Reklama
Rekolekcje te, podobnie jak dwadzieścia jeden poprzednich, zorganizowali Irena i Janusz Klamanowie. Poprowadził je ks. Dawid Szymaniak, wikariusz z parafii Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa w Toruniu.
Na program rekolekcji złożyły się konferencje, nabożeństwa (codzienna Msza św., Droga Krzyżowa, Koronka do Miłosierdzia Bożego) i spotkania, w trakcie których uczestnicy mogli swobodnie podzielić się swoimi przeżyciami, problemami i oczekiwaniami. Tradycyjnie już na zakończenie rekolekcji odbyło się spotkanie pod tytułem „Jestem wdzięczny Bogu i bratu za.... i do widzenia”. Było ono okazją do tego, aby uczestnicy opowiedzieli o przeżyciach rekolekcyjnych oraz o tym, jak Bóg przeprowadził ich z nałogu do abstynencji. Obok prezentujemy niektóre wypowiedzi. Warto zwrócić uwagę, jak często przewijają się w nich dwa słowa - „cud” i „dziękuję”...
Siedząc z tyłu sali i notując wypowiedzi, przeżyłem prawdziwą lekcję, jak może wyglądać autentyczna wdzięczność za dar życia, które może zacząć się na nowo, z Bogiem, w każdym momencie. Dopóki człowiek żyje, nigdy nie jest na to za późno.
Na zakończenie Janusz Klaman powiedział: - Czy to nie cud, że tutaj jesteś? Cud współpracy: twojej, Boga, terapeutów, księdza, sprzątaczek, kucharek, składający się na te rekolekcje. Czy cudem nie jest to, że w Czerniewicach terapia obejmuje nie tylko leczenie ciała i psychiki, lecz także dopuszcza działanie łaski Bożej? Dzieje się tak dlatego, że personel ośrodka rozumie, iż w człowieku są takie zakamarki, do których nie sposób dotrzeć, bazując tylko na wiedzy lekarskiej, dyplomach i certyfikatach.
Napełnij stągwie wodą swej bezradności i przynieś do Boga, który nigdy nie zapomniał o tobie. To jest największy cud: że nawet schodząc na alkoholowe dno, nie jesteśmy w stanie przepić jednej rzeczy: faktu, że należymy do Boga jako Jego dzieci.
Dziękuję za lata trzeźwości. Za żonę, że nie poszła na łatwiznę, za rodzinę, że mnie nie opuściła, nie wyrzekła się. Czekałam na cud i cud się zdarzył. Drogę na odwyk w Czerniewicach znalazłam w książce telefonicznej. Tu czekał Bóg i wspólnota.
Bogumiła, alkoholiczka
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Każdy musi umrzeć, ale nie każdy może umrzeć godnie. Trzeźwieją wszyscy, ale nie wszyscy trzeźwieją za życia. Przez 30 lat wypiłem wóz strażacki alkoholu. Byłem przekonany, że nie różnię się w tym od innych, że piję jak każdy pije. Bóg był łaskaw podnieść mnie z bagna. Przestałem pić z godziny na godzinę - to był cud. Jestem żywym dowodem na to, że i dziś Jezus czyni cuda! Jestem jak paralityk, jak Łazarz. Tak jak kiedyś Jezus uzdrawiał i wskrzeszał, tak wskrzesił i uzdrowił i mnie. Otrzymałem od Niego drugie życie.
Mirek, alkoholik
Dziękuję, że jeszcze żyję. W abstynencji mam za sobą upadki, niejeden raz „zapiłem”, ale Czerniewice to dom, w którym mogę wrócić do „pionu”.
Edek, alkoholik, 62 lata
Reklama
Wiele lat temu zamknęły się przede mną wszystkie drogi. Żona wskazała mi ostatnią - Czerniewice; przywiozła mnie tutaj wraz z synem. Nie miałem pojęcia, co to znaczy przestać pić. Wystarczyło jednak tylko pięć minut rozmowy z księdzem, który mnie ukierunkował. Jeszcze wiele razy upadałem; trzeba było dużo wysiłku, samozaparcia, ale udało się...
Zenek, alkoholik
W swoim życiu zawsze tylko prosiłam, a winę za niewysłuchane prośby składałam na Boga. Trafiłam na odwyk w Bydgoszczy, potem do wspólnoty AA. Tam zobaczyłam, że Bóg działa, tyle tylko, że nie zawsze przez natychmiastowy, bezpośredni cud. Bardzo często sprawia cuda, działając przez ludzi. Zaczęłam dostrzegać takie cuda. Pierwszym był fakt, że trafiłam do grupy AA jako „zgniłe jabłko” i nikogo nie „zaraziłam”. Teraz uczę się dziękować. Dziękuję więc za pobyt tutaj, za terapeutkę, która nie jest człowiekiem, lecz wielkim chodzącym sercem.
Lidia, alkoholiczka
Przyjeżdżam do Czerniewic jak do miejsca cudownego. Pamiętam pierwszy raz. Dzień przed przyjazdem „zapiłam”. Pamiętam, jak pijana na złość mężowi pakowałam torbę na wyjazd. Do ośrodka w Czerniewicach przyjechaliśmy z opóźnieniem, gdyż nie znaliśmy Torunia i pobłądziliśmy. Przeszłam badanie alkomatem i tu stał się pierwszy cud, mimo że poprzedniego dnia piłam, wykazał „zero”. Zjadłam kanapkę, wypiłam kawę, za godzinę jeszcze raz alkomat - i znów zero... Zostałam przyjęta na oddział. Zaczęła się terapia, a w niej wzloty i upadki. Jeden z najgorszym „dołów” dopadł mnie na tydzień przed końcem terapii. Do pozostania w ośrodku przekonał mnie wtedy jeden z kolegów. Mam 50 lat i na nowo uczę się, czym jest życie i człowieczeństwo. Uczę się, że Bóg jest miłosierny. Przez całe życie, choć byłam praktykującą katoliczką, miałam Go za surowego sędziego. Teraz otwieram się na Niego, a dzięki temu - na ludzi, których już się nie boję. Pogodziłam się z tym, że nie mogę zmienić swojej przeszłości. Cieszę się, że żyję.
Maryla z Olsztyna, alkoholiczka
Dziękuję za żonę. Bardzo ją skrzywdziłem. Miałem do niej żal, że zmusza mnie do terapii. Odgrywałem się na niej. Tu, w Czerniewicach, zrozumiałem, że nie mogę mieć do niej żalu. Zrozumiałem, że powinienem żonie dziękować, a nie przebaczać. W Czerniewicach odzyskałem wiarę, że mogę już nigdy więcej nie pić. Bo chciałem umrzeć. Szukałem śmierci. Miałem już przygotowany sznur... Pracując na dużych wysokościach, celowo wchodziłem bez zabezpieczenia, z myślą, że może coś się stanie i spadnę. Dziękuję za to, ze Bóg przywrócił mi chęć do życia.
NN, alkoholik
Zebrał Tomasz Strużanowski