Pisanie o ludziach wielkich jest zawsze trudne, zwłaszcza gdy
chce się to uczynić w sposób krótki, jednak możliwie wyczerpujący,
z nieodległej perspektywy czasu. Zastanawiając się nad zagadnieniem:
Co Kościół i Polska zawdzięczają Prymasowi Tysiąclecia - pragnę się
wypowiedzieć jako świadek jego życia oraz badacz jego działalności
i myśli, zwłaszcza na polu maryjnym. Znałem kard. Stefana Wyszyńskiego
z bliska od 1975 r., od czasu wstąpienia do Zakonu Paulinów. Patrzę
więc na dzieło życia Sługi Bożego przez pryzmat spotkań i wysłuchanych
przemówień, jak i zaskakujących rozmów z wielkim Prymasem, który
okazywał się tak bardzo bliski i bezpośredni.
Gdy w 1979 r. rozpoczynałem badanie jego spuścizny kaznodziejskiej,
która w całości liczy kilkaset tysięcy stron maszynopisów, pracowałem
w jego prywatnej bibliotece w Pałacu Prymasowskim przy ul. Miodowej
w Warszawie. Pewnego dnia Prymas zainteresował się tym, usiadł i
zaczęliśmy rozmawiać. Poprosił, by mi przyniesiono herbatę. Potem
poklepał mnie po ramieniu i powiedział: "Czytaj, czytaj, może coś
zrozumiesz. Ja niewiele rozumiem, ale wiem, że Maryja prowadziła
mnie jedyną słuszną drogą, jaką mogłem obrać". Zrozumiałem to dopiero
po latach wczytywania się w jego kerygmat, zawsze w kontekście sytuacji
Kościoła i narodu. Dziś uważam, że Prymas Tysiąclecia był człowiekiem
postawionym przez Opatrzność na polskich drogach i dzięki jego posłudze
polska rzeczywistość pozostała polska! Pełne zrozumienie przyjdzie
dopiero po zgłębieniu jego prorockiej i opatrznościowej misji.
Misja proroka jest bardzo trudna, gdyż nie zawsze rozumie
on głos, którego staje się przedłużeniem, choć wewnętrznie wie, że
musi wypełnić pewne zadania w celu rozwijania różnych dzieł czy wspierania,
a czasem ratowania innych ludzi, często będąc niezrozumianym przez
współczesnych. Na posterunku trzyma takiego proroka głos sumienia
i nieznanego pochodzenia radość spełnionego obowiązku. Tak też było
w życiu Sługi Bożego, który odchodził ze świadomością spełnionego
obowiązku, chociaż na łożu śmierci powiedział, że całe jego życie
było nieustannym Wielkim Piątkiem. Dziś powoli, coraz jaśniej, dostrzegamy
w jego życiu blaski poranka Niedzieli Zmartwychwstania.
W dziejach Kościoła powszechnego kard. Wyszyński bardzo
znacząco zapisał swoją obecność i wniósł wkład w jego posłannictwo
już przez samo pochodzenie z "komunistycznej" Polski. Żelazna kurtyna,
jaka powstała po wojnie, stworzyła swoiste kurtyny również w mentalności
ludzi Kościoła, zwłaszcza urzędników. Kard. Wyszyński swoją postawą
wszystko to przełamywał, tak iż zyskał zaufanie Pawła VI, który powierzył
mu specjalną misję troski o Kościoły prześladowane. Przez jakiś czas
krążyło w urzędach rzymskich humorystyczne powiedzenie, gdy wiatr
trzaskał oknami i drzwiami: EO passato Wyszyński - Przeszedł Wyszyński.
Odnosiło się to do jego stylu zdecydowanego załatwiania trudnych
spraw, z troski nie o siebie, ale o Kościół, w którym żył i który
znał lepiej niż różni ludzie drabiny urzędniczej. Dlatego też dyplomacja
watykańska musiała zrozumieć, że nie może nic stanowić bez Kościoła
lokalnego. Okazało się to zbawienne, zaś potwierdzeniem wielkości
polskiego Kardynała było przemówienie watykańskiego sekretarza stanu
- kard. Agostino Casarolego na pogrzebie Prymasa Tysiąclecia, wygłoszone
po polsku!
Docenieniem męczeńskiej drogi Kościoła w Polsce, choć
może bardziej odkryciem charyzmatu, jaki powinien cechować Piotra
końca XX wieku, było wybranie na papieża kardynała z Krakowa - Karola
Wojtyły. Lękał się on wzięcia na swoje barki odpowiedzialności za
Kościół, który oczekiwał na proroka. Długo rozmawiał z kard. Wyszyńskim,
a potem zgodził się na podjęcie tego krzyża. Polski Papież to jedno
z wielkich zwycięstw Prymasa Tysiąclecia. Sam Jan Paweł II powiedział
to bardzo wyraźnie po inauguracji pontyfikatu, patrząc na swoją misję
Namiestnika Chrystusowego jako owoc wiary Prymasa Wyszyńskiego i
jego prowadzenia Kościoła w Polsce przez Jasną Górę. Pamiętam pierwszą
pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski i jego pobyt na Jasnej Górze.
