„Wielu lekarzy myśli podobnie jak ja. Lęk przed utratą pracy powoduje, że nie zajmują stanowiska w obronie nienarodzonych.”
Reklama
O prof. Bogdanie Chazanie przed dwoma laty usłyszała cała Polska - odmówił przerwania ciąży kobiecie, której dziecko miało zespół Downa. Wtedy Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny wniosła
do prokuratury akt oskarżenia. Zacietrzewione feministki nie mogły wybaczyć Profesorowi m.in. mówienia głośno, że w jego klinice nie wykonuje się aborcji. W końcu na ich apele ówczesny minister zdrowia
Mariusz Łapiński odwołał prof. Chazana z funkcji Krajowego Konsultanta w Dziedzinie Położnictwa i Ginekologii. Wcześniej prof. Chazan z dnia na dzień przestał być kierownikiem Kliniki Położnictwa i Ginekologii
w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. Wystarczyła złożona przez dwóch lekarzy bezpodstawna skarga, by dyrektor Instytutu bez żadnych wyjaśnień zawiesił go w czynnościach zawodowych. - W swojej
naiwności nie spodziewałem się niczego, co mogłoby zagrażać mojej pozycji w Instytucie - wspomina prof. Chazan.
Lekarze pracujący z prof. Chazanem byli zszokowani. Przecież to dzięki niemu posypały się dla kliniki takie nagrody, jak: „Rodzić po ludzku”, „Złoty Bocian” czy „Parasol
Szczęścia”. Szczególnie ważne, bo odzwierciedlały opinię pacjentek. W obronie Profesora protestowali nie tylko pracownicy oddziału, ale także Rada Naukowa. Jednak dyrektor nie wziął tego pod uwagę.
Do prasy trafiały artykuły z pomówieniami. Chociaż po pewnym czasie Profesora oczyszczono z zarzutów, do kliniki nie mógł już wrócić.
Został skierowany do Zakładu Analiz Zdrowia Kobiet w Instytucie. Jako jedyne narzędzia pracy otrzymał notes i długopis. Jednocześnie jego nazwisko - twórcy ogólnopolskiego programu opieki położniczej
- niewidzialna ręka wymazała z listy realizatorów tego programu. - Zostałem odsunięty od ginekologii, sali porodowej. W takiej sytuacji po pewnym czasie lekarz popada nieuchronnie we wtórny
analfabetyzm. Straciłem sporo. Jednak swoich decyzji nie żałuję - mówił nam tuż po tych wydarzeniach prof. Chazan.
Dzięki niemu mamy Jasia
Reklama
Kierowana przez prof. Chazana klinika była uznaną w Polsce placówką. - Prof. Bogdan Chazan był moim uczniem od 1978 r. i wieloletnim, najbliższym współpracownikiem, a także następcą na stanowisku
kierownika Kliniki w Instytucie Matki i Dziecka. Znam go od 25 lat jako położnika o licznych zasługach dla polskiego położnictwa, w szczególności działu medycyny perinatalnej, nastawionej na ratowanie
najmłodszych, przedwcześnie urodzonych dzieci - mówi prof. Michał Troszyński.
- Ilekroć prosiłem o konsultacje w czyimś imieniu, Profesor nigdy nie odmawiał, chociaż dotyczyło to osób z innych miast. Traktuje swoją pracę jak misję. Chce pomóc drugiemu człowiekowi, zrozumieć
go - mówi poseł Antoni Szymański, wiceprzewodniczący Federacji Ruchów Obrony Życia.
Jedna z ostatnich pacjentek długo nie mogła doczekać się dziecka. Pierwsze zmarło tuż po porodzie, drugie - przed urodzeniem. Rodzice zrezygnowali już z potomstwa. Wtedy przeczytali w gazecie
o klinice prof. Chazana. To Profesor dawał im nadzieję, że trzeba spróbować jeszcze raz. Z kolejną, trzecią ciążą też były problemy. Kobieta sama przyjechała do Warszawy samochodem, pokonując odległość
500 km. Wierzyła mocno, że tu uzyska pomoc. Po kilku miesiącach wracała do domu z ważącym 2700 g Jasiem.
Kobietom, które przyszły do kliniki, aby zabić dziecko, Profesor stawiał zawsze koronny argument: żadna z matek, które urodziły, nie żałowała swojej decyzji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dyrektor u „Świętej Rodziny”
Reklama
Od tamtych wydarzeń minęły trzy lata. Tym razem prof. Chazan zaprasza na rozmowę do Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. Świętej Rodziny przy ul. Madalińskiego w Warszawie. Duże biurko, kwiatek w
doniczce, półka z książkami. Jak na gabinet dyrektora - pokój urządzony jest dość skromnie. - Trzy tygodnie temu Sławomir Skrzypek, wiceprezydent miasta, zaproponował mi to stanowisko -
mówi Profesor. Nie sposób nie zauważyć wiszącego nad biurkiem portretu mężczyzny. - Prof. Michał Troszyński. Mój nauczyciel i mistrz - mówi z dumą prof. Chazan.
