Sejm dostarczył Polakom w ostatnim czasie wiele emocji. Najpierw
przyczyniła się do tego sama debata nad nowym systemem podatkowym.
Nie wchodząc w szczegóły, przypomnę, że obniżając w pierwszych dwóch
latach podatki tylko bogatym, Ministerstwo Finansów liczyło, że zmobilizuje
to przedsiębiorców do tworzenia nowych miejsc pracy. Dodam, że ta
obniżka dotyczyła ok. 300 tys. podatników i nie miała większego znaczenia
dla budżetu. W rzeczywistości bowiem płaciliby oni więcej niż do
tej pory. Likwidacja ulg, zwłaszcza budowlanej, pozbawiała ich możliwości
zaniżania podatku, co do tej pory było nagminne w tej grupie podatkowej.
Tymczasem krytyka ustaw podatkowych przez posłów SLD i PSL
skupiła się wyłącznie na nierównym potraktowaniu podatników. Tych
najbiedniejszych ukazywano jako ofiary, na które rzekomo spadnie
ciężar podwyżek mających uzupełnić powstałe w budżecie braki. Lewica
wykorzystała w pracach sejmowych nad podatkami wszelkie możliwe środki,
aby nie dopuścić do uchwalenia nowych podatków. W pewnym momencie
było już pewne, że nie chodzi o sprawy podatków, ale o sparaliżowanie
prac rządu i parlamentu. To, co wyprawiał poseł Manicki ze swoimi
kolegami, było najbardziej agresywną destrukcją w tej kadencji Sejmu.
Była to z pewnością próba dokonania rozłamu w koalicji, co przy łucie
szczęścia mogło zakończyć się obaleniem gabinetu Jerzego Buzka i
rozpisaniem nowych wyborów. Nie muszę dodawać, że według sondaży
zdecydowanie wygrałaby SLD. Przedwczesne wybory pozwoliłyby postkomunistom
skorzystać z reform i wygodnie usadowić się na stołkach.
Dlatego najważniejszą rolę w procesie rozbicia koalicji
lewica powierzyła prezydentowi. To jemu, kiedy nie wypaliła sejmowa
obstrukcja (opóźnianie pracy), zlecono zadanie zawetowania ustawy
podatkowej od osób fizycznych, przekonując go, że jest ona najbardziej
dolegliwa dla biednych, a zarazem najbardziej kontrowersyjna. Prezydent
z właściwym sobie wyeksponowaniem troski o losy państwa zapoznał
się z opiniami wysokich urzędników, wysłuchał racji - sądzę, że argumentów
za przyjęciem ustaw usłyszał zdecydowanie więcej - i uczynił to,
co polecili mu ostatni wychodzący z pałacu prezydenckiego: posłowie
SLD. Twierdzę tak, ponieważ w uzasadnieniu weta nie było opinii prawno-konstytucyjnych,
pojawiły się natomiast ostre słowa, obraźliwe dla Sejmu, typu: "nie
wolno wprowadzać", "pogwałcenie rzetelnej procedury legislacyjnej", "
niedopuszczalny", "jaskrawy przykład", "wypacza istotę parlamentaryzmu"
itp. Ponadto prezydent nazwał tylko siebie strażnikiem tak zasad
konstytucyjnych, jak i sejmowych procedur demokratycznych. Jednym
słowem, weto prezydenta miało charakter wyłącznie polityczny. Cała
jego argumentacja zmierzała do udowodnienia, że prezydent jest ponad
parlamentem, ba - nawet ponad konstytucyjnym systemem władzy w Polsce.
Nic więc dziwnego, że po wecie prezydenta rozegrał się drugi
akt podatkowego spektaklu. Jako pierwszy ostro na zarzuty prezydenta
odpowiedział marszałek Maciej Płażyński. Zakwestionował on prezydenckie
motywy działania, sprzeciwił się prawu prezydenta do pouczania Sejmu,
do połajanek, do czepiania się procedur. To z kolei wywołało ostry
protest lewicy, że marszałek złamał apolityczność swego urzędu i
rzekomo przemawiał w imieniu AWS, a nie całego Sejmu. Najpierw z
lewej strony rozległy się ostre nieparlamentarne okrzyki przeciw
marszałkowi, potem w jego obronie w podobny sposób zareagowała prawa
strona.
