Historycy Polski i Ukrainy oraz przedstawiciele Kościołów z obydwu państw uczestniczyli 27 czerwca w konferencji naukowej „Zbrodnia wołyńska. Historia-pamięć-edukacja. W przededniu 70. rocznicy”, jaką zorganizowano w Pałacu Prezydenckim w Warszawie. Fundamentalną przeszkodą w zbliżaniu Polaków i Ukraińców obu narodów do wyjaśnienia zbrodni wołyńskiej są bardzo głęboko utrwalone stereotypy – mówił były minister spraw zagranicznych prof. Adam Rotfeld. Otwierając obrady szef kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski stwierdził, że do obrachunku przeszłości powinni włączyć się nie tylko historycy, ale także niezbędni są kapłani z ich misją wyznania, wybaczenia win i pojednania.
Prezes IPN Łukasz Kamiński, który poprowadził przedpołudniową sesję "Wokół pamięci" stwierdził, że konieczna jest kontynuacja trudnej rozmowy, przywołanie historii, która wciąż powoduje ból i cierpienia, ale ma sens, gdy jej owocem będzie pojednanie. "Warto więc podjąć tę trudną rozmowę, oczyścić pamięć, jak określał to Jan Paweł II" - podkreślił prezes Kamiński.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Abp Józef Michalik zaznaczył, że dialog polsko-ukraiński na temat zbrodni wołyńskiej jest możliwy i rozwija się dlatego, że w krajach Europy zachodniej nie ma takiej wrażliwości na kwestie pojednania narodów, jak w naszej części Starego Kontynentu.
Reklama
Podkreślił, że do właściwego zrozumienia, co naprawdę stało się na Wołyniu w czasie wojny, potrzebny jest odpowiedni stosunek do prawdy. - Mówimy często w naszych duszpasterskich odezwach i wystąpieniach, że prawda bez miłości nie jest prawdą chrześcijańską, nie jest prawdą obiektywną. Prawdę trzeba podawać nawet trudną, z wczuciem się w sytuację, w okoliczności – zaznaczył abp Michalik.
Odnosząc się do zapowiedzi podpisania w piątek wspólnej Deklaracji w związku z 70. rocznicą zbrodni wołyńskiej metropolita przemyski zaznaczył: „Nie mamy tytułu występować w imieniu całej Ukrainy i Polski, wszystkich mieszkańców, ale w imieniu wierzących i wszystkich, którzy będą się z nami solidaryzować, by nie naruszyć prawa kogokolwiek do własnego zdania”.
Jak zaznaczył, pojednanie ma wpływ nie tylko na stosunek obydwu narodów do przeszłości, ale też na wzajemną przyszłość, która „wchodzi nam drzwiami i oknami do naszych serc i do naszej rzeczywistości duszpasterskiej”.
Biskup pomocniczy archidiecezji lwowskiej Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego władyka Benedykt nawoływał do budowania wzajemnych relacji „w oparciu o przyjaźń i zrozumienie”. Jak stwierdził, były różne okresy wzajemnego dialogu – był on mniej lub bardziej intensywny, ale najważniejsze jest to, że jest kontynuowany.
Reklama
Metropolita lwowski abp Mieczysław Mokrzycki, nie zaproszony do udziału w panelu, zwrócił uwagę, że pierwszymi, którzy mają tytuł do tego, by w sprawie zbrodni wołyńskiej zabierać głos, są „ci, przeciw którym skierowany był ten akt nienawiści” – potomkowie i rodziny pomordowanych. Wyraził też nadzieję, że konferencja w Pałacu Prezydenckim przyczyni się do pojednania polsko-ukraińskiego, do pojednania między Kościołem greckokatolickim a Kościołem łacińskim” oraz do upamiętnienia wszystkich miejsc związanych ze zbrodniami na Wołyniu.
Ukraiński historyk Andrij Portnow ubolewał nad brakiem strategii Ukrainy w stosunku do zmierzenia się z kwestią zbrodni wołyńskiej oraz nad dysproporcją zaangażowania obydwu państw i społeczeństw w dialog na ten temat. - Po stronie polskiej przez ostatnie dwadzieścia lat mieliśmy do czynienia z dużą ilością inicjatyw państwowych i niepaństwowych, czego nie można powiedzieć o stronie ukraińskiej – przyznał Portnow.
Podkreślił, że pamięć współczesnego społeczeństwa ukraińskiego o zbrodni wołyńskiej jest ograniczona do mieszkańców tamtego regionu.
