Choć oczy wiary i religijnego uniesienia Polaków skupione
są w tych ostatnich dniach na św. Faustynie Kowalskiej, polskiej
Apostołce tajemnicy Bożego Miłosierdzia, to przecież ciągle nie przestaje
fascynować, zwłaszcza Kościoła w Polsce, tych jedenaście bohaterek
z Nowogródka, które wyniósł na ołtarze Ojciec Święty 5 marca 2000
r. I w tym wypadku bowiem Kościół wydał werdykt dotyczący polskich
zakonnic, polskiego Zgromadzenia, a w konsekwencji Kościoła, który
je zrodził. Ale od kolebki Narodowego Wieszcza i od owego 1 września
1943 r., a potem beatyfikacji s. M. Stelli i jej Towarzyszek z Nowogródka
pozostanie już na zawsze w polskich sercach jako ziemia bujna złotymi
kłosami duszy polskiego Narodu.
Dlatego ten Naród i ten Kościół ma pełne prawo i obowiązek
z tej uroczystej okazji, jaką było wyniesienie na ołtarze Nowogródzkich
Męczenniczek, wyśpiewać hymn świętej dumy, szczęścia i radości do
wtóru z ich szczęśliwą Rodziną Zakonną, która swym wielkim i Bożym
świętowaniem daje przykład i zachętę do dziękowania Bogu za te przepiękne
kwiaty, które tak bujnie zakwitły.
Ale nie tylko wspaniale owocujący ogród Nazaretu ma się prawo
z niego cieszyć i śpiewać Bogu hymn chwały i podzięki, że po wyniesieniu
na ołtarze Matki Założycielki, bł. Franciszki Siedliskiej, teraz
Kościół wynosi do chwały ołtarzy, urobionych na gruncie ukształtowanej
przez nią duchowości, jedenaście jej córek. Od niewątpliwie ich duchowej
przywódczyni - s. M. Stelli, wątłego zdrowia, ale wielkiego ducha,
uformowanego według charyzmatu świętej Założycielki, do najmłodszej,
nie pozbawionej jeszcze obaw i wątpliwości s. Boromei, którą jednak &
quot;coś" ciągnęło z odpoczynku spoza Nowogródka do wspólnoty
pozostałych tam sióstr. A one, do głębi już przeniknięte duchem Nazaretu,
otwierały się na drugich nie tylko pragnieniami, ale i ofiarną służbą
każdemu, kto stawał przed nimi z pustymi rękami, albo zagrożonemu
w swojej egzystencji. Same z trudem walczące o utrzymanie w zmieniających
się radykalnie okolicznościach, nie ustępowały w walce o dusze.
Ale nade wszystko to były - żyły i umierały na stosie ofiarnym
- Nazaretanki, żyjące autentycznym i gorliwym życiem zakonnym w duchu
ziszczenia wizji życia Rodziny z Nazaretu, natchnionym przez błogosławioną
Założycielkę. Bo to je wszystkie przede wszystkim i najgłębiej łączyło.
I to ostatecznie kazało im iść przez ten ciemny "bunkier"
nocnego konania na krzyż w przynowogródzkim lasku ich Golgoty.
I dlatego tak logiczne jest to nazaretańskie święte zamyślenie,
ten na różne, ale nie fałszowane głosy śpiewany hymn dziękczynienia
i chwały dla ich Boskiego Oblubieńca, który tak hojnie uradował ziemię
Kościoła ich nazaretańskim powołaniem.
Ale to, co stanowi motyw naczelny, to ich pójście na ofiarny
stos za drugich, zagrożonych perspektywą zagłady prostych ludzi i
jeszcze bardziej zagrożonego wielkiego i bohaterskiego kapłana. W
siostrzanym zwartym szeregu stanęły po stronie przez samego Chrystusa
ustanowionej zasady, że "większej miłości nikt nie ma aniżeli
ten, który życie swoje daje za braci swoich" (por. J 15, 13). Szły zwartym szeregiem starsze: s. M. Stella, s. M. Imelda, s.
M. Rajmunda, s. M. Daniela, s. M. Kanuta; średnie wiekiem: s. M.
Sergia, s. M. Gwidona, s. M. Felicyta, s. M. Kanizja, s. M. Heliodora;
i wreszcie ta najmłodsza - s. M. Boromea.
A poza tym Nazaretanki, Polki z krwi i kości, choć z różnych
stron kraju: od Oświęcimia, wtedy austriackiego - s. M. Imelda, przez
Raczyn (pow. Wieluń) - s. M. Kanuta, Grunowiec (pow. Odolanów) -
s. M. Gwidona, Starą Hutę (pow. Świecko) - s. M. Heliodora, po Nieśwież
- s. M. Stella, Wileńszczyznę - s. M. Rajmunda, Lubelszczyznę - s.
M. Felicyta, aż po Grodno - s. M. Boromea. Ocierały się o wrogi żywiołowi
polskiemu ład zaborczy, ale pochodząc z czysto polskich rodzin, ducha
polskiego zachowały do końca, były jego świadkami i krzewicielkami.
