Reklama

Z Chabarowska do Zbydniowa

W polskim domu

- Jakie to cudowne, że w Polsce ludzie mają tyle kościołów, że stojąc przy jednej świątyni, widzą wieżę drugiej - mówi Jerzy Lewkowski, który wraz z małżonką Katarzyną oraz dziećmi Anną i Michałem osiadł na stałe w Zbydniowie. Polska rodzina, mieszkająca do niedawna na rosyjskim Dalekim Wschodzie, marzyła o powrocie do kraju ojców.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Katarzyna i Jerzy Lewkowscy to bardzo zacni, wykształceni ludzie. Pochodzą z polskich rodzin, które przed II wojną światową zamieszkiwały wschodnie tereny Rzeczpospolitej. Ich ojcowie wyjechali na Daleki Wschód już w czasach powojennych, otrzymując takie polecenie od władz radzieckich. - Nie było to zesłanie, lecz wyjazd ze względów zawodowych - podkreśla Katarzyna Lewkowska.
Rodzinę założyli 32 lata temu, mieszkając w Chabarowsku. Pomimo przebywania w tak odległym zakątku świata, nie zatracili narodowych korzeni. Nie było to łatwe, ponieważ Jerzy Lewkowski nie znał języka polskiego, a wokół nie było rodaków. Na szczęście jego małżonka miała w pamięci wiersze Konopnickiej, czytane jej niegdyś przez ojca. Mówiła trochę po polsku, używając wtrętów ukraińskich. Pragnęła wrócić do ojczyzny, o czym marzyła od dzieciństwa.
- Jesteśmy ludźmi wierzącymi. Jesteśmy przekonani, że talent muzyczny, który mamy, otrzymaliśmy od Pana Boga. Zawsze marzyliśmy o tym, by przyjąć chrzest - akcentuje repatriantka. Na spełnienie tych pragnień musieli długo czekać, albowiem za czasów sowieckich nie było to możliwe. Pierwszy ochrzcił się Jerzy, będąc dziesięć lat temu w USA. Jego małżonka przyjęła chrzest później, kiedy przyjechała odwiedzić Polskę.
Z osiedleniem się w Polsce także nie było łatwo. Podejmując stosowne starania, musieli udokumentować polskie pochodzenie. W tym celu Katarzyna Lewkowska przyjechała z córką Anną do Warszawy, gdzie przeszukiwały archiwa i prosiły o pomoc Polski Czerwony Krzyż. I choć trudności piętrzyły się, to jednak udało się doprowadzić wszystko do szczęśliwego finału.
- Pewien wójt chce nas przyjąć i będzie walczył o naszą rodzinę - usłyszała Anna słowa matki, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Wkrótce ową wiadomość uwiarygodniła informacja, otrzymana od rosyjskiego konsula. I wreszcie nadszedł 22 czerwca 2005 roku, kiedy to rodzina Lewkowskich przybyła do Zbydniowa.
To, co zastali na miejscu, przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Otrzymali do dyspozycji wyremontowane, częściowo wyposażone mieszkanie. Spotkali się z przychylnym przyjęciem i życzliwością otoczenia, a zwłaszcza wójta Andrzeja Karasia. - Gospodarz gminy to człowiek miły, gościnny i uprzejmy. Pomaga nam i ciągle pyta, jak się nam żyje - zauważa Katarzyna Lewkowska, doceniając troskę zbydniowskiego środowiska.
Lewkowscy są pełni optymizmu, choć mają do rozwiązania jeszcze wiele problemów. Cieszą się z tego, co już osiągnęli, oddychając atmosferą kraju przodków. Choć w Rosji nie było im źle i potrafili zaadaptować się w wielokulturowym środowisku, to jednak brakowało im polskości i religijnego klimatu. Tu mogą chodzić w niedzielę do kościoła, uważając ów fakt za coś cudownego. - Oby na Dalekim Wschodzie ludzie mogli przeżywać takie chwile - stwierdzają.
Repatrianci mają wykształcenie muzyczne. Talent artystyczny posiada również córka Lewkowskich, Anna, która pragnie grać na organach w kościele. Po raz pierwszy zetknęła się z tym instrumentem w Łodzi, zachwycając się jego brzmieniem. Będąc w Zbydniowie, podjęła myśl o rozpoczęciu nauki w Diecezjalnym Studium Organistowskim w Sandomierzu. Chcąc mieć częstszy kontakt z organami na wakacjach, przyjeżdża systematycznie wraz z rodzicami i bratem na koncerty XV Międzynarodowego Festiwalu Muzycznego Stalowa Wola - Rozwadów 2005. - Nie wyobrażamy sobie życia bez sztuki - mówi zgodnie rodzina Lewkowskich. Czy ich dalsze życie w Polsce będzie równie piękne jak muzyka, którą tak bardzo umiłowali?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Jędraszewski: Wszędzie tam, gdzie nie ma Boga, tam ginie człowiek

2024-05-30 15:42

[ TEMATY ]

abp Marek Jędraszewski

Archidiecezja Krakowska

- Wiemy, że wszędzie tam, gdzie nie ma Boga, tam ginie człowiek, tam człowiek nie ma przyszłości - mówił abp Marek Jędraszewski podczas centralnej procesji Bożego Ciała w Krakowie.

Dzisiejszą uroczystość Bożego Ciała abp Marek Jędraszewski nazwał „swoistym apogeum" Kongresu Eucharystycznego Archidiecezji Krakowskiej, ponieważ z wszystkich kościołów archidiecezji wyjdą na zewnątrz procesje eucharystyczne, w czasie których ludzie publicznie wyznają wiarę w prawdziwą, realną obecność Chrystusa pod postaciami eucharystycznymi. Zaznaczył, że centralna procesja w Krakowie kroczy szlakiem „testamentu eucharystycznego" Chrystusa. Wskazał na słowa-klucze kolejnych stacji: moc, ofiara, być, przyjaźń i w tym kontekście zwrócił uwagę na szczególną więź między Chrystusem a ludźmi. Podkreślił, że warunkami bycia przyjacielem Jezusa jest znajomość Jego nauki, zgodne z nią postępowanie, czyli bezinteresowna miłość.

CZYTAJ DALEJ

Boże Ciało i wianki

Niedziela łowicka 21/2005

www.swietarodzina.pila.pl

Boże Ciało, zwane od czasów Soboru Watykańskiego II Uroczystością Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa, jest liturgicznym świętem wdzięczności za dar wiecznej obecności Jezusa na ziemi. Chrześcijanie od początków Kościoła zbierali się na łamaniu Chleba, sławiąc Boga ukrytego w ziemskim chlebie. Święto jest przedłużeniem Wielkiego Czwartku, czyli pamiątki ustanowienia Eucharystii. A z tego wynika, że uroczystość ta skryta jest w cieniu Golgoty, w misterium męki i śmierci Jezusa.