Do takiego stanu wiedzy i pamięci Ukraińców o Wołyniu przyczyniła się w znacznym stopniu propaganda w czasach ZSRR. - Cały wysiłek tej historiografii był skierowany na to, by przedstawić UPA jako faszystowskich kolaborantów, wspominając o ich przestępstwach wobec – generalnie - ludności sowieckiej. Z kolei po odzyskaniu niepodległości w 1991 r. – kontynuował historyk z Kijowa. – Ukraina zetknęła się z poważnym problemem znalezienia odpowiedniego języka historycznego, by opowiedzieć swoją przeszłość z lat wojny.
- Debata o tym, jak potraktować UPA i całe ukraińskie podziemie narodowe, dalej trwa i wpisuje się szerzej w kontekst debaty na temat stosunku Ukrainy do komunizmu i wydarzeń powojennych – zaznaczył Portnow.
Reklama
Były minister spraw zagranicznych prof. Adam Rotfeld stwierdził, że fundamentalną przeszkodą w przyspieszeniu procesu zbliżania obu narodów do wyjaśnienia zbrodni wołyńskiej, są bardzo głęboko utrwalone stereotypy. Ich przezwyciężanie napotyka na trudności w stosunkach między wieloma krajami, choćby dlatego, że pamięć ludzka, w sposób niekiedy bezwiedny, spycha w niepamięć wszystko to, co było bolesne i tragiczne, zarówno po stronie sprawców, jak i ofiar.
Jak wyjaśnił, proces dochodzenia do prawdy w kwestii zbrodni wołyńskiej jest wśród Ukraińców bardzo złożony, gdyż skomplikowana jest kwestia tożsamości tego narodu. Inaczej owa tożsamość jest kształtowana na Ukrainie Zachodniej, Zakarpaciu, Bukowinie, Ukrainie Centralnej i Wschodniej. – Zszycie tych elementów sukna jest bardzo trudne. W Polsce ten proces był łatwiejszy. Poczucie wspólnoty narodowej przetrwało nawet mimo 123 lat utraty niepodległości – wyjaśniał prof. Rotfeld.
Zdaniem sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Andrzeja Kunerta, być może trzeba kolejnych dwudziestu lat, jednego czy dwu pokoleń, by o zbrodni wołyńskiej można być mówić razem, szanować własne, nieco inne, pamięci, spierając się nawet ostro – ale w oparciu o niepodważalny zrąb faktów.
„Nie może być tak, że te spojrzenia będą tak absolutnie różne; że będziemy mówili nie tylko o dwóch różnych pamięciach, ale o dwóch prawdach. Prawda jest jedna. Byłoby cudownie, gdybyśmy wszyscy się zgodzili i – tak jak mówi chrześcijaństwo – że prawdzie musi towarzyszyć miłość, ale wydaje się, że to jeszcze bardzo daleka droga” – powiedział prof. Kunert.
Reklama
„Zbrodnia wołyńska to cierń, który musi być wyjęty, by więcej nie krwawił i nie ranił” – mówił z kolei prezydencki doradca prof. Tomasz Nałęcz. Zaznaczył, że dialog na płaszczyźnie religijnej budzi obecnie największe nadzieje. Dodał, że duchowni różnych wyznań w większości mówią w tej sprawie jednym głosem i jest szansa, że „będzie to miało autentyczne przełożenie na miliony wiernych, miliony Polaków i Ukraińców”.
Podczas konferencji sporo miejsca poświęcono dyskusji o tym, czy polscy i ukraińscy badacze zbrodni wołyńskiej skazani są na rozbieżne narracje dotyczące faktów i ich interpretacji.
Według prof. Grzegorza Motyki część polskich historyków bardzo chętnie z tego „worka przyczyn” rzezi roku ‘43 wybiera ideologię nacjonalizmów, wyznawaną przez OUN, a z kolei część badaczy ukraińskich wskazuje na przedwojenną politykę państwa polskiego.
- Wiemy też bardzo dużo o samym przebiegu tej operacji. Z punktu widzenia profesjonalnej historiografii nie sposób mówić, że nie była ona zorganizowana odgórnie. Można wyznaczyć wręcz daty graniczne tej antypolskiej czystki etnicznej przeprowadzonej przez OUN Bandery i Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) - od pacyfikacji 9 lutego 1943 r. wsi Parośle, poprzez kulminację 11 lipca 1943 r., kończąc na rajdzie oddziałów UPA w maju 1945 r. na Lubelszczyźnie, który jak się wydaje jest ostatnim akordem antypolskiej akcji UPA – mówił prof. Motyka. Jego zdaniem można mówić o 100 tys. ofiar zbrodni wołyńskiej po stronie polskiej i ok. 10-15 tys. po stronie ukraińskiej.
