Były godziny szczytu. Samochody ciągnęły wolno w obu
kierunkach. Wielkie TIR-y, dostawcze mikrobusy zdążające do licznych
w tej dzielnicy sklepów, większe i mniejsze samochody osobowe, a
wśród nich przemykały się ukradkiem maluchy, które dawniej niepodzielnie
królowały na drogach. Ludzie stojący na przystanku patrzyli w niebo,
próbując zorientować się w pogodzie, która tego dnia zmieniała się
bardzo szybko. Raz nad głowami przewalały się ciężkie chmury, by
po kilku minutach uczynić miejsce słońcu, które łapczywie wykorzystywało
każdą lukę i w mgnieniu oka zalewało światłem cały Rynek Wieluński.
Jednak po kilkunastu minutach nadciągnęły ołowiane chmury
i na Rynek spadł rzęsisty deszcz. Ludzie skryli się pod wiatą, przyglądając
się wielkim bąblom, jakie na powierzchni kałuż pozostawiały po sobie
spadające krople. Deszcz zacinał ostro, dosięgając osób stojących
na samym brzegu, które starały się za wszelką cenę dostać do środka.
Najbezpieczniejszy był róg wiaty tuż obok ławki. Tam nie spadła ani
jedna kropla.
- Jakby tak postawić kamery ze wszystkich stron, no bo
zobacz, ściany wiaty są całkiem przezroczyste, to wyszedłby program
lepszy niż to, co teraz w telewizji pokazują - powiedział młody chłopak
do swojego kolegi.
- Mam lepszy pomysł - odparł kolega. - Zebrać paru chętnych
pod wiatą, ogrodzić, nie pozwolić im wychodzić, a na domach rozlepić
ogłoszenia, że na Rynku Wieluńskim robi się jakiś show, mówią na
to - zdaje się - reality show. Mówię ci, za godzinę mamy pełny Rynek
ludzi. Na parkingu trzeba będzie zbudować trybuny, a ja będę chodził
z czapką i zgarniał kasę. - Ty to masz łeb do interesów - powiedział
z podziwem chłopak do swego kolegi.
- Wiecie może, panowie, kogo ostatnio wykluczyli z tego
programu w telewizji, co to ich bez przerwy jakimiś ukrytymi kamerami
pokazują? - spytała starsza pani. - Ja byłam u rodziny w innym mieście
i nie mogłam oglądać, a w gazetach nie napisali, chociaż pisali o
tym, że jakiś premier czy prezydent odwiedził Polskę.
- O takich rzeczach nie piszą w gazetach, bo to nie są
sprawy wagi państwowej - wyjaśnił mężczyzna w średnim wieku.
- Mówi pan, że to nie jest ważne? - zdziwiła się starsza
pani. - A ja tak tych ludzi polubiłam, że oglądam ich na okrągło.
Wszystkie moje dzieci wyjechały do innych miast i jestem teraz sama,
no to mam sobie rodzinę w telewizji na żywo.
- Ja też oglądam ten program - odezwał się mężczyzna
z teczką. - Cała moja rodzina ogląda i właściwie o niczym innym teraz
nie rozmawiamy. Dawniej to się gadało z sąsiadami i o sąsiadach,
a teraz wszyscy tylko o tym programie. Kogo teraz wyrzucą, kto jest
najsympatyczniejszy, a kto nie? Sąsiad po drugiej stronie ulicy wieczorem
okno zasłoni i nic nie widać, a tam pokazują nawet łazienkę. No,
niech mi kto pokaże ciekawszy program? Przecież w takim filmie, albo
jeszcze gorzej w teatrze, to wszystko jest wymyślone, a w tym programie
to sama prawda, nikt niczego nie wymyśla ani nie udaje i nie trzeba
się zastanawiać, co autor miał na myśli.
- No, ciekawe, ciekawe - odparł mężczyzna w średnim wieku,
nasuwając kapelusz na czoło tak nisko, że nie było widać jego zakłopotanych
oczu.
Mężczyzna odczekał jeszcze chwilę i kiedy deszcz przestawał
już padać, wyszedł spod wiaty i szybko skierował się w stronę pobliskiego
postoju. Nagle przejechał szybko duży ciężarowy samochód, ochlapując
mężczyznę wodą, która zgromadziła się w pobliżu krawężników.
- O, wykluczony przez audiotele! - krzyknął jeden z chłopców.
- Ale byłoby świetnie, jakby to pokazać na żywo w telewizji.
Już widzę, jak się pół Polski zwija ze śmiechu. Ludzie to lubią,
kiedy się komuś noga powinie. Zobacz, jak on śmiesznie wygląda -
mówił drugi chłopak.
Pomóż w rozwoju naszego portalu