Ks. Ireneusz Skubiś: - Panie Marszałku, Jarosław i Lech Kaczyńscy byli w połowie lat 90. na samym końcu sondaży dotyczących społecznego zaufania. Co zmieniło się w mentalności Polaków, że dziś partia Prawo i Sprawiedliwość wygrała wybory parlamentarne i prezydenckie?
Reklama
Marek Jurek: - Bracia Kaczyńscy od długiego czasu głosili pogląd, że koniecznym warunkiem realizacji dobra społecznego jest budowa silnego państwa i przezwyciężenie postkomunizmu. Przez długi czas przedstawiano ich jako autorytarystów i siewców konfliktu, a jednak po degrengoladzie rządów SLD, po dekadzie prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, po odkryciu całego splotu afer podmywających instytucje państwa polskiego, większość Polaków uznała potrzebę rewolucji moralnej. Jednocześnie Prawo i Sprawiedliwość, jako szeroki patriotyczny ruch ludowy, w którym dokonało się zjednoczenie głównych nurtów polskiej prawicy, zostało uznane za siłę zdolną do odbudowy państwa- budowy IV Rzeczypospolitej, jako państwa ładu moralnego, zgodnego z zasadami chrześcijańskimi i tradycją narodową. W świadomości społecznej pewnym pozytywnym przełomem były ubiegłoroczne obchody rocznicy Powstania Warszawskiego: z jednej strony odkrywaliśmy wtedy ponownie patriotyzm jako siłę integrującą nas we wspólnotę, z drugiej - wszyscy mogli zobaczyć w organizatorze tych obchodów, prezydencie Warszawy, realną alternatywę dla stylu dotychczasowej prezydentury. To wtedy wielu Polaków rozpoznało w Lechu Kaczyńskim swego prezydenta, godnego Prezydenta IV RP.
- Czy sądzi Pan, że narodowe rekolekcje po śmierci Jana Pawła II mogły mieć wpływ na głębsze spojrzenie Polaków na życie polityczne, a w konsekwencji - na wynik wyborów?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Sądzę, że „papieski kwiecień” faktycznie obudził w naszym narodzie pewne utajone energie duchowe, związane z chrześcijańskim dziedzictwem Polski, a na co dzień zbyt często zapominane. Na naszych oczach dokonywała się w tamtych dniach rechrystianizacja obyczaju, zachowań społecznych i przekazów medialnych. To święto się skończyło, ale można domniemywać, że wstrząsy tego rodzaju nie pozostają bez głębszych konsekwencji. W końcu „papieski kwiecień” 2005 r. przypominał swoją atmosferą pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski w roku 1979, w pewnej mierze także Sierpień ’80. Tak to wyglądało w warstwie społecznych emocji. Myślę, że to duchowe przebudzenie nie zostało przez nikogo ukierunkowane na zmianę polityczną - ale na pewno jej sprzyjało. W myśleniu wielu Polaków pojawił się w tym samym czasie sprzeciw wobec zawłaszczania państwa przez układ postkomunistyczny i wspomniany duchowy wstrząs związany z umieraniem Ojca Świętego. Myślę, że ten wstrząs ułatwił wielu Polakom spojrzenie na politykę w kategoriach dobra wspólnego narodu.
Reklama
- Nie powstała koalicja PiS z PO. Pan Marszałek uczestniczył w wielu rozmowach koalicyjnych tych partii. Co tak naprawdę podzieliło obydwa ugrupowania?
- Byliśmy szczerze gotowi i chętni do zawiązania solidnej koalicji z PO - widząc w niej partię „postliberalną”, która dokonała zasadniczej i ważnej społecznie zmiany stosunku swego obozu do religii, do postkomunizmu, do interesu narodowego. Liczyliśmy również na to, że po aferze Rywina i Orlenu jest w Platformie determinacja do walki o moralną naprawę Państwa. Niestety, odpowiedzialność przegrała z urażonymi ambicjami, a realny antykomunizm okazał się zaskakująco słaby wewnątrz PO. Szkoda tym bardziej, że - jak sądzę - także w Platformie wielu ludzi widziało konieczność silnej koalicji dla uczciwej Polski.
- Czy to prawda, że w kilka dni po wyborze na Marszałka Sejmu zgłosił Pan gotowość zrzeczenia się tej funkcji, jeśli pomogłoby to w powstaniu koalicji PiS-PO i utworzeniu rządu?
- Taką gotowość zgłosiłem już w przemówieniu po objęciu urzędu marszałka, a potem podtrzymałem w trakcie rozmów o koalicji. Nie miało to wpływu na stanowisko naszych rozmówców.
- Czy Marszałek Sejmu może w czymś pomóc mniejszościowemu rządowi, z którym, jak sądzę, identyfikuje się?
Reklama
- Przede wszystkim może wspierać współpracę Sejmu z rządem - mniejszościowym w kategoriach parlamentarnych, ale odpowiadającym dziś nadziejom większości Polaków. Jestem przekonany, że temu rządowi - poza ogólną życzliwością - wystarczy możliwość prezentacji swoich inicjatyw, poważna debata i merytoryczna dyskusja. Chciałbym, aby Sejm był miejscem twórczej pracy, a nie marnowania czasu na przepychanki.
- Myślę, że Czytelnicy „Niedzieli” chcieliby wiedzieć, za co konkretnie odpowiada Marszałek Sejmu? Czy chciałby Pan coś zmienić w sposobie sprawowania tego urzędu?
