„To dzieje się powoli, tak od pięciu dni, nasi przejmują wioskę po wiosce. Dzięki temu jest znacznie mniej ostrzałów, wcześniej było nawet 50 na dzień, w tej chwili zdarzają się maksymalnie trzy, cztery. To bardzo pocieszające – mówi ks. Bieliczew. – W jednej z wiosek na północ od Charkowa, zajętej od początku wojny, przebywała znajoma naszej parafianki. Ci ludzie cały ten czas spędzili w piwnicy. Pisała do swojej koleżanki, że czekają na naszych, że mają nadzieję. Przez ostatni tydzień, albo nawet więcej, brakowało im wszystkiego. Nie było gazu, prądu i wody. Posiłki gotowali na ulicy na otwartym ogniu, kiedy w pobliżu nie było okupantów i nikt do nich nie strzelał. Ale wczoraj się doczekali. Bardzo się ucieszyłem, kiedy przyszła wiadomość, że zostali wyzwoleni, bo w tej piwnicy było bardzo wielu ludzi”.
Zakonnik przyznaje, że prezydent Rosji nie ma co pokazać podczas jutrzejszej parady z okazji tzw. Dnia Zwycięstwa i w związku z tym Rosjanie mogą uderzyć ze szczególną brutalnością. W związku z tym Wołodymyr Zełenski zaapelował do swoich rodaków, aby przestrzegali godziny policyjnej i nie lekceważyli syren alarmowych.
„Może do końca zniszczą Mariupol, to jedyne, co mogą osiągnąć. Na Ukrainie obawiamy się tego dnia ataków rakietowych i terrorystycznych. W wielu miastach władze ogłosiły jutro godzinę policyjną, która potrwa całą dobę. W Charkowie nie, ale proszą, żebyśmy pozostali w domach, powstrzymali się od wizyt na cmentarzach, bo naprawdę te ataki są bardzo prawdopodobne” - informuje ks. Bieliczew.
Pomóż w rozwoju naszego portalu