„Kod” Łatwo dostępny
Na początku marca kilka dni spędziłem w Rzymie. Oczywiście, nie mogło zabraknąć wizyty w Poliklinice im. Agostino Gemellego, aby przynajmniej z daleka spojrzeć w kierunku 10. piętra, gdzie przebywał w tym czasie Ojciec Święty. Korzystając z okazji, obejrzałem też ten słynny katolicki szpital. Mój podziw wzbudziła księgarnia, która znajduje się na parterze. Co za wspaniała inicjatywa - pomyślałem - chorzy na miejscu mogą nabyć książki, które umilą im czas choroby. Jakież było moje zdumienie, gdy przy samym wejściu, na wyeksponowanym miejscu zobaczyłem włoską wersję Kodu Leonarda da Vinci - książki, która z racji swej popularności i zarazem napastliwości wobec Kościoła katolickiego stała się już (nie)sławna na całym świecie.
To fakt - Kod jest wciąż łatwo dostępny i wciąż często zauważa się go w rękach osób jadących pociągiem, metrem czy autobusem - nie tylko we Włoszech, ale również w innych krajach, w tym i w Polsce.
Ostrzeżenie przed „Kodem”
„Nie czytajcie, a tym bardziej nie kupujcie Kodu Leonarda da Vinci Dana Browna!” - z takim apelem zwrócił się niedawno do wiernych kard. Tarcisio Bertone, obecny arcybiskup Genui, wcześniej sekretarz Kongregacji Nauki Wiary i prawa ręka kard. Josepha Ratzingera. Kard. Bertone zorganizował w swojej diecezji specjalną sesję na temat Kodu i jego fałszerstw. Samą książkę uważa za reakcję na „nadzwyczajny oddźwięk, jaki miał na całym świecie Rok Święty”. Jednym słowem - Rok Jubileuszowy przyniósł wiele owoców duchowych, a Kod ma być narzędziem, które owoce te będzie eliminować. „Dystrybucja książki jest wyjątkowa - mówi kard. Bertone - dotarła ona bowiem nawet do księgarni katolickich”.
Oczywiście, żyjemy w społeczeństwie wolnego rynku, także „wolnego rynku idei” i każdy, kto chce kupić Kod i go przeczytać, może to zrobić. Podobnie jak każdy może kupić sobie obsceniczną książkę lub czasopismo. I wiemy, że niestety wielu ludzi tak robi. Każdy ma jednak prawo wiedzieć, z czym ma do czynienia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Książka kłamstw
Książka Browna z punktu widzenia marketingu to produkt znakomity - zasada „dwa w jednym”, albo nawet „trzy w jednym”, sprawdza się tu w całej rozciągłości. Czytelnik może liczyć na łatwą, wciągająca lekturę, która w dodatku przekazuje (taki przynajmniej stwarza pozór) nieznaną, może nawet tajemną wiedzę. Do tego ukazany został w niej nowy obraz chrześcijaństwa. Z Kodu można się dowiedzieć, że religia, którą wyznaje przeszło półtora miliarda mieszkańców Ziemi, oparta jest na gigantycznym oszustwie. To musi budzić kontrowersje. Tym lepiej - spory, wyjaśnienia i polemiki przysparzają bezpłatnej reklamy i budzą dodatkowe zainteresowanie.
Jaki zatem jest ten Kod? Niebezpieczny? Odkrywczy? Prowokujący?
„Książka pełna jest sfabrykowanych kłamstw” - mówi kard. Bertone. Wymienić można ich wiele, wśród nich zakwestionowanie „śmierci i zmartwychwstania Jezusa”. A to jest fundament wiary chrześcijańskiej. Co gorsza, w Kodzie fikcja używana jest na innych zasadach niż w klasycznych powieściach. Wyjaśnia to Amy Welborn, autorka książki Zrozumieć „Kod da Vinci” (wydanej w ubiegłym roku przez Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne): „W powieściach historycznych zarówno autor, jak i czytelnik rozumieją różnicę między znanymi faktami a wymyślonymi szczegółami i przyjmują zasadę odpowiedzialnego relacjonowania wydarzeń historycznych. Natomiast w Kodzie wymyślony szczegół i fałszywa historyczna teza są zaprezentowane jako fakty i owoc poważnych badań historycznych, choć nimi nie są”.
Czy jest sens polemizować z „Kodem?”
Może się zdarzyć, że w czasie rozmów ze znajomymi lub przypadkowo spotkanymi ludźmi pojawi się sprawa Kodu. Co wówczas robić? Przekonywać, ostrzegać, odradzać przed szkodliwością tej publikacji? Czy też raczej - podawać prawdziwą wiedzę o początkach naszej religii, o tym, jak powstawało Pismo Święte, co naprawdę wydarzyło się na soborze nicejskim? Wiedza ta jest dostępna - choćby dzięki takim książkom, jak wspomniana Zrozumieć „Kod da Vinci”. A nie zaszkodzi sięgnąć do Katechizmu i odświeżyć znajomość Pisma Świętego.
Nieprzypadkowo Papież Jan Paweł II swoją dziesiątą encyklikę poświęcił wierze i rozumowi. Dzisiaj, w epoce szerokiego dostępu do informacji i umasowienia kultury, jak nigdy, potrzebna jest „wiara, która szuka zrozumienia” - rzecz jasna w odpowiednich źródłach.