- Marszałek przede wszystkim stoi na straży praw i godności Sejmu, a więc organizuje jego prace, czuwa nad właściwym przygotowaniem omawianych projektów ustaw i uchwał, koordynuje współpracę ugrupowań parlamentarnych, zapewnia komunikację Sejmu z Prezydentem, Rządem, Senatem, urzędami konstytucyjnymi i organizacjami społecznymi, kieruje - bezpośrednio lub przez wicemarszałków obradami Sejmu, czuwa nad pracą komisji i innych organów sejmowych, utrzymuje kontakty międzynarodowe z innymi parlamentami oraz z dyplomatami reprezentującymi inne państwa w Polsce.
- Pan Marszałek był przed kilku laty członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Mówi się, że nie da się rządzić, mając przeciwko sobie media. Co uczynić, aby media były przychylniejsze nowemu rządowi?
- Przede wszystkim cierpliwie i konsekwentnie trzeba wyjaśniać politykę rządu i nowych władz Rzeczypospolitej. Trzeba prostować stereotypy i przekręcenia, domagać się uczciwych, spójnych logicznie i konsekwentnych komentarzy. Przeprowadzić szybką zmianę KRRiTV. Wybrać taką, która naprawdę zagwarantuje publiczny charakter TVP i Polskiego Radia. Trzeba doceniać media katolickie i aktywnie z nimi współpracować.
Reklama
- Prasa zarzucała kiedyś, że jest Pan zwolennikiem kar cielesnych wobec dzieci. Skąd ten zarzut?
- To niestety złośliwość, najczęściej nieświadoma. Jest to, po prostu, nieuczciwe. Nie uważam, że zapewniłem gorsze dzieciństwo moim dzieciom, że były mniej kochane i rozumiane przez nas niż dzieci tych, którzy mnie tak atakują. Może zresztą są oni lepszymi rodzicami, oby… Nigdy nie propagowałem „bicia dzieci”, wręcz przeciwnie. W tych atakach chodziło o pewną, zbyt abstrakcyjną zresztą, wypowiedź, jaką miałem przed dwunastu laty w czasie ostrej polemiki w Komisji Specjalnej, która omawiała bardzo nieszczęśliwy, ultraliberalny projekt konstytucyjnej Karty Praw. Projekt prowadził wprost do ograniczenia władzy rodzicielskiej, a ja nie uważam, żeby to służyło dobru i wychowaniu dzieci. Zacytowałem eksperymenty psychologiczne (Elmisa-Milgramma i S. Hofmanna) - jeden opisała zresztą Gazeta Wyborcza - które wykazały, że dzieci wychowywane permisywnie mają, statystycznie biorąc, mniej gotowości do obrony innych i odwagi przeciwstawiania się władzy, która zmusza do krzywdzenia innych ludzi. Z przytoczenia niepoprawnych politycznie wniosków badawczych uczyniono apologię bicia dzieci. Uważam, że samo powtarzanie w kółko tego przeinaczenia jest nikczemne, tym bardziej że powtarzający je ludzie z reguły nie interesują się ani tym, co wówczas powiedziałem, ani dlaczego.
- Czy obecnie, mimo zapracowania, znajduje Pan czas dla rodziny?
Reklama
- Owszem, dzięki temu, że mamy w tygodniu taki wyjątkowy dzień jak niedziela. Gdy w ten pierwszy dzień tygodnia spotykam się spokojnie z rodziną - możemy pójść razem do kościoła, zjeść obiad, posiedzieć, po prostu być razem - rozumiem jeszcze lepiej, jakim błogosławieństwem jest zachowanie Bożego przykazania „dzień święty święcić”. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie rodziny w naszym kraju mogą korzystać z tego błogosławieństwa wspólnego odpoczynku - mamy przecież takie prawo, które pozwala na praktyczne wymuszanie pracy w niedzielę, np. na wielu pracownikach handlu.
- W wypowiedzi dla „Niedzieli” z października 2005 r. mówił Pan, jak ważna w życiu jest Msza św. Wiemy o Pana przywiązaniu do trydenckiej tradycji. Jest Pan również związany ze środowiskiem czasopisma „Christianitas”, skupiającym zwolenników duchowości sprzed Soboru Watykańskiego II. Czy mógłby Pan skomentować swoje odniesienia?
- Msza św. zawsze była wyjątkowym momentem w życiu naszej rodziny, a w rzymskim rycie klasycznym odnaleźliśmy liturgię, którą przeżywamy jako pełny wyraz naszej wiary. Jest to liturgia bardzo skierowana ku Bogu, przywołująca wyraźnie pośrednictwa Matki Bożej i świętych, szczególnie oddająca ofiarny charakter Mszy św., o czym przypomniał niedawno Papież Jan Paweł II w encyklice Ecclesia de Eucharistia. Jest to też liturgia bardzo wspólnotowa: łączy nas w tej samej modlitwie z dziesiątkami pokoleń katolików, którzy nas poprzedzili w ziemskiej pielgrzymce. Środowisko Christianitas współtworzyłem od początku. Chcieliśmy stworzyć forum wypowiedzi konserwatywnej inteligencji katolickiej i mam nadzieję, że się to udało.
- Serdecznie dziękuję Panu Marszałkowi za rozmowę. Obiecuję pamięć w modlitwie.