- Od urodzenia wiedziałem, że będę lekarzem - żartuje. W rodzinie lekarzem był stryj. Kiedy gościł w rodzinnym domu Chazanów w Kościeniewiczach k. Białej Podlaskiej, jego kilkuletni bratanek
chłonął wszystkie opowieści. Ukradkiem przeglądał niemieckojęzyczne książki medyczne, bo polskich jeszcze nie było.
W rodzinie Bogdan był przedostatnim z pięciorga rodzeństwa. I chyba najbardziej ciekawym świata. Tę cechę ukształtowała w nim mama. Znajomość historii, literatury, muzyki, poezji, aktualnych wydarzeń
na świecie - wszystkim dzieliła się z dziećmi. - Z powodu tych rozmów i czytania książek lubiłem długie zimowe wieczory, chociaż zimy były wtedy tak ciężkie, że nie można było czasem dotrzeć
do odległej o 1,5 km szkoły - wspomina prof. Chazan. Mama spisywała na kartce książki, które syn miał wypożyczać w szkolnej bibliotece: Hrabia Monte Christo Aleksandra Dumasa, 20 000 mil podmorskiej
żeglugi Juliusza Verne’a. Nauczyciel i bibliotekarz Jan Zdrada mówił, że to książki na taki wiek za trudne. Inna sprawa, że wielu z nich w szkolnej bibliotece nie było. Bogdan Chazan, uczeń szkoły
podstawowej, był wymagającym czytelnikiem. 250-stronicowa książka wystarczała tylko na jedno popołudnie. Czytać umiał już w wieku pięciu lat. Nie tylko po polsku, ale także po rosyjsku. Kiedy w czasie
kolędy zaprezentował tę ostatnią umiejętność przed ks. Franciszkiem Jasińskim, późniejszym katechetą, ten załamał ręce. „Bój się Boga, chłopie!” - zwrócił się do ojca dziecka. Bogdan
Chazan do szkoły poszedł w wieku pięciu lat. Kiedy widział książki, z przejęcia trzęsły mu się ręce. Ojciec uprosił w końcu nauczyciela, aby syn mógł trochę pomagać w bibliotece.
Z nauką radził sobie bardzo dobrze zarówno w szkole podstawowej, jak i w liceum. Dlatego tym większe było zaskoczenie, kiedy nie dostał się na medycynę. Aby móc zdawać w następnym roku, zaczął pracować
w szpitalu.
- Nauczyłem się praktycznej medycyny. Mogłem robić zastrzyki, zakładać gipsy, pracować na dyżurach jako pielęgniarz - wspomina.
Chciał specjalizować się w ginekologii i położnictwie
- Mogłem tylko o tym pomarzyć. W stolicy nie było miejsc nawet na odpracowanie stażu. Dlatego wielu młodych lekarzy jeździło poza Warszawę. W pociągu o godz. 6.30 wszyscy jak na komendę zasypiali,
by po półtorej godzinie obudzić się w Skierniewicach - wspomina prof. Chazan.
Jednak marzenia spełniły się. - Chazan był wybitnie uzdolniony. Pod moim kierunkiem robił szybkie postępy w karierze naukowej. W 1991 r. objął po mnie kierownictwo Kliniki Położnictwa i
Ginekologii, która po kapitalnym remoncie stała się wzorowym ośrodkiem w zakresie medycyny perinatalnej, jednym z najlepszych oddziałów położniczych w Warszawie - wspomina prof. Troszyński.
Nie można być trochę „za” i trochę „przeciw”
Postawa, w której nie stroni się od głośnego wyrażania poglądów, dużo kosztuje prof. Chazana. Ale, jak uważa większość, w obecnych czasach jest bardzo potrzebna. - Dziś dominuje różnego rodzaju
poprawność, zaś Profesor jest wierny swoim zasadom, temu, w co wierzy. Odwaga dzisiaj jest trudna - mówi poseł Szymański.
Ewa Kowalewska - szefowa Forum Kobiet Polskich podkreśla, że środowisko kobiet potrzebuje takich lekarzy, jak prof. Chazan. - Jego osoba jest jednocześnie przykładem, że w dziedzinie ginekologii
i położnictwa potrzebne jest wychowywanie wielkich następców. Przeciwnicy życia dążą do hamowania tych procesów - mówi.
Następcy zmarłego przed rokiem prof. Włodzimierza Fijałkowskiego upatruje w prof. Chazanie dr Wojciech Puzyna, dyrektor Szpitala św. Zofii: - Bardzo cenię prof. Chazana, uważam, że jest wielką
indywidualnością, która może skutecznie oddziaływać w dziedzinie ginekologii i położnictwa.
- Dlaczego bronię życia nienarodzonych dzieci? Przecież to jest normalna postawa - odpowiada prof. Chazan. I dodaje: - Postanowiłem też zacząć głośno wyrażać swoje stanowisko. W
1993 r. brałem udział w dyskusjach sejmowych. Wtedy zrozumiałem, że nie można być trochę „za” i trochę „przeciw”. Wielu lekarzy myśli podobnie jak ja. Lęk przed utratą pracy
powoduje, że nie zajmują stanowiska. Może moja postawa będzie dla nich pomocna.