Nade wszystko były nieodrodnymi córkami polskiego Kościoła i gorliwymi
jego apostołkami. Najbardziej znaczący tego przykład dała s. M. Heliodora,
wybrana przez Rosjanina, kierownika zabranej siostrom szkoły, na
jego służącą, która tak pilnie pełniła to zadanie, że kierownik i
jego żona z synem przeszli na katolicyzm. Oczywiście, zgodziła się
na tę służbę za cenę pozostania sióstr w ich szkole. Toteż nic dziwnego,
że to Siostry przede wszystkim mają tytuł do świętej dumy, wielkiej
radości i hymnu głębokiej podzięki za tak hojny dar, jaki otrzymała
ich Rodzina Zakonna.
Beatyfikacja Jedenastu Męczenniczek Nowogródzkich to nie
tylko doniosłe wydarzenie w dziejach Zgromadzenia wywodzącego się
z Narodu polskiego. To historyczne wydarzenie w dziejach całego Kościoła
polskiego. Przecież tych jedenaście, wydawać by się mogło, zwyczajnych
zakonnic to jedenaście czerwonych róż zakwitłych na łąkach tegoż
Kościoła, to bohaterki straszliwych czasów wojny, podobne - zwłaszcza
z powodu Ogrójca, który w wilgotnej piwnicy przeżyły w ową noc przed
śmiercią, i poświęcenia dla drugich - do innego sławnego bohatera
z oświęcimskiego bunkra głodowego, św. Maksymiliana Kolbego. On był
jeden, na oczach zdumionych katów i tłumu osłupiałych niezwykłym
gestem poświęcenia obozowych towarzyszy. A ich było jedenaście, a
więc gromadka zjednoczonych miłością Boga i ludzi, cicha, zamodlona,
ale anonimowa, dwa razy wieziona na swoją Golgotę w lasku pod Nowogródkiem,
w siostrzanej wspólnocie, ze złożonymi rękami dopełniająca swojej
zespołowej ofiary.
Jakżeż cudownie, choć specyficznie, wplata się ta ofiara
Nowogródzkich Męczenniczek w ten imponujący wieniec 109 klejnotów,
którymi przyozdobił Ojciec Święty na Placu Zwycięstwa w Warszawie,
13 czerwca 1999 r., koronę świętości Kościoła w Polsce. A do tego
dodał dwoje wyznawców, a w Toruniu kolejnego męczennika obozowego.
Jakżeż więc nie powtórzyć w związku z tą ostatnią beatyfikacją znanych
słów starożytnego polskiego hymnu radosnego uniesienia - Gaude Mater
Polonia prole foecunda nobili. I Naród ten hymn przy tej okazji wyśpiewał,
jak wyśpiewał w związku z wprawieniem kolejnego klejnotu, jakim jest
kanonizacja św. Faustyny Kowalskiej. Ale czy nie jest to śpiew, w
którym o dziwo zabrzmieć może fałszywie brzmiący ton deprecjacji
świętych i błogosławionych, i związanych z tym wielkich kościelnych
wydarzeń?
Beatyfikacje i kanonizacje to elementy naturalne w rytmie
życia Kościoła. Przecież jego najgłębszy sens stanowi płynąca z Boskiego
dzieła zbawczego Chrystusa moc moralnej przemiany ludzi, aby mogli
przyjąć godność przybranych synów Boga, na podobieństwo Chrystusa.
Toteż od początku swojego istnienia Kościół nie tylko rodzi świętych,
ale i wyraża swój dla nich kult. Nie może być inaczej, boć przecież
ten kult stanowi weryfikację spełnienia jego głównego zadania. I
jedno więc (świętość), i drugie (kult świętych) stanowi warstwę zasadniczą
rzeczywistości, na wskroś przenikniętą Bożym pierwiastkiem. Dlatego
winni to wiedzieć autentycznie wierzący i na tych pierwiastkach Bożych,
dominujących w świętości i męczeństwie, opierać swój pogląd na fenomen
świętości.
Nie da się zaprzeczyć, że do tej istotnej warstwy fenomenu
świętości w Kościele, zwłaszcza w aspekcie jej przekonywająco udokumentowanej
promulgacji, dochodzą elementy drugorzędne, związane z widzialnym,
społeczno-religijnym charakterem Kościoła, co ostatecznie przyjęło
postać procedury sprawdzania tej nadprzyrodzonej warstwy świętości.
Jest zrozumiałe, że musi to pociągać za sobą wymiar materialny i
polityczny. W żadnym jednak razie wymiar ten nie dorównuje ani tym
bardziej nie dominuje nad wymiarem religijno-sakralnym świętości
czy męczeństwa. Zawsze w sposób ewidentny musiały naprzód zaistnieć
te dwa elementy, a potem, niekiedy po długim czasie i w ograniczonym
zakresie środków materialnych, następowała procedura promulgacji.
Dla każdego katolika, a zwłaszcza kogoś próbującego publicznie zabierać
głos w sprawie świętości i jej promulgacji kościelnej w formie beatyfikacji
czy kanonizacji, te dwie warstwy powinny być oczywiste i pozostawać
we właściwych do siebie proporcjach. Ten wymiar jest bezwzględnie
obligujący u autorów publikujących w prasie katolickiej, a w wypadku
dramatu błogosławionych Męczenniczek Nowogródzkich szczególnie łatwy
do niezafałszowanego ukazania.