Historia święta Bożego Ciała sięga XIII wieku. W klasztorze w Mont Cornillon, w pobliżu Liege we Francji, przebywała zakonnica Julianna, która wielokrotnie miała wizję koła na wzór księżyca, a na nim widoczną plamę koloru czarnego. Nie rozumiała tego, więc zwróciła się do przełożonej. Gdy ta ją wyśmiała, Julianna zaczęła się modlić i pewnego razu usłyszała głos, oznajmiający, że czarny pas na tarczy księżyca oznacza brak osobnego święta ku czci Eucharystii, które ma umocnić wiarę, osłabioną przez różne herezje.
Władze kościelne sceptycznie odnosiły się do widzeń prostej Zakonnicy. Jednak kolejne niezwykłe wydarzenie dało im wiele do myślenia. W 1263 r. w Bolsenie, niedaleko Rzymu, kapłan odprawiający Mszę św. zaczął mieć wątpliwości, czy to możliwe, aby kruchy opłatek był Ciałem Pańskim. I oto, gdy nastąpił moment przełamania Hostii, zauważył, że sączy się z niej krew i spada na białe płótno korporału na ołtarzu. Papież Urban IV nie miał już wątpliwości, że to sam Bóg domaga się święta Eucharystii i rok po tym wydarzeniu wprowadził je w Rzymie, a papież Jan XXII (1334 r.) nakazał obchodzić je w całym Kościele. Do dziś korporał z plamami krwi znajduje się we wspaniałej katedrze w Orvieto, niedaleko Bolseny. Wybudowano ją specjalnie dla tej relikwii.
W Polsce po raz pierwszy święcono Boże Ciało w 1320 r., za biskupa Nankera, który przewodził diecezji krakowskiej. Nie było jednak jeszcze tak bogatych procesji, jak dziś. Dopiero wiek XVI przyniósł rozbudowane obchody święta Bożego Ciała, zwłaszcza w Krakowie, który był wówczas stolicą. Podczas procesji krakowskich prezentowały się proporce z orłami na szkarłacie, obecne było całe otoczenie dworu, szlachta, mieszczanie oraz prosty lud z podkrakowskich wsi.
W czasie procesji Bożego Ciała urządzano widowiska obrzędowe lub ściśle teatralne, aby przybliżyć ich uczestnikom różne aspekty obecności Eucharystii w życiu. Nasiliło się to zwłaszcza pod koniec XVI wieku, kiedy przechodzenie na protestantyzm znacznie się nasiliło i potrzebna była zachęta do oddania czci Eucharystii.
W okresie rozbiorów religijnemu charakterowi procesji Bożego Ciała przydano akcentów patriotycznych. Była to wówczas jedna z nielicznych okazji do zademonstrowania zaborcom żywej wiary. W procesjach niesiono prastare emblematy i proporce z polskimi godłami, świadczące o narodowej tożsamości.
Najpiękniej jednak Boże Ciało obchodzono na polskiej wsi, gdzie dekoracją są łąki, pola i zagajniki leśne. Procesje imponowały wspaniałością strojów asyst i wielką pobożnością prostego ludu, wyrażającego na swój sposób uwielbienie dla Eucharystii. Do dziś przetrwał zwyczaj zdobienia ołtarzy zielonymi drzewami brzóz i polnymi kwiatami. Kiedyś nawet drogi wyścielano tatarakiem. Do dziś bielanki sypią też przed kroczącym z monstrancją kapłanem kolorowe płatki róż i innych kwiatów.
Boże Ciało to również dzień święcenia wianków z wonnych ziół, młodych gałązek drzew i kwiatów polnych. Wieniec w starych pojęciach Słowian był godłem cnoty, symbolem dziewictwa i plonu. Wianki z ruty i kwiatów mogły nosić na głowach tylko dziewczęta.
Na wsiach wierzono, że poświęcone wianki, powieszone na ścianie chaty, odpędzają pioruny, chronią przed gradem, powodzią i ogniem. Dymem ze spalonych wianków okadzano krowy, wyganiane po raz pierwszy na pastwisko. Zioła z wianków stosowano też jako lekarstwo na różne choroby.
Gdzieniegdzie do poświęconych wianków dodawano paski papieru, z wypisanymi słowami czterech Ewangelii. Paski te zakopywano następnie w czterech rogach pola, dla zabezpieczenia przed wszelkim złem.
Dziś Boże Ciało to jedna z niewielu już okazji, aby przyodziać najpiękniejszy strój świąteczny - strój ludowy. W Łowickiem tego dnia robi się tęczowo od łowickich pasiaków. Kto wie, czy stroje ludowe zachowałyby się do dziś, gdyby nie możliwość ich zaprezentowania podczas uroczystości kościelnych. Chwała zatem i wielkie dzięki tym duszpasterzom, którzy kładą nacisk, aby asysty procesyjne występowały w regionalnych strojach. Dzięki temu procesje Bożego Ciała są jeszcze wspanialsze, okazalsze, barwniejsze. Ukazują różnorodność bogactwa sztuki ludowej i oby tak było jak najdłużej.
W ostatni czwartek oktawy Bożego Ciała, oprócz święcenia wianków z ziół i kwiatów, szczególnym ceremoniałem w naszych świątyniach jest błogosławieństwo małych dzieci. Kościoły wypełniają się najmłodszymi, często także niemowlętami, by i na nich spłynęło błogosławieństwo Boże. Wszak sam Pan Jezus mówił: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im, do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego” (Mk 10, 13-15).

CZYTAJ DALEJ

Flisaczko Dobrzyńska ze Skępego, módl się za nami...

2024-05-30 20:50

[ TEMATY ]

Rozważania majowe

Wołam Twoje Imię, Matko…

Adobe Stock

Początki sanktuarium maryjnego w tym miejscu sięgają drugiej połowy XV wieku. Niedaleko jeziora leżał na rozdrożu wielki głaz służący za drogowskaz. Według legendy był on ozdobiony mnóstwem krzyży. Okoliczni mieszkańcy i przejeżdżający podróżni nieraz widywali nad głazem niezwykłe światło lub słyszeli cudowny śpiew.

Rozważanie 31

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję