W mojej internetowej skrzynce znalazłem ostatnio dziwny list. Ktoś podpisany jako „chrześcijanin” zwrócił się do mnie z prośbą, abym nie obrażał jego uczuć religijnych, nazywając papieża Ojcem Świętym. Jego zdaniem, Biblia wyraźnie mówi, abyśmy nikogo na ziemi nie nazywali ojcem, bo Ojcem jest tylko i wyłącznie Pan Bóg. Rzeczywiście, odnalazłem w Ewangelii takie stwierdzenie. Czy więc nazywanie papieża, biskupów, a także zakonników ojcami to coś złego? Jak to wszystko pogodzić z tradycją Kościoła, w którym do wielu osób mówimy per „ojciec” - np. ojciec duchowny?
Grzesiek
Tym pytaniem przypomniałeś mi upomnienie Jezusa, abyśmy nikogo na ziemi nie nazywali ojcem (por. Mt 23, 9). Dotknąłeś też mojego dawnego dylematu. Sam nie wiem, dlaczego przed laty studenci z naszego duszpasterstwa zaczęli się zwracać do mnie per „ojciec”, mimo że jestem księdzem diecezjalnym, a nie zakonnikiem. Trochę się wtedy buntowałem, bo przecież w żaden sposób nie należy mi się ten tytuł. Jednak studenci byli wytrwali i tak zostało, a na moje dylematy i wątpliwości jeden ze studentów odpowiedział mi konkretnie: „Bo my tu, na ziemi, potrzebujemy kogoś, kto nam będzie przypominał tego Ojca z nieba!”. Przekonałem się dzięki temu, że nie ma tu żadnej chęci uzurpowania sobie Boskości czy przywłaszczania sobie Boskich tytułów - ojcowie ziemscy w niczym nie dorównują jedynemu Ojcu, który jest w niebie, są jedynie śladem ojcostwa Boga. Jak się czyta Biblię w całości, to można zauważyć, że naród izraelski stopniowo dochodził do zrozumienia tego jedynego ojcostwa Boga, objawionego ostatecznie i definitywnie przez Jezusa. Najpierw ten tytuł miał znaczenie czysto ludzkie - ojcem był po prostu mężczyzna, który miał dzieci. W Biblii mnóstwo jest wskazań dotyczących roli ojca wobec dzieci. Czymś normalnym jest więc używanie tytułu ojca w relacjach rodzinnych. W Starym Testamencie ojcami nazywano również patriarchów i przywódców całych pokoleń i narodów. Biblia nazywa ojcem Abrahama. Na początku Ewangelii, kiedy podawany jest rodowód Jezusa, kilkakrotnie pada określenie „ojciec” w odniesieniu do przywódców poszczególnych pokoleń: „...Fares był ojcem Esroma; Esrom ojcem Arama” (Mt 1, 3). Od początku Kościół nadawał ten tytuł zwłaszcza osobom, które prowadziły innych ku Bogu: Ojcowie Pustyni, Ojcowie Kościoła, ojcowie duchowni. Ich „ojcostwo” miało jedynie pomóc w zrozumieniu tego najpełniejszego ojcostwa Boga. W takim znaczeniu używamy tytułu „ojciec” w odniesieniu do papieża, mnichów, zakonników czy ojców duchownych. Oni mają nam przybliżyć ojcostwo Boga, a nie przysłonić je. Znany czeski kapłan i filozof - Tomáš Halik napisał kiedyś o swoim ojcu, któremu przed samą śmiercią podziękował za jedno: że dzięki niemu słowo „ojciec” nabrało cudownego znaczenia. Jego rodzony ojciec nie był szczególnie religijnym człowiekiem, ale dzięki jego postawie, trosce i miłości ks. Halik poznawszy Boga, zaczął się do Niego modlić słowami: „Ojcze nasz…”; wiedział, co to znaczy „ojciec” i dzięki temu odkrył najcudowniejsze ojcostwo Boga. O to chyba chodzi w tym nazywaniu niektórych ludzi ojcami. Pewnie, że to zobowiązuje, pewnie, że są ziemscy ojcowie, którzy są czasem przeszkodą w zrozumieniu ojcostwa Pana Boga, ale to nie znaczy, że trzeba się bać nazywać papieża, biskupów czy innych duchowych przewodników ojcami. Ci zaś muszą bardzo się starać, by czasem - tak jak arcykapłani - nie zapomnieli się w swojej roli i by tak wypełniali swoje ojcostwo, żeby wskazywało ono wszystkim na ojcostwo Boga.
Zachęcamy naszych Czytelników do dzielenia się swoimi wątpliwościami i pytaniami dotyczącymi wiary. Na niektóre z nich postaramy się znaleźć odpowiedź. Na naszych stronach internetowych (www.niedziela.pl) otwieramy też specjalny adres, pod który można do nas napisać w każdej sprawie: pytania@niedziela.pl
Pomóż w rozwoju naszego portalu