A tymczasem w zgodnym chórze polskiej prasy katolickiej,
nacechowanym świętą radością i dumą z tego kolejnego ubogacenia Kościoła
polskiego, boleśnie "zgrzytnęło" (por. Tygodnik Powszechny
z 13 lutego i polemika z 16 kwietnia br). Pojawił się głos, i to
osoby duchownej, w którym na czoło Bożej sprawy męczeństwa wysunięta
została nie po bohatersku wylana krew, ale pieniądze, które były
przecież niezbędne, aby ta heroiczna ofiara mogła dotrzeć do wyżyn
ołtarzy. Ale czy ta strona, w całości przecież drugorzędna, zasługiwała
na to, by przy takiej okazji, jaką jest relacja o beatyfikacji Jedenastu
Męczenniczek z Nowogródka, wyeksponować ją w sensacyjnym tytule i
treści pozbawionej elementarnej delikatności w korzystaniu ze zdobytych
informacji?
Dla mnie - i nie tylko dla mnie - jak miałem się okazję
przekonać, stanowi to zgrzyt, fałszywy ton w budującej harmonii czci
polskiej prasy katolickiej i w tym słusznym, entuzjastycznym Gaude
Mater Polonia, w uniesieniu śpiewanym przez całą Rodzinę Nazaretańską.
Niech więc Rodzina ta śpiewa głośno, donośnie, zapatrzona szeroko
otwartymi oczyma w ten czcigodny, ale jakżeż wymowny bukiet czerwonych
maków, pochodzących z polskich łąk, które Zgromadzenie dało polskiemu
Kościołowi. Niech śpiewa tak, by ten pojedynczy i na szczęście mało
donośny fałszywy ton w tym radosnym polskim Te Deum za nowogródzki
heroiczny epos ostatecznie zagłuszyć.
Co to jest proces kanonizacyjny lub beatyfikacyjny? Według opisowej
definicji podanej przez Tygodnik Powszechny z 13 lutego br., proces
beatyfikacyjny lub kanonizacyjny to ni mniej, ni więcej tylko procedura,
której celem jest doprowadzenie przez zjawisko tzw. załatwiania do
uznania przez papieża osoby lub grupy osób jako święte podczas właściwej
ceremonii. W samym tajemniczym procesie "załatwiania" największą
rolę odgrywają postulatorzy i chyba bliżsi sercu współczesnych -
wszędobylscy sponsorzy. Są jeszcze "advocatus diaboli", którzy mają
być w opozycji do tych, którym zależy na szybkim postępowaniu procesu,
ale z racji tego, że jest to opozycja specjalna, bo konstruktywna,
krzywdy nikomu nie zrobią. Najważniejsi w tym procesie są jednak
sponsorzy. Bez nich ani rusz. Mogą nimi być rodziny kandydatów, zgromadzenia
zakonne i diecezje (lista jest otwarta). Oczywiście, jako sponsorzy
z krwi i kości, a nie dawni dobrodzieje, spodziewają się w zamian
za wyłożone pieniądze konkretnych zysków. Jak ma się rozumieć, TP
nie pozostaje gołosłowny. Sponsoring takich Nazaretanek na przykład
przyniósł niemały przewrót cywilizacyjny w jednym z domów zakonnych.
Siostry zyskały jeden komputer, jedną drukarkę i fotokopiarkę. Co
więcej, te urządzenia, dzięki pracy w pocie czoła (przepraszam, żadne
z nich nie ma czoła, ale pracuje, no powiedzmy, w sposób wytężony)
już się zamortyzowały. Teraz przynoszą czysty zysk. Mamy nadzieję,
że krociowy. W ostatnim czasie najwięcej świętych "do załatwienia"
zlecił Jan Paweł II. W liście apostolskim Tertio millennio adveniente
nakazał na przykład uzupełnić martyrologium Kościoła powszechnego
o męczenników ostatniego stulecia. A że - jak przypuszczają niektórzy
badacze - w naszym tzw. wieku praw człowieka było ich dwa razy tyle,
co w dziewiętnastu pozostałych wiekach chrześcijaństwa - spraw do
załatwienia będzie co niemiara.
Wystarczy tej parodii. W przeddzień nabożeństwa jubileuszowego,
które wspominało męczenników XX wieku, kard. Roger Etchegaray powiedział,
że ta długa lista ma nam, chrześcijanom, pozwolić odkrywać na nowo
prawdziwą tożsamość Kościoła: Kościoła świadków i męczenników. Także
postacie beatyfikowanych Nazaretanek z Nowogródka są na tej liście.
Reportaż Tygodnika Powszechnego raczej przekonuje, że mamy do czynienia
z Kościołem biurokratów i urzędników, w którym załatwia się wszystko,
począwszy od sakramentaliów, poprzez sakramenty, aż po beatyfikacje
i kanonizacje.
Redakcja
Pomóż w rozwoju naszego portalu