Chcą zostać finansistami, teologami, nauczycielami, ale oprócz
tego chcą czegoś jeszcze - być znakiem Chrystusa dla miasta, w którym
studiują.
Od półtora roku przy parafii św. Wojciecha w Koninie
pod życzliwą opieką ks. Henryka Witczaka spotyka się regularnie grupa
studentów z kilku miejscowych uczelni. Duszpasterstwo Akademickie
to dla Konina zupełnie nowa rzeczywistość, wielu jego mieszkańców
zastanawia się, jak się ono tworzy, jak funkcjonuje i czy w tak młodym
ośrodku akademickim, jakim jest bezsprzecznie ich miasto, tego rodzaju
grupa ma jakąkolwiek rację bytu.
Mówi się, że studia to najpiękniejszy okres w życiu.
Ponoć już nigdy później człowiek nie jest aż tak szczęśliwy. Czym
więc tłumaczyć istnienie duszpasterstw akademickich? Skoro studenci
są najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem, do czego właściwie potrzebny
im Bóg?
Studia szczęścia nie dają?
"To nie studia dają szczęście - stwierdza z całą stanowczością
Kasia, studentka IV roku teologii. - Bóg jest jedynym jego źródłem.
Czy bez Niego można być szczęśliwym? Może przez chwilę...". "To prawda
- przytakuje ks. Henryk Witczak - każdemu człowiekowi Bóg jest potrzebny
niezależnie od tego, w jakim jest wieku, czym się zajmuje, czy studiuje
czy nie. To On jest dawcą wszelkiego dobra. Doświadczenie Boga, spotkanie
z Nim zmienia życie człowieka. Są studenci, którzy przychodzą do
duszpasterstwa, bo już tego spotkania doświadczyli. Są tacy, którzy
chcą tutaj Boga spotkać. Są równieżi tacy - w tym oczywiście nie
tylko studenci - którzy Boga nie potrzebują. Ale to nie zmienia faktu,
że to On jest dawcą życia, radości. Poza tym niczyje życie nie jest
pozbawione problemów, od nich się nie ucieknie, to normalna jego
część składowa. Jednak gdy ktoś idzie przez życie z Bogiem, ma do
tych trudności zupełnie inny stosunek, łatwiej pokonuje przeciwności,
łatwiej godzi się z porażkami, szybciej podnosi się po upadkach.
Łagodniej znosi ciężkie doświadczenia".
Nie wszyscy są jednak szczęśliwi. Bogusław z I roku teologii
twierdzi, że poważnym problemem konińskich studentów są narkotyki.
Nie ma dymu bez ognia. Tam, gdzie pojawiają się "dragi", wcześniej
musiały pojawić się problemy. Jakie? "Brak miłości, brak akceptacji
ze strony innych, brak akceptacji siebie samego..." - wylicza jednym
tchem Kasia. "Kompleksy" - dorzuca Paulina, która wkrótce zostanie
nauczycielką. "Tam, gdzie jest Bóg, tam nie ma miejsca na kompleksy"
- zauważa natychmiast Ania. "Moi rówieśnicy - włącza się Beata, przyszła
germanistka - tak gonią za "kasą", za pracą, za sukcesem, że nie
mają nawet czasu wyskoczyć ze znajomymi do kafejki. Mówią, że Boga
będą szukać, gdy będą emerytami. Ostatnio na zajęciach na uczelni
rozmawialiśmy na temat: Bóg, religia, Kościół. Większość moich znajomych
stwierdziła, że dobrze jest wierzyć w jakiegoś "boga". Religie mogą
dla nich istnieć lub nie, ale Kościół uznali za całkowicie zbędny"
. "Studenci są spragnieni Boga - mówi Kasia. - Gdy przychodzą rekolekcje,
kościół jest pełen. Na co dzień jednak nie chcą się przyznawać, że
do niego chodzą. Wstydzą się". "Bo to jest nie na czasie, chodzić
do kościoła - rzuca pewnym głosem Bogusław. - W dobrym tonie jest
teraz brać narkotyki, żyć w wolnych związkach, uprawiać wolną miłość,
bo podobno tylko wolna miłość ma sens. Ale to wszystko puste frazesy...
Bez Chrystusa nie ma żadnej miłości".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Boże prezenty
"Gdyby nie było warto przychodzić do duszpasterstwa, nikogo
z nas by tu dzisiaj nie było". Beata bez obaw wypowiada się w imieniu
reszty przyjaciół: "Odnaleźliśmy tutaj swoje miejsce". "Człowiek
w jakimś okresie życia potrzebuje wspólnoty" - tłumaczy Mariusz z
V roku teologii. Szuka ludzi o podobnym widzeniu świata, podobnym
systemie wartości. Choćby tylko po to, by móc z nimi porozmawiać.
Należy do konińskiego Duszpasterstwa Akademickiego od półtora roku
i jest bardzo zadowolony. Odnalazł to, czego szukał.
Razem odkrywają Boga, razem "odpakowują" prezenty, które
On darowuje ich grupie. Jakie to prezenty? "Taki naturalny, zdrowy
optymizm, ciepło, przyjaźń, życzliwość, jedność - wyliczają. - Wychodzimy
stąd radośnie naładowani, pewni tego, że jest Ktoś, kto zawsze będzie
nas kochał" - zaznacza Kasia, która wśród "prezentów" znalazła również
narzeczonego Marka. "Nie jesteśmy jedyni - śmieje się - jest już
wśród nas następna para!".
Jest ich zaledwie kilkanaścioro, lecz to właśnie oni
kładą podwaliny pod konińskie Duszpasterstwo Akademickie. Marzą o
tym, by dołączali do nich nowi studenci. W tym celu wydają reklamowe
ulotki, redagują też gazetę. "Ale ludzie się boją - wzdychają smutno.
- Myślą chyba, że jesteśmy hermetyczną paczką znajomych, gdzie nie
zaakceptuje się nikogo nowego. To nieprawda, czekamy na nowych przyjaciół.
Nie jesteśmy zamknięci na innych. Jesteśmy fajni: i do tańca, i do
różańca!..." - kwituje Bogusław.
Do DA należą nie tylko rodowici mieszkańcy Konina. Iwona
przyje chała tu na studia aż z Ełku, Beata z Zielonej Góry, Paulina
z Wrześni. Dwie osoby niedawno skończyły studia i wróciły w swoje
strony. "I to jest najgorsze - mówi Paulina. - Teraz jest świetnie,
ale wszyscy wiemy, że studia się skończą i będziemy musieli się rozstać.
Nie chodzi tylko o to, że rozjedziemy się do różnych miast, ale przede
wszystkim o to, że zabraknie nam wspólnoty. Nie można przecież do
końca życia należeć do duszpasterstwa akademickiego. Chcielibyśmy
móc kontynuować naszą przyjaźń w jakiejś wspólnocie...".
Znak dla miasta
"Czy możemy - jako duszpasterstwo akademickie - dać coś Koninowi?" - Bogusław powtarza moje pytanie i natychmiast odpowiada: "Oczywiście, że tak. Możemy dać mu nadzieję. Chcemy przemawiać do ludzi miłością i dobrocią. Zamierzamy udowodnić, że w ten sposób można osiągnąć w życiu o wiele więcej".