Słońce stało wysoko. Jak na grudzień dzień był ciepły i przypominał
złotą polską
jesień. Nad Rynkiem Wieluńskim latało stado gołębi.
Ptaki błyskały w słońcu bielą skrzydeł przy każdym zwrocie. Kiedy
leciały w kierunku przystanku, były prawie niewidoczne. Zwroty
były szybkie, lecz płynne. Z dala latał samotny gołąb, który jednak
dokładnie powtarzał
wszystkie ewolucje wykonywane przez stado.
Mimo licznych wzlotów, nurkowań i
szaleńczych skrętów, jego odległość
od stada nie zmieniała się. Wydawało się, że, bez
względu na kierunek
lotu, znajduje się zawsze na jego czele.
- Pamiętam zimę sprzed 19 lat. Był siarczysty mróz i
śnieg po pachy - powiedział trochę
do siebie, a trochę do stojących
obok ludzi mężczyzna w średnim wieku.
- Co pan z tą zimą sprzed 19 lat wyjechał? - zdziwił
się chłopak w dżinsach, skórzanej
kurtce i z słuchawkami walkmana
na uszach. - Na wspomnienia się panu zebrało. Dzisiaj
mamy efekt
cieplarniany i zim już nie będzie. Na okrągło będzie ciepło. Mnie
to się nawet
podoba.
- Ja sobie przypomniałem akurat tamtą zimę, bo właśnie
zbliża się 13 grudnia -
rocznica wprowadzenia stanu wojennego.
Wtedy nie tyko zamarzły wszystkie stawy, a nawet
niektóre rzeki,
ale komuniści zamrozili też życie - powiedział mężczyzna w średnim
wieku.
- Jak to można życie zamrozić? - zdziwił się chłopak.
- Bardzo prosto - odparł mężczyzna. - Wyłączyli wszystkie
telefony, wychodziła tylko
jedna gazeta, komunistyczna oczywiście,
w telewizji i w radiu był tylko jeden program, też ich.
Rozwiązali
wszystkie organizacje, wprowadzili godzinę milicyjną, od dziesiątej
wieczorem
wszyscy musieli być w domu. Aby wyjechać poza miasto,
np. na święta Bożego Narodzenia,
trzeba było mieć specjalne przepustki.
Przestały działać nawet szkoły i uczelnie.
- O rany! - krzyknął chłopak. - Ale było odlotowo, zupełnie
jak Apokalipsa albo jakieś
science fiction. A kto to zrobił? -
zapytał po chwili.
- Jak to kto? - mężczyzna spytał retorycznie. - Polscy
komuniści, którzy wtedy się
panoszyli na całego i robili, co chcieli.
- No to nie można ich było wyrzucić? Dzisiaj wystarczy
jedno kiwnięcie palcem
opozycji i rząd upada - dziwił się chłopak.
- Znam się na polityce. Jak czytam sport na
ostatniej stronie,
to czasami na pierwszą też rzucę okiem.
- Człowieku, wtedy to oni mieli wszystko w swoich rękach:
wojsko, milicję i jeszcze
Armię Czerwoną tuż za granicą, a nawet
i w granicach Polski - mężczyzna odpowiedział
wzburzony.
- Ale mieli fajnie, tak to można rządzić. Mój kumpel
też tak rządzi u siebie na podwórku.
Wyżej nosa nikt mu nie podskoczy,
bo go wdepcze w chodnik - mówił chłopak. - A jak mu
się kiedyś
kilku sprzeciwiło, to poprosił kolesiów z sąsiedniego podwórka i
było po krzyku.
- No to komuniści też tak rządzili jak podwórkowi chuligani
i też mieli silniejszego
kolesia za wschodnią granicą - mężczyzna
sam się zdziwił, jak łatwo mu było porozumieć się
z chłopakiem,
którego w czasie stanu wojennego nie było nawet na świecie.
- Dali komuś w dziób? - spytał chłopak.
- W dziób? - zdziwił się mężczyzna. - To mało powiedziane
- w kopalni" Wujek", gdzie
górnicy nie chcieli się zgodzić na stan
wojenny, po prostu zaczęli do nich strzelać. Zginęli
wtedy ludzie.
- Żartuje pan? U nas na podwórku kiedyś taki jeden dźgnął
bezbronnego chłopaka
nożem. Ledwie go potem rodzona mamusia poznała.
Takich rzeczy się nie robi. A co ci
wszyscy komuniści, którzy wprowadzali
stan wojenny, teraz robią? - chłopak zakończył
pytaniem.
- A różnie. Część odeszła na zasłużone emerytury, część
robi dzisiaj interesy, a część
dalej rządzi i ciągle im tej władzy
mało - odparł mężczyzna.
- Zaraz, zaraz, bo nie kumam. Nic im się nie stało? Nawet
włos im z głowy nie spadł?
- chłopak nie dawał wiary.
- Nic a nic - odparł mężczyzna. - To jest chyba efekt
cieplarniany w polityce.
- Pan to ma łeb. Ja bym tego tak ładnie nie nazwał. U
nas na podwórku nie ma
takiego ciepełka. Jak ktoś przesadzi, to
lepiej żeby się tam więcej nie pokazywał, bo inaczej
czeka go szpital
- odparł chłopak. - I tak jest w porządku, nikt nikogo nie będzie
bezkarnie
gnoił.
Pomóż w rozwoju naszego portalu