święta. Nie wyobrażam sobie Bożego Narodzenia poza domem. Gdybyśmy chcieli, pewnie gralibyśmy koncerty też w Wigilię. Nigdy tego nie robiliśmy i nie zrobimy.
- W Wigilię, nawet wśród wiwatujących tłumów?
Reklama
- Przecież byłbym nieprawdziwy, oszukiwałbym tych ludzi, skazywałbym siebie i ich na tanie zamienniki niepowtarzalnego, wigilijnego stołu, najprawdziwszych życzeń i kolęd, które tego wieczoru brzmią bez fałszu w domach, a nie na estradach czy w ekskluzywnych lokalach. Wiem, że niektórzy nie z własnego wyboru pozostają sami w swoich czterech ścianach, nie mają do kogo pójść i nie ma kto przyjść do nich tego dnia. Znowu powodem ich samotności są często ci, którym wystarczają cztery ściany, a w nich szczelnie zamknięta przed światem garstka najbliższych. U nas w domu na Wigilii spotyka się rodzina, i to wcale nie najbliższa. Byłbym nieszczęśliwy tego wieczoru, gdybym wiedział, że w swoich czterech ścianach została moja samotna ciotka czy samotny kuzyn.
- Łukasz, takie widzenie świata i takie przeżywanie choćby Świąt wyniosłeś z domu rodzinnego w Milówce. Co mają powiedzieć, co mają zrobić ci, których domy nie były tak szczęśliwe?
- Mam świadomość, że urodziłem się i wychowałem w pięknej rodzinie. Jest mi dzisiaj łatwiej i prościej. Nie muszę otwierać drzwi, które otwarli mi rodzice. Mogłem jednak je zamknąć i wejść przez inne, które otwierali mi życzliwi pozoranci, karierowicze czy architekci „nowoczesności”. Tego nie zrobiłem, i dzięki Bogu! Mam nadzieję, że tego w przyszłości nie zrobią też moje dzieci.
Wszystkim tym, którzy nie mieli tego szczęścia, co ja, których dom nie jest tożsamy z rodziną, chcę powiedzieć: nigdy nie jest za późno na zamknięcie jednych czy otwarcie drugich drzwi. Dopóki człowiek żyje, ma szansę na zmiany, na rozwój, na to, by być w teatrze życia nie tylko aktorem, ale też reżyserem. U mnie wszystko, co ważne i piękne, zaczęło się w rodzinnym domu w Milówce, a dziś rodzi się także w mojej rodzinie, w domu w Łodygowicach.