Dla mnie esencją jest opłatek, którym się łamiemy przy wigilijnym stole. I modlitwa mojej Mamy - mówi znana piosenkarka
Stanisław Klimaszewski: - Lubi Pani święta Bożego Narodzenia?
Ewa Bem: - Lubię, to zdecydowanie za mało okazałe i za mało treściwe słowo. Jestem przynajmniej półrocznym czekaniem na Boże Narodzenie. Kocham nastrój tych Świąt. Ich motto, całą istotę i związane z nimi piękne chwile: uroczyste i wzruszające.
- Co najbardziej Pani się w nich podoba?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Dla mnie esencją jest opłatek, którym się łamiemy przy wigilijnym stole. I modlitwa mojej Mamy. Jest zawsze krótka i treściwa. Prawdopodobnie dlatego, żeby się straszliwie nie popłakać. Jako seniorka stara się trzymać w ryzach i modli się, powiedziałabym, czasami nawet szorstko. Stoimy wszyscy wokół stołu. Życzmy sobie… dziękujmy Bogu… no i siadajmy. Potem jest ceremoniał fotografowania stołu i biesiadników przez męża, czym doprowadza do granicy wytrzymałości nerwowej. Wszyscy z zastygłymi sztućcami czekają, kiedy wreszcie zdecyduje, że ma wszystko obcykane.
- Kto Wigilię przygotowuje?
- Od wielu lat ja przygotowuję. Bywają sytuacje, że dzielimy się z bratową, ale przeważnie jest u mnie. Jestem dosyć ortodoksyjna pod tym względem, bo z wyjątkiem kilku drobnych rzeczy, które zamawiam w sprawdzonych miejscach, wszystko robię sama.
- A jak jest nakryty stół?
Reklama
- Jest oczywiście siano, opłatek. Dekoracje stołu są bardzo różne, zależnie od sytuacji rodziny tego roku. Powiedzmy: ktoś wyjechał, długo go nie widzieliśmy, to stół jest jakimś tęsknym spojrzeniem w jego stronę. Czasami rzucam pieniążki na szczęście, orzechy, dziwne przedmioty, które są z czymś związane. Na przykład, gdy się urodziła nasza druga córka to bez ograniczeń było na nim smoczków, białych grzechotek itd.
- Kto jest przy takim stole obecny?
- Moja Mama oczywiście i moja czteroosobowa rodzina: mąż Ryszard i nasze córki Pamela i Gabrysia. W tym roku będzie również mój starszy brat, który przyjedzie z Freiburga. Jest też dyżurne miejsce - to jest jasne. W tym roku Wigilia będzie w takim właśnie gronie, bardzo silnym emocjonalnie.
- Kto ubiera choinkę?
- Choinki są dwie lub trzy, ponieważ to jest dom, który ma dwie kondygnacje. Kiedyś miałam ambicję, żeby ubierać ją w jakichś barwach, w misternym kolorycie. Teraz idę kompletnie na żywioł. Wszystko - aż się nie przewróci. Zawsze jest na niej jakiś znak, świadectwo sytuacji. Smoczek, bilet lotniczy, jeśli ktoś przyjechał. Coś, co jest dla nas ważne. Kocham, jak Gabrysi chce się zrobić trochę łańcuchów. Jeśli nie, to ja siadam i robię takie poczciwe łańcuchy z kolorowego papieru. Uważam, że są śliczne. Dziecko najładniej ubiera choinkę: nie jest to symetryczne, są gołe place, ale jest w tym strasznie dużo serca.
- Jak wygląda składanie życzeń?
Reklama
- Każdy z każdym dzieli się opłatkiem. Życzenia są bardzo długie. Trzeba twardo je wytrzymać, patrzeć prosto w oczy. Niektóre są ckliwe, inne żartobliwe. Mój brat Jarosław wszystko zamienia w żart i więcej jest przy tym śmiechu niż łez. Są wśród nas życzenia bez słów, które nie wymagają oprawy słownej. Po prostu wiemy dobrze, czego sobie życzymy, jakie są nasze oczekiwania, jakie są nasze marzenia. Są karcące między małżonkami, np. kocham cię, kocham, życzę ci dobrze, ale pamiętaj…
- Kto bardziej karci, Pani czy mąż?
- Ja raczej jestem tutaj butna. Nad wszystkim jednak góruje wielkie dziękczynienie Bogu, że oto spotykamy się znowu przy tym wigilijnym stole, w tym samym składzie.
- Św. Mikołaj przychodzi czy zostawia prezenty pod choinką?
- Leżą pod wielką prawdziwą choinką. Jest taki zwyczaj, że po przystawkach rybnych i po zupie, przeważnie są to dwie zupy do wyboru: barszcz, albo grzybowa, jest przerwa. Zawsze jest jakieś dziecko, które nie może usiedzieć tak długo patrząc na prezenty. Przenosimy się do drugiej części pokoju, do salonu i jest ich wręczanie. Każdy musi być rozpakowany, pokazany. Jeśli jest to coś z ubioru to musi być zademonstrowane. To długa część Wigilii i bardzo wesoła. Między prezentami i domownikami kręcą się dwa ukochane psy: Fox i Betty. One też dostają swój prezent, oczywiście. Trwa to dosyć długo. Potem, jak już te emocje się skończą, wracamy do stołu na karpia.
