![](http://www.niedziela.pl/gifs/n200336_020.jpg)
Jak w rosnącym zgiełku można się przebić ze zwykłymi, zwyczajnie wypowiedzianymi słowami? Narzuca się więc przekonanie, że trzeba używać słów ciężkich, ostrych, szokujących, wulgarnych, podniebnych, krańcowych...
Żeby tylko jakoś zwrócić na siebie uwagę. Żeby siebie samego przekonać, że one niosą jeszcze jakieś minimum treści. Żeby przebić w rankingu słowa podobnie mocne i krzykliwe. Ale środki ekspresji wyczerpują
się szybko, gdy wszystko zaczyna być: rewelacyjne, skandaliczne, makabryczne, tragiczne, magiczne, najnowsze, boskie, szokujące, kosmiczne... Wtedy dodaje się do tych słów „wzmacniacze”: super,
extra, mega, hiper, meta, giga... Wtedy wszystko się kocha, uwielbia, przepada się za czymś... Umiera się z... rozkoszy, z podziwu, ze śmiechu, w ekstazie... Choćby dotyczyło to czegoś tak małego, jak
pastylka tic-taca... Czy jest gdzieś granica tego nieustannego rozdymania słów, haseł, apeli? W końcu najświętsze i najcięższe w znaczenia słowa będą lżejsze i kruchsze od wydmuszek.
Czy tak samo nieważkie będą zapewnienia, wyznania, zaklęcia, przysięgi, ślubowania?
Pewien wzięty wytwórca spotów reklamowych nie zauważył, że takim językiem zaczyna mówić do żony, dzieci, sędziwych rodziców. Nie, to nie on mówił tym językiem, lecz ten język nim mówił, jak tubą, megafonem, odtwarzaczem. Uwagę na to zwróciła mu dorastająca córka, gdy posłał jej, nie patrząc na nią, kilka „wzmocnionych” reklamiarsko komplementów, a ona stanęła nagle bardzo blisko i wprost w twarz powiedziała mu: „Gdybyś choć spojrzał na mnie, gdybyś użył jednego zwyczajnego słowa, gdybyś choć zająknął się jak człowiek... to może bym uwierzyła. A tak, to słyszę tylko profesjonalnego łgarza-reklamiarza. Nikogo więcej! Automat do produkcji magicznych słówek, co nic nie znaczą. Lepiej milcz, jak do mnie mówisz!”.
Grecy uczyli, by nie myśleć słowami. Słowo nie powinno być tylko dźwiękiem, rządkiem liter, znakiem, bo wtedy przypisuje mu się jakąś magiczną moc, jak czarodziejskiemu zaklęciu. Trzeba jakby UJRZEĆ SŁOWO - jak się dzieje, jak się staje ciałem, jak przemienia się w coś rzeczywistego, dotykalnego, co może przemówić nawet w zupełnej ciszy do... niewidomego. Ten zgiełk coraz bardziej pustych słów może sobie dokazywać na targowiskach, ale między ludźmi... „To właśnie masz zrozumieć: ubóstwo słów jest twoim darem... półsłowa i milczenia, i patrzenia w oczy”. Jeśli coś jest prawdą, to długo szuka wyrazu, znaku, słowa i bardzo powoli, a nawet bezradnie, przetacza się z serca do serca. JEŚLI JEST PRAWDĄ! Nawet modlitwy - jeśli nazbyt potoczyste, łatwe, automatyczne - powinny umilknąć, by nie zamawiać, zaklinać po pogańsku, zagłuszać, łudzić Kogoś, kto słucha treści lub pustki pod powierzchnią dźwięków. „Naucz mnie modlitwy, która jest tęsknotą i o nic nie prosi”. A może wtedy usłyszy się, że „z ciszy powstałeś i w ciszę się obrócisz, bo wszystko, co NAPRAWDĘ JEST, trwa w ciszy”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu