Jesteśmy świadkami, kiedy na naszych oczach wiele państw złączonych
sojuszem wojskowym podejmuje walkę z terroryzmem, prowadzoną na terenie
jednego państwa. Wiele osób zadaje sobie pytanie: jak ocenić tę wojnę?
Jak Kościół ustosunkowuje się do tego problemu? Jak pogodzić zabijanie
z miłością bliźniego? Czy w ogóle chrześcijanin powinien w niej brać
udział? Czy jest to etycznie usprawiedliwione? Ostatnio kilkakrotnie
usłyszałem od wiernych pytanie, by nie powiedzieć zarzut: Dlaczego
Kościół, księża na ambonie w zaistniałej sytuacji nie podejmują tego
zagadnienia, nie podają katolickiego rozumienia obecnego problemu.
Dlaczego Kościół milczy? Spróbuję więc wyjść naprzeciw tym oczekiwaniom.
Na początku wypada zaznaczyć, iż na przestrzeni wieków
nauczanie na temat zjawiska wojny ulegało w myśli chrześcijańskiej
dużym zmianom. W pierwszych wiekach swego istnienia chrześcijaństwo
w sposób radykalny negowało celowość wojny. Z czasem, począwszy od
św. Augustyna, zaczęto rozróżniać między wojną sprawiedliwą a niesprawiedliwą.
Poszukiwania etyczne zaczęły się koncentrować na zdefiniowaniu warunków
usprawiedliwiających dopuszczalność wojny. To doprowadziło do stworzenia
w średniowieczu teorii tzw. "wojny sprawiedliwej". Hiszpański dominikanin,
św. Rajmund z Pennafort (zm. w 1275 r.) określił w swojej Sumie dla
spowiedników 5 warunków, które muszą być spełnione, aby można było
uznać wojnę za sprawiedliwą:
1. Nigdy celem wojny nie może być zabijanie nieprzyjaciół,
wolno walczyć jedynie w obronie zagrożonego życia, wolności lub własności;
2. W wojnie należy odrzucić wszelkiego ducha zemsty,
nienawiści i chciwości;
3. Dążyć należy do jak najszybszego przywrócenia
pokoju;
4. Decyzję o wojnie podejmować może jedynie monarcha;
5. Nie wolno angażować do walki kobiet, dzieci
ani duchownych.
Największym złem, jakie wynikało z tej teorii "wojny
sprawiedliwej", było uśpienie sumienia. Ludzie uznali jako coś bezdyskusyjnego
i nie budzącego niepokoju, że wojna sprawiedliwa jest dopuszczalna.
Wynalezienie i upowszechnienie broni nuklearnej, która
posiada ogromną moc niszczycielską, w radykalny sposób zmieniło zapatrywania
na sprawę wojen. W związku z tym Urząd Nauczycielski Kościoła odstąpił
od teorii "wojny sprawiedliwej", nie negując jednocześnie prawa do
tego, aby w przypadku zagrożenia podjąć działania obronne (konstytucja
Gaudium et spes Soboru Watykańskiego II).
Dzisiaj Kościół od powyższego pojęcia odchodzi, gdyż
uważa, iż wojny sprawiedliwej w istocie nie ma. Jest jedynie taka
wojna, którą można by etycznie usprawiedliwić, a to jest ogromna
różnica. Mianowicie wypada pamiętać o dwóch istotnych elementach.
Po pierwsze: słuszna przyczyna, którą jest zanegowanie, odebranie
przez agresję istotnych praw, jakimi powinien się cieszyć dany naród,
państwo. Chodzi o odebranie prawa do istnienia, do stanowienia o
sobie, do wolności, do integralności terytorialnej, do rozwoju. Zanegowanie
tych praw jest dostatecznie słuszną przyczyną, by można było podjąć
działania zbrojne. Drugim elementem, nie mniej istotnym w etycznie
usprawiedliwionej wojnie, jest dobra intencja.
Należy jednak mieć na uwadze, że słuszna przyczyna zawiera,
a przynajmniej powinna zawierać w sobie trzy czynniki:
1. Wykorzystanie wszystkich możliwych środków
pokojowych rozstrzygnięć - musi to być ostateczna przyczyna.
2. Musi być również przewidywana możliwość osiągnięcia
zamierzonych skutków.
3. Humanitarny sposób prowadzenia wojny - czyli
użycie właściwej broni.
