Codzienne obowiązki w szkole, na uczelni czy też w pracy na tyle cię angażują, że nawet nie zauważasz, jak szybko dobiega końca czas zajęć. Obiad, chwila odpoczynku i dalej praca w domu. Musisz się spieszyć, aby zdążyć na spotkanie z przyjaciółmi. Wieczorem trzeba jeszcze przygotować się do zajęć na następny dzień. Zmęczony kładziesz się spać. Tuż przed zaśnięciem, gdzieś na granicy świadomości, pojawia się jeszcze ostatnia myśl: znowu zapomniałeś o modlitwie…
Po co modlitwa?Reklama
Wielu ludzi zastanawia się, po co w ogóle jest modlitwa. Co ona daje? Czy warto tracić na nią czas, skoro jest tyle spraw do załatwienia, tyle rzeczy do zrobienia… Szkoła, uczelnia, praca, rodzina, przyjaciele, odpoczynek. Czy jest jeszcze miejsce na modlitwę w tak napiętym programie dnia? I czy naprawdę codzienne „odmawianie paciorka” ma aż tak wielkie znaczenie?
Ks. Franciszek Blachnicki, założyciel Ruchu Światło-Życie, z naciskiem podkreślał, że jest różnica pomiędzy „klepaniem pacierzy” a głęboką modlitwą, płynącą z wiary. Recytowanie pewnych formuł, spełnianie czynności z przyzwyczajenia, z poczucia obowiązku czy w oparciu o przekonanie, że to ma jakieś znaczenie, nie jest jeszcze prawdziwą modlitwą. Modlitwa jest prawdziwa wtedy, kiedy prowadzi do rzeczywistej przemiany człowieka.
Reklama
Fotel i kubek
Znany pastor pracujący w Chicago opowiadał kiedyś o pewnym sfrustrowanym człowieku, który przyszedł do niego po radę. Był to bardzo aktywny i energiczny młody człowiek, pracujący w agencji reklamowej. Problemem tego mężczyzny był brak czasu na modlitwę. Jego praca zawodowa pochłaniała wiele energii, do tego dochodziły obowiązki w domu, troska o żonę i dzieci. Modlić się już po prostu nie miał kiedy. Pastor postanowił nie owijać w bawełnę, rzucił prosto z mostu: „Ja tam zawsze potrafię znaleźć czas na to, co jest dla mnie naprawdę ważne. Ty też wybierasz, co jest dla ciebie ważne i na to poświęcasz swój czas”. Szorstko potraktowany mężczyzna wiele tygodni nie pojawiał się na nabożeństwach.
Reklama
Po kilku miesiącach przyszedł ponownie, jednak był już nieco odmieniony. Zaprosił duszpasterza do swego domu na kolację, a po posiłku poprowadził go przed bujany fotel stojący przy oknie i powiedział: „Wiesz, co pomogło mi naprawić moją relację z Bogiem i mieć dla Niego czas? Powiedziałeś kiedyś, że na modlitwie dobrze jest usiąść wygodnie w otoczeniu scenerii, która nam odpowiada, aby tam rozmawiać z Bogiem. Kupiłem więc bujany fotel i postawiłem go przy oknie, za którym rozciąga się mój ulubiony widok na ogród. Każdego ranka wstaję pół godziny wcześniej, robię sobie kawę, siadam na moim fotelu przed ulubionym oknem, biorę do ręki Pismo Święte i czytam. Staram się zrozumieć, co Bóg mi chce powiedzieć i modlę się, abym potrafił być bardziej wyczulony na Jego obecność”. Wiele miesięcy później podczas spotkania z pastorem człowiek ten podzielił się swoimi planami o porzuceniu pracy w agencji reklamowej i podjęciu służby na rzecz wspólnoty Kościoła. Na pytanie, skąd ten pomysł, odpowiedział: „To jest owoc moich spotkań z Bogiem na bujanym krześle”. Pieniądze, które zarobił, pracując przez wiele lat w reklamach, przeznaczył na budowę nowych kościołów. Wszystkie jego decyzje o radykalnym życiu Ewangelią zapadały na tym bujanym krześle. Na tym krześle też przeżywał swoje rozczarowania i obawy związane z informacją lekarzy o postępującej chorobie nowotworowej. Gdy zabrano go do szpitala, jedną z najbardziej dotkliwych dla niego strat było to, że nie może tam mieć swojego bujanego krzesła. Jego walka z chorobą nie trwała długo. Po pogrzebie jego żona w rozmowie z pastorem wyznała: – To, co się dokonywało, gdy siedział na tym bujanym krześle, zmieniło całe jego życie.
Inwestycja na wieczność
Przeczytałem kiedyś ciekawy artykuł o tym, jak praca może dla człowieka stać się pułapką. Może ty też nie masz czasu na modlitwę, bo wpadłeś w tę pułapkę. I teraz pracujesz więcej, niż powinieneś, aby zarobić więcej, niż potrzebujesz, żeby kupić rzeczy, których nie będziesz używał, aby zaimponować ludziom, których tak naprawdę nie lubisz. A modlitwa, siłą rzeczy, zeszła na dalszy plan. Tymczasem, nic nie jest tak ważne, jak modlitwa. Sprawia ona, że to, co niemożliwe, staje się możliwe, to, co trudne, staje się łatwe. Jak mawiał św. Jan Chryzostom, jest niemożliwe, aby grzeszył człowiek, który się modli. Zatem modlitwa nie jest stratą czasu, ale jego najlepszą inwestycją. Aby jednak modlitwa była prawdziwym spotkaniem z Bogiem, aby była głęboką rozmową przemieniającą człowieka, potrzeba dwóch rzeczy. Po pierwsze – po prostu zacznij się modlić. Praktyka czyni mistrza. Minimum, które musisz zrobić ze swej strony, i bez którego nie uda się modlitwa, to mieć czas dla Boga. Musisz zorganizować swoje „bujane krzesło” i „kawę”, a Pan Bóg zatroszczy się o resztę. Po drugie – zacznij doskonalić umiejętność modlitwy i pogłębiaj wiedzę na ten temat. Ludzie tak wiele czasu i energii potrafią poświęcić, aby pozbyć się nadwagi, albo nauczyć się trudnej solówki na gita-rze, a gdy pojawiają się problemy z modlitwą, to bezradnie rozkładają ręce. Spróbuj przeczytać jakąś dobrą książkę na temat modlitwy, poszukaj w Internecie ciekawych konferencji. Może pomocą w ożywieniu Twoich spotkań z Bogiem będzie „szkoła modlitwy” – rozpoczynający się cykl artykułów w „Niedzieli Młodych”. Jedno jest pewne: bez modlitwy nie ma życia chrześcijańskiego. Twoja modlitwa naprawdę może być głębokim i radosnym spotkaniem z Przyjacielem, spotkaniem, którego nie chce się przerywać. On z pewnością pragnie takich właśnie spotkań z Tobą. Aby Jego pragnienie spotkało się z Twoim, potrzebny Ci tylko duchowy „kubek kawy” i „bujany fotel”.