Miałem możliwość podpatrywać zarówno Papieża, jak i Prymasa. Do dziś
widzę tę promieniującą radością, entuzjazmem, ale również dumą twarz
Prymasa - Księcia polskiego Kościoła. Znane było powiedzenie, że
ci dwaj wielcy Polacy, jak dwa konie, "ciągnęli razem polski wóz". Teraz kard. Wyszyński cieszył się, że kard. Wojtyła jako Papież
Jan Paweł II ze Szczytu Jasnej Góry mówi po polsku i ukazuje Matkę,
przy której Sercu on, Prymas, modli się o zwycięstwa dla umiłowanego
Kościoła. Obecność Papieża była dla Prymasa radością zwycięzcy, radością,
która rysowała swoistą aureolę wokół tej majestatycznej postaci.
Pamiętam ten obraz, jakby był wymalowany na frontonie Jasnogórskiej
Bazyliki, zwróconej ku milionowym rzeszom.
Kościół w Polsce zawdzięcza Prymasowi Tysiąclecia przede
wszystkim zachowanie swojej tożsamości i żywotności, zawdzięcza Ojcu
Kościoła epoki komunistycznej swoje przetrwanie! Z bólem przyjmowaliśmy
wypowiedzi niektórych ludzi, również z kręgów katolickich, którzy
miłość do Kościoła pomylili z jego krytyką, głosząc, że zakończyła
się epoka Wyszyńskiego. Osobiście uważam, że czas życia jego duchem
dopiero nadszedł. Współczuję tym, którzy nie mają pokory poznawania
dziejów i wczytywania się w dziedzictwo Prymasa Wyszyńskiego. Współczuję
tym, którzy pod szyldem intelektualistów katolickich próbowali w
minionym czasie pomniejszać dokonania Prymasa - a on szanował elity,
ale miał odwagę myśleć też o masach. Taka postawa była uważana przez
niektóre kręgi za "główny grzech Prymasa". A właśnie dzięki tej miłości
do polskiej tradycji i pobożności masowej kard. Wyszyński uratował
Kościół w Polsce! To jest największa z jego zasług.
Prymas Wyszyński objął misję prowadzenia Kościoła w Polsce
w czasie umacniającego się terroru komunistycznego, który chciał
zmieść z życia w Polsce to wszystko, co sięgało do chrześcijańskich
korzeni, i chciał podporządkować sobie Kościół, aby sterować nim
jako posłusznym narzędziem zamaskowanej ateizacji. Prymas mówił,
iż nie można składać rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza, co przypłacił
więzieniem. Kościół modlił się, na czele z Jasną Górą, za uwięzionego
Pasterza, jak kiedyś Kościół pierwszych chrześcijan modlił się za
Piotra. Prymas po wyjściu z więzienia podziękował za postawę powszechnego
świadectwa. Ale też nigdy nie wypominał grzechu strachu tym, którzy
się go wyparli. W tym była wielkość Prymasa Tysiąclecia.
Prymas był człowiekiem, którego kochano i nienawidzono.
Od wielbicieli uciekał, zaś wrogom potrafił przebaczać. Za zmarłego
tragicznie Bieruta odprawił Mszę św. Mimo tak wielu sprzecznych opinii
i tragicznych doświadczeń, potrafił być człowiekiem dialogu. On pierwszy
w Kościele zdecydował się na podpisanie porozumienia z komunistami,
aby ratować to, co jeszcze było możliwe do uratowania. Na żadną współpracę
nie poszedł. W kręgach Kościoła powszechnego z pewną dezaprobatą
przyjęto jego decyzję, nie znając realiów życia Kościołów pod panowaniem
komunizmu. Zyskał sobie nawet określenie "czerwony kardynał". Prymas
jednak słuchał podpowiedzi Ducha Świętego - jak sam to określił -
i czynił wszystko, aby w dialogu z decydentami na pokładach dobra,
jakie w nich odkrywał, budować wspólne dobro na polskiej ziemi. Kościół
w Polsce w Prymasie Wyszyńskim miał czujnego pasterza, który chronił
go od wilków, ratował od przebranych w owcze skóry "dobrych doradców",
a w sytuacjach najtrudniejszych wzywał do mądrego dawania świadectwa
męczeństwa.
Kościół w Polsce czasu posługi Prymasa Stefana Wyszyńskiego
uczył się teologii obecności Boga w wydarzeniach codziennych, zwłaszcza
jego pochylania się nad Polską przez pośrednictwo wstawienniczej
obecności Jasnogórskiej Matki i Królowej. Wsłuchał się bowiem w bicie
polskich serc i odczytał ich dziejową wędrówkę ku Jasnej Górze, która
była portem ocalenia i latarnią nadziei, i podjął jedynie słuszną
drogę uratowania uciemiężonego narodu w ramionach Jasnogórskiej Matki.
To doświadczenie zbawcze Prymas przekazał Kościołowi powszechnemu.
Nie dziwi nas więc, że Papież z Polski, Jan Paweł II, idzie drogą
swojego przyjaciela, Prymasa Tysiąclecia.
Polska zawdzięcza Prymasowi Stefanowi Wyszyńskiemu bardzo
wiele, jak chyba nikomu z najbardziej nawet szanowanych polityków.
Zawdzięcza mu szacunek na arenie międzynarodowej. Prymas, chociaż
sam był prześladowany i szykanowany przez władze komunistyczne, nigdy
nie mówił źle o Polsce. Był wielkim polskim patriotą! Rozumiał, że
rodzinnego gniazda nie wolno kalać, choćby człowiekowi działo się
w nim źle. Wszystkie wypowiedzi Prymasa o Polsce, jakie znam, są
pełne czci i miłości. Dlatego też Polska winna swojemu Mężowi Stanu,
Ojcu Narodu, wystawić pomnik Patrioty. Polska winna Prymasowi Wyszyńskiemu
wdzięczność za to, że uniknęła krwawych rozrachunków, które jej niejednokrotnie
groziły. To właśnie Prymas Wyszyński, błagany na kolanach przez delegatów
ekipy Gomułki, zdobył się na powrót do Warszawy z pominięciem Jasnej
Góry w drodze z więzienia w Komańczy. Zrobił to, by swoją obecnością
nie dopuścić do interwencji dywizji radzieckich, stojących u bram
Warszawy. Zrobił to dla Polski! O tym jednak powszechna historia
niezbyt łaskawie wspomina. Podobnie było podczas zrywów robotniczych
w latach następnych, kiedy Prymas Polski wzywał do umiarkowania,
gdyż wiedział, że sytuacja ogólna jeszcze nie dojrzała do pokojowej
rewolucji. Znaczące jest zachowanie Prymasa podczas strajków robotniczych,
gdy wzywał do odpowiedzialności. Jego ojcowskie wołanie zmanipulowano
w telewizji, aby podburzyć robotników przeciw Kościołowi. Również
jego dobre rady dla organizującej się "Solidarności" nie zostały
przyjęte w całej wymowie, gdyż niektórzy sądzili, że już wszystko
wiedzą, zaś inni sprytnie manipulowali ruchem pokojowej rewolucji.
Jednak solidarnościowy powiew wolności, który poniósł się z Polski
na kraje zniewolone przez komunizm, ma za swego ojca właśnie Prymasa
Wyszyńskiego. Był to ojciec niezwykle wymagający, bo żądający wyrzeczenia
się nienawiści i odwetu, ojciec, dla którego dobro narodu było dobrem
nadrzędnym, ojciec, który nie pytał o cenę, jaką trzeba zapłacić
za bycie sobą.
Polska zawdzięcza Prymasowi Tysiąclecia pozytywny obraz
naszej Ojczyzny w oczach Europy. O taki obraz Polski kard. Wyszyński
zawsze walczył, chociaż ostrzegał, żebyśmy nie byli tylko biernymi
konsumentami tego wszystkiego, co z Europy do nas przychodzi. Polska
zawdzięcza mu ojcowskie i prorockie wołanie o szacunek do rodzimej
tradycji, kultury małych ojczyzn i zwyczajów właściwych polskiemu
domowi nad Wisłą. Tego głosu tak bardzo nam potrzeba dzisiaj, kiedy
chcemy "powrócić" do Europy, z której przecież nigdy nie wyszliśmy.
Prymas często o tym przypominał i prosił o zdrową ambicję Polaka
- obywatela Europy i świata.
Obyśmy potrafili dorastać do daru ojca i proroka, jakiego
w Prymasie Tysiąclecia - Słudze Bożym Stefanie Kardynale Wyszyńskim
dała nam Opatrzność.
Tekst zaczerpnięty z pracy zbiorowej pt. Sługa Boży Stefan
Kardynał Wyszyński (1901-1981), wydanej pod redakcją Stefana Budzyńskiego,
Ireny Burchackiej i Adama Mazurka, przez Oficynę Wydawniczo-Poligraficzną "
Adam", Warszawa 2000. Tekst został zaadaptowany do druku w Niedzieli
przez redakcję.
Pomóż w rozwoju naszego portalu