Kardynał został uprowadzony wczoraj po południu przez oddział uzbrojonych mężczyzn w swej rodzinnej diecezji Kumbo, gdzie działają separatyści z tzw. Republiki Ambazonii. Cztery lata temu ogłosili oni niepodległość północno-zachodniego Kamerunu i chwycili za broń, by walczyć o uniezależnienie się od wschodniej, uboższej, części kraju.
„Separatystom zależy na nagłośnieniu ich dążeń, dlatego też uciekają się do spektakularnych i często barbarzyńskich działań, jak porwania czy ataki na szkoły” - mówi Radiu Watykańskiemu arcybiskup Duali Samuel Kleda. Dodaje, że Kościół od początku ujawniał przypadki łamania praw człowieka po obu stronach konfliktu i, nie opowiadając się po żadnej z nich, dążył do budowania porozumienia i pokoju. W rozwiązanie kryzysu aktywnie włączał się również kard. Tumi, nazywany Nelsonem Mandelą Kamerunu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Współpracownikom kardynała udało się nawiązać kontakt z porywaczami. Potwierdzili, że znajduje się w rękach separatystów, na czele których stoi były pastor o pseudonimie Chaomao. Motywem porwania miały być ostatnie apele kard. Tumiego, by dzieci wróciły do szkoły. Kilka dni temu grupa uzbrojonych mężczyzn porwała na tym terenie kilkunastu nauczycieli, którzy wczoraj odzyskali wolność. Wcześniej ośmioro dzieci zostało zamordowanych w bestialskim ataku na dwujęzyczną szkołę, a dwanaścioro ciężko rannych. Stali za nim ambazońscy separatyści, dążących do ustanowienia oddzielnego państwa, dla mieszkańców posługujących się językiem angielskim.
Reklama
Papież Franciszek potępił ten barbarzyński atak. Apelował, by podobne czyny nie powtórzyły się nigdy więcej i aby udręczone anglojęzyczne regiony Kamerunu wreszcie odzyskały pokój. Wezwał, by umilkła broń i oby zapewniono bezpieczeństwo wszystkich oraz prawo każdego młodego człowieka do edukacji i przyszłości.
Do modlitwy o pokój i budowanie dialogu społecznego wzywa też episkopat Kamerunu, przedstawiciele innych wyznań chrześcijańskich oraz muzułmanie. We wspólnym apelu podkreślają, że nadszedł czas, aby położyć kres temu konfliktowi poprzez szczery, otwarty i dogłębny dialog w sprawie problemu ludności anglojęzycznej, ponieważ rozwiązania siłowe nigdy nie przynoszą pokoju.
Sporny region, o który toczą walkę separatyści, nazywany jest spichlerzem Kamerunu. Właśnie tam znajdują się bogate złoża ropy naftowej i oleju opałowego, a także wielkie plantacje bananów, kauczuku, kawy i kakao. Miejscowi mieszkańcy korzystają na tym jednak w minimalnym stopniu. Władze centralne nie inwestują w rozwój regionu, brakuje zakładów przetwórczych i odpowiedniej infrastruktury. Separatyści chcą zmienić te realia. Rząd centralny zadeklarował wprawdzie chęć rozmów, ale nie przeszedł do konkretów.
Beata Zajączkowska – Kamerun