Reklama
W ocenie prof. Motyki, we współczesnej historiografii widoczne są różne kierunki. - Jeden tor to pogłębianie, poznawanie coraz większej liczby szczegółów, także faktograficznych. Niezależnie od tego pojawia się coraz wyraźniejsza dyskusja nt. oceny zbrodni wołyńskiej. Ten spór nie dotyczy tego czy zbrodnia wołyńska była ludobójstwem, ale jak umieścić te wydarzenia w historii II wojny światowej, jakie one zajmują miejsce wśród masowych zbrodni na ludności cywilnej – zaznaczył. Zdaniem prof. Motyki tego właśnie będzie dotyczyć dyskusja w najbliższych latach.
Historyk zaznaczył, że trudność przy badaniach tej problematyki polega na tym, że tak jak nie wolno usprawiedliwiać zabijania kobiet i dzieci, tak jednocześnie wszyscy polscy historycy, niezależnie od różnic zgadzają się, że to nie oznacza w żaden sposób, że można postawić znak równości pomiędzy antypolską akcją UPA a działaniami polskiego podziemia. Na taki znak równości zgodzić się nie sposób, bo UPA prowadziła zorganizowaną akcję „czyszczenia etnicznego terenu”, natomiast po polskiej stronie takiej operacji jednak nie przeprowadzono więc stawianie takiego znaku równości jest fałszywe historycznie – zaznaczył prof. Motyka.
Z kolei prokurator Dariusz Gabrel z Instytutu Pamięci Narodowej poinformował, że instytucja ta przeprowadziła ponad 100 śledztw dotyczących zbrodni na Wołyniu, a prowadzi nadal ok. 50. Zwrócił uwagę, że w 2000 r. ofiary zbrodni ze strony polskiej otrzymały status osób pokrzywdzonych. - Po raz pierwszy państwo polskie określiło, że te osoby są pokrzywdzone – podkreślił.
Reklama
Prof. Jurij Szapował z Narodowej Akademii Nauk Ukrainy zwrócił uwagę, że zbliża się nie tylko 70. rocznica wydarzeń na Wołyniu, ale także 10-lecie poważnego badania tego tematu na Ukrainie. Stwierdził, że choć w ciągu ostatnich 10 lat na Ukrainie pojawiło się wiele publikacji nt. tragedii wołyńskiej to ich słabością jest ingerencja polityków. - Nasze ukraińskie elity polityczne przemilczają sprawę zbrodni wołyńskiej, dotąd nie określiły swojego stanowiska, mówi się jedynie o stawianiu pomników Bandery – wspomniał.
Prof. Szapował dodał też, iż część ukraińskich badaczy próbuje szukać "kto pierwszy rozpoczął te żniwa śmierci na Wołyniu". Odnosząc się do określania przez polskich historyków i śledczych z IPN zbrodni na Wołyniu mianem ludobójstwa, stwierdził, że również na Ukrainie pojawiają się radykalne oceny tych wydarzeń ale zupełnie odmienne.
Według niezależnej badaczki zbrodni wołyńskiej Ewy Siemaszko, ukraińscy nacjonaliści mogli zamordować nawet 130 tys. Polaków. - Znanych z nazwiska jest ok. 44 tys. osób, ok. 47 tys. to ofiary nieznane a pozostała część to wielkości szacowane – precyzowała.
Podkreślała też, że ludobójstwo na Wołyniu przebiegało z niesamowitym okrucieństwem, co stanowi wyróżnik tej zbrodni.
Z kolei dr hab. Grzegorz Hryciuk z Uniwersytetu Wrocławskiego zwrócił uwagę, iż nie istnieje jedna narracja ukraińska o tych wydarzeniach. - Na Ukrainie mówi się o rzezi wołyńskiej, tragedii wołyńskiej , bardzo często wykorzystuje się pojęcia wojny polsko-ukraińskiej, która nie wyklucza popełnienia zbrodni wołyńskiej, albo koncept buntu ludowego, na czele którego musiała stanąć UPA, by go skanalizować.
Jego zdaniem, w świetle ujawnionych do tej pory dokumentów teza o poważnym prowokacyjnym udziale ZSRR czy też administracji niemieckiej nie da się utrzymać. To co się działo na Wołyniu 1943 nie było spełnieniem marzeń administracji niemieckiej bo oznaczało anarchię i wyślizgnięcie się sytuacji spod kontroli. Według niego, teza o sprawstwie radzieckich służb specjalnych jest raczej tezą publicystyczną.