- Pani Wigilia ma bardzo dużo ducha.
- Tak, bardzo dużo ducha.
- Woli Pani dawać prezenty czy otrzymywać?
- Uwielbiam dawać prezenty, nieskończenie bardziej, niż dostawać. Ale byłabym bałamutna, gdybym powiedziała, że nie lubię ich otrzymywać. Jednakże dawanie prezentu, to jest dopiero cymes!
- Czy któryś z nich pamięta Pani szczególnie?
Reklama
- Do wielce nieudanych, mimo że się wtedy nim ucieszyłam, zaliczam prezent z pierwszej Wigilii spędzonej z mężem. Dostałam od niego piękny markowy mikser, ale byłam tak wściekle rozczarowana, że chyba przez rok go nie dotknęłam. Później męża nauczyłam, że ukochanej kobiecie nie kupuje się w prezencie miksera, na Boga! To po prostu jest wykluczone! Chciał, oczywiście, jak najlepiej. Ja z kolei robię prezenty praktyczne.
- Jest w tym jakaś sprzeczność.
- Bo ja jestem kobietą. A kobieta nie lubi dostawać prezentów praktycznych, choć może je dawać. Ja jestem zaopatrzeniowcem rodziny od lat. Wiem dokładnie, co komu, w którym momencie jest potrzebne. Piękne prezenty robi moja starsza córka Pamela, która kupuje rzeczy zupełnie nieprzydatne. Niejednokrotnie nie wiemy nawet, do czego służą. Na przykład, ogromny zwój błyskotliwych korali na drucie. Używam tego do przybierania stołu. Dlaczego to kupiła i do czego to miało być - nie wiadomo. Wkłada w nie dużo serce. Zresztą młodsza córka również. Mąż traktuje sprawę po męsku. Jest to przeważnie coś z biżuterii, pięknie opakowane. Jedno, ale ważkie. Nie można zapominać, że ja mam tego samego dnia imieniny. Więc dostaję jeszcze coś ekstra.
- I „Bóg się rodzi, moc truchleje”. Lubi Pani polskie kolędy?
Reklama
- Uwielbiam. Bardzo dużo znam polskich kolęd. Ale nie stawiam rodziny przed trudnym egzaminem i mamy śpiewnik. Nie ma nic gorszego niż kolęda, która grzęźnie po pierwszej zwrotce. Polecałabym każdemu domowi, żeby się zaopatrzył w dobrą płytę z polskimi kolędami wykonanymi w klasyczny sposób. Jakiś chór chłopięcy, „Mazowsze”, orkiestra symfoniczna. Po to, żeby razem z nimi śpiewać. Myślę, że zapał w rodzinach trochę siada, gdy nie ma komu zaakompaniować, zaintonować i wszyscy znają po pół zwrotki.
- Jak Pani śpiewa? Przecież śpiewanie to Pani zawód.
- Śpiewam jak pastuszek, zawód nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli towarzyszy nam mój starszy brat Aleksander, tak jak będzie w tym roku, to śpiewy będą okazalsze. On cudownie dorabia drugi, trzeci głos, niekiedy karkołomnie. Dzieli nas na grupy, każdemu podaje ton, robi mini ucztę chóralną. A tak, to śpiewamy siarczyście. Otwiera się pomarańcze, łupie orzechy. Mama śpiewa wspaniale. Wujaszek, jeśli z nami jest. Czasem Gabrysia usiądzie do fortepianu, zagra jakąś kolędę.
- Ile Gabrysia ma lat?
- Dziesięć i pół.
- Jaka jest ulubiona Pani kolęda?
- Lulajże Jezuniu.
- Śpiewają je Państwo przy stole?
- Siadamy w części wypoczynkowej salonu. Seniorka na najwygodniejszym fotelu, inni porozsiadani, dzieciarnia na dywanie. Taki landszafcik trochę.
- Przy pełnym świetle czy ściemnionym?
- Najchętniej przy samej choince.
- Do kiedy stoi choinka?
- Długo. Gdy zaczyna się robić leciwa, wystawiamy ją do ogródka i udajemy, że jeszcze są Święta.
- Co w tej chwili zawodowo jest dla Pani ważne?
- Przymierzam się do kolejnej płyty. Jestem w trakcie przemyśleń, jaka ma być. Obecnie artysta jest i przedsiębiorcą, i musi o wszystkim pamiętać. Tym jestem w tej chwili zajęta.
Podaruj mi trochę słońca, Żyj kolorowo, I co z tego dziś masz, Sprzedaj mnie wiatrowi, Nie bójmy się wiosny. To tylko kilka tytułów przebojów Ewy Bem, które od lat są w nas. Ewa Bem - królowa polskiego jazzu. Wokalistka i współtwórczyni kilku własnych zespołów muzycznych („Bemibek”, „Bemibem”): obecna i nagradzana na festiwalach. Tysiące nagrań, tysiące koncertów w Polsce i na świecie (Skandynawia, Niemcy, Włochy, Francja, Szwajcaria, Australia, USA…). Jej drodze artystycznej towarzyszą znakomici muzycy (Marek Bliziński, Zbigniew Namysłowski, Jan Ptaszyn Wróblewski, Andrzej Jagodziński…) i takież zespoły.