Nie wdając się w ocenę tego, co zaszło w parlamencie, skupmy
się jednak na istocie rzeczy. System podatkowy, jaki zaproponował
L. Balcerowicz, w jego ocenie, porządkował wieloletnią patologię
w tej materii, opierającą się na rozlicznych ulgach i zwolnieniach.
Choć nie dawał bezpośrednio wielkich szans na powstanie nowych miejsc
pracy, nie wspomagał również budownictwa mieszkaniowego (nowego systemu
pomocy przy budowie mieszkań, jaki przygotował rząd, jeszcze nie
znamy), stanowił jednak pewną spójną wizję finansów państwa, którą
można było w latach następnych poprawiać. Należało więc odnieść się
krytycznie do tych zmian, ale nie z taką furią, by - jak to ujął
szczerze poseł Manicki - wysadzić ten pociąg w powietrze i posłać
do diabła.
I teraz najważniejsza sprawa: było w tym systemie przynajmniej
jedno, ciężko wywalczone przez AWS dobro - nowy sposób potraktowania
rodziny przez wprowadzenie ulg prorodzinnych. Z ulgi miały skorzystać
rodziny, których dochody znajdują się w pierwszej skali podatkowej.
Stanowią one jednak 95% wszystkich podatników podatku dochodowego
od osób fizycznych. Można więc z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć,
że z ulg tych skorzystałoby 95% dzieci drugich i następnych, czyli
blisko 3 mln dzieci (tylko 151 tys. dzieci drugich i następnych wychowuje
się w rodzinach płacących podatki wyższe). To był jakby przyczułek
prorodzinny w nowym systemie podatkowym, który w następnych latach
można było powiększać. Oceniając z tej perspektywy weto prezydenta,
jawi się on jako przeciwnik rodziny, zwolennik zapaści demograficznej,
jaka dotknęła Polskę, a także propagator aborcji - czemu dawał wielokrotnie
wyraz wcześniej jako członek KC PZPR, minister, poseł, a także już
jako prezydent wolnej III Rzeczypospolitej.
Nowy system podatkowy nie był może najlepszy, ale po wecie
prezydenta stał się po prostu zły. Argumenty, że chodzi o większą
sprawiedliwość społeczną, o obronę solidarności społecznej przed "
Solidarnością" - są zwyczajną obłudą. Z powodu bowiem weta prezydenta
pozostał dotychczasowy "raj" podatkowy dla bogatych, a zaplanowane
podwyżki VAT-u od usług komunalnych oraz akcyzy od paliw, likwidacja
ulgi remontowej dotkną najbardziej ludzi o średnich zarobkach oraz
ubogich. Sądzę, że prezydent odkrył swoje prawdziwe oblicze obrońcy
postkomunistycznej, zasobnej i sytej lewicy, która występuje od dłuższego
czasu pod hasłami obrony biednych. Tymczasem - jak to wyżej wykazałem
na przykładzie ulg prorodzinnych - weto uderza w warstwę najuboższych,
godzi w bezrobotnych i rodziny wielodzietne, nie sprzyja rozwojowi
drobnej przedsiębiorczości. Wielkie firmy, będące często w rękach
dawnej partyjnej nomenklatury, zapłacą niższy podatek, a ponad milion
firm rodzinnych, rozliczających się według PIT-u - stary, wysoki
podatek.
AWS wystąpi do Trybunału Konstytucyjnego o wyjaśnienie,
czy prezydent miał prawo uznać, że parlament, uchwalając ustawę o
PIT, złamał konstytucję. Werdykt Trybunału nie zmieni już samych
podatków, mam jednak nadzieję, że pozwoli przyjrzeć się bliżej działaniu
prezydenta, mieniącego się obrońcą wszystkich ubogich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu