Biało-czerwona! Lizbona biało-czerwona! Biało-czerwona! Lizbona biało-czerwona! - takie huralne śpiewy rozbrzmiewały na Stadionie Światła w stolicy Portugalii, gdzie nasi futboliści dosyć szczęśliwie zremisowali z aktualnymi wicemistrzami Europy i zarazem czwartą drużyną świata. Wychodząc późnym wieczorem 8 września na boisko, nie byliśmy faworytem. Mieliśmy zostać zmiażdżeni przez utytułowanych i sławnych futbolistów. Cristiano Ronaldo czy też Deco mieli decydować o losach spotkania (każdy z nich, w sensie transferowym, jest wart więcej niż cała nasza drużyna).
Tymczasem, mimo zmasowanych ataków gospodarzy, nasi piłkarze umiejętnie nie dopuszczali do sytuacji podbramkowych. Można powiedzieć, że Portugalczycy mieli niewiele okazji do oddania celnego strzału. W każdym razie to my po pierwszej połowie schodziliśmy do szatni w szampańskich nastrojach. Po jednej z kontr Mariusz Lewandowski (Szachtar Donieck) zdobył gola. Wcześniej pięknym uderzeniem popisał się Jakub Błaszczykowski (Borussia Dortmund).
Niestety, w drugiej połowie wicemistrzowie Starego Kontynentu wyrównali za sprawą Cristiano Ronaldo (Manchester United). Potem zaś zdobyli drugą bramkę. Na listę strzelców wpisał się Maniche (Atletico Madryt). Kiedy zaś wydawało się, że losy meczu już są przesądzone, w 87. minucie spotkania kapitalnym strzałem z ponad 30 m popisał się Jacek Krzynówek (VfL Wolfsburg). Ricardo (nie mylić z drugim bramkarzem reprezentacji Hiszpanii), portugalski golkiper, był bez szans. Piłka, trafiając w słupek, odbiła się jeszcze od niego i zatrzepotała w siatce. Był remis, który dla nas oznaczał po prostu zwycięstwo.
Drugi pojedynek z Finlandią 12 września na Stadionie Olimpijskim w Helsinkach też obfitował w wiele ciekawych akcji i zagrań. W tym spotkaniu byliśmy stroną przeważającą. Po raz kolejny na szczególne wyróżnienie zasługiwali: Jakub Błaszczykowski, Jacek Krzynówek oraz bramkarz Artur Boruc (Celtic Glasgow). Niestety, nie udało się naszej przewagi udokumentować choćby jednym trafieniem. Niemniej wywieźliśmy ze Skandynawii jeden cenny punkt.
Sytuacja w naszej grupie eliminacyjnej przedstawia się dla nas niezwykle korzystnie. Jesteśmy jej liderem z 21 punktami. Drugie miejsce zajmuje Finlandia (19), trzecie Portugalia (17), a czwarte Serbia (16). Sprawa awansu (bezpośrednio dwa kraje) rozstrzygnie się między jedenastkami wymienionych państw. Nie trzeba nam oglądać się na innych, ale zwyczajnie wygrywać kolejne mecze. Czekają nas jeszcze trzy pojedynki. 13 października gramy u siebie z Kazachami, a 17 listopada skonfrontujemy się z Belgią. 21 zaś listopada rozegramy ostatni mecz na wyjeździe z Serbią.
Teoretycznie już w październiku możemy być pewni awansu. Nikt w kraju nie wątpi, że pokonamy reprezentację Kazachstanu bez żadnych problemów, choć tam zaledwie wygraliśmy 0:1. Ostatnio zaś Kazachowie zremisowali u siebie z Belgią 2:2. Jeśli inne pojedynki w grupie A ułożą się po naszej myśli (remisy bądź zwycięstwa drużyn spoza pierwszej czwórki), wywalczymy historyczny awans. Wtedy holenderski trener i prowadzona przez niego drużyna zaczną pisać zupełnie nowy rozdział w dziejach polskiego futbolu. „Leon zawodowiec” sam zaś z pewnością zostanie zaliczony do najbardziej wybitnych selekcjonerów, którzy pracowali z naszą reprezentacją.
Obecnie kibice piłki nożnej mogą delektować się europejskimi pucharami. Ponadto nasza ekstraklasa dostarcza wielu emocji. Wydaje się, że dominacja Legii Warszawa i Wisły Kraków jeszcze bardziej zmobilizuje słabsze kluby do lepszej gry.
(jłm)
Kontakt:
Pomóż w rozwoju naszego portalu