Przy dzisiejszej technice można niszczyć obiekty wojskowe
i gospodarcze, oszczędzając życie niewinnych ludzi. Użycie broni
nie może pociągać za sobą jeszcze poważniejszego zła niż to, które
zamierza się usunąć. W tym sensie mówimy o humanitarnym sposobie
prowadzenia walk - czyli takim, który powinien wyeliminować wszystkie
te działania, które godzą w człowieka nie związanego bezpośrednio
z konfliktem zbrojnym. A więc słuszna przyczyna, dobra intencja i
użycie właściwej broni to trzy czynniki, dzięki którym wojna może
być usprawiedliwiona.
Niekiedy niektórzy pytają, czy jest w ogóle taka wojna,
która może być usprawiedliwiona etycznie? Na pewno wojna obronna.
Bronimy przed agresją nasze dziedzictwo narodowe, kulturowe, dobro
wspólne. Taka wojna wywołuje najmniej komentarzy.
Dzisiaj, kiedy świat podejmuje walkę z terroryzmem skierowaną
przeciwko jednemu państwu, trzeba przypomnieć, iż terroryzm nie był
dotąd traktowany jako wojna. Stąd można by postawić tezę, że jesteśmy
świadkami, kiedy to powstał jakiś nowy rodzaj wojny, ponieważ zaistniała
sytuacja, kiedy ataki terrorystyczne zagroziły państwu, uderzając
w same podstawy jego istnienia. Cały świat dzisiaj twierdzi, że terroryzm
jest złem, z którym należy walczyć. Powstaje pytanie: jak walczyć?
Kto ma to rozstrzygać: społeczność międzynarodowa?
Taką sytuację - można to śmiało powiedzieć - przewidział
już papież Jan XXIII. W 1963 r. wydał on encyklikę Pacem in terris,
w której wyraźnie mówił, iż powinna powstać władza ogólnoświatowa,
która będzie miała moc stanowienia prawa, egzekwowania prawa, włącznie
z interwencją militarną. Jakąś formą takiej władzy ogólnoświatowej
jest ONZ. Choć nie do końca, gdyż jest to jednak parlament, w którym
wszystko poddawane jest głosowaniu. Jedni przegłosują drugich i sprawa
przestanie istnieć. Tu chodzi o pewien konsensus na władzę ogólnoświatową,
reprezentatywną do społeczności międzynarodowej, która miałaby możliwość
decydowania. Jest ona znakiem dążenia świata ku jedności, co ciągle
jest dopiero w fazie jej tworzenia, budowania, dlatego dzisiejsze
decyzje, np. uderzyć na Afganistan czy nie, są decyzjami tylko grupy
państw...
A co na to Kościół? Kościół w swoich oficjalnych wypowiedziach
i dokumentach, jakimi są chociażby dokumenty Soboru Watykańskiego
II czy Katechizm Kościoła Katolickiego, nie odbiera państwu możliwości
prowadzenia wojny: "Tak długo jednak, jak będzie istniało niebezpieczeństwo
wojny, a jednocześnie brakować będzie międzynarodowej władzy posiadającej
kompetencje i wyposażonej w odpowiednią siłę (...) rządom nie można
odmawiać prawa do koniecznej obrony, byle wyczerpały wpierw wszystkie
środki pokojowych rokowań" (Sobór Watykański II, Gaudium et spes,
79).
Czasami niektórzy powołują się na słowa Księgi Rodzaju,
w której czytamy o poleceniu Boga, iż mamy sobie czynić ziemię poddaną,
czyli w Jego imieniu decydować o porządku na naszym globie ziemskim.
W konsekwencji tego rodzi się pytanie: Czy możemy decydować w imieniu
Boga? Wydaje się, że są granice, w ramach których możemy decydować.
Bóg sam je określił. Zło jest agresywne samo w sobie, dlatego czasami
potrzebne jest stosowanie siły fizycznej, aby je zwalczyć, w imię
prawdziwego dobra. Wydaje się więc, że działania militarne prowadzone
obecnie przez Stany Zjednoczone to jeszcze nie jest wojna. Dlaczego?
Gdyż nie prowadzi się walki z narodem, to jest walka z konkretnym
przejawem zła istniejącym w świecie. Nie z Afganistanem czy z islamem,
lecz z międzynarodowym terroryzmem, który zagraża dobru ludzkości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu