Związki z Wrocławiem zostały zacieśnione w 1989 r. Ekumeniczna Wspólnota z Taizé postanowiła właśnie tutaj zorganizować coroczne Europejskie Spotkanie Młodych. Na wybór stolicy Dolnego Śląska wpływ miała znajomość Brata Rogera z kard. Henrykiem Gulbinowiczem (Metropolita wrocławski stał na czele delegacji polskich biskupów, która w 1986 r. odwiedziła Wspólnotę). W trakcie przygotowań do spotkania pojawiły się obawy, że nie jesteśmy gotowi na organizację tak dużej imprezy. Mieszkańcy Dolnego Śląska stanęli jednak na wysokości zadania. Spotkanie, które po raz pierwszy odbyło się za „żelazną kurtyną” nie tylko przebiegało bez problemów, ale także po raz pierwszy w historii wszyscy jego uczestnicy (około 50 tys.) zostali przyjęci przez rodziny. Do dzisiaj wrocławianie wspominają różnokolorowy tłum, modlitwy w wielu kościołach w mieście oraz cyrkowe namioty, w których siedziało się na sianie, ustawione na placu obok Poltegoru. Bracia to spotkanie nazywali „spotkaniem największego cudu”.
Od 1989 r. Wrocław zaczął żyć duchowością Taizé. W kilku miejscach w mieście młodzi ludzie zaczęli regularnie modlić się śpiewami z Taizé (do dziś takie spotkania trwają w duszpasterstwie akademickim „Wawrzyny” i w kościele Najświętszej Maryi Panny na Piasku). Doświadczenia z pierwszego spotkania spowodowały, że w 1995 r. bracia ponownie zdecydowali się urządzić ESM w naszym mieście. Tym razem przygotowania przebiegały jeszcze sprawniej. Na całym Dolnym Śląsku znalazło życzliwe przyjęcie ponad 70 tys. pielgrzymów z całego kontynentu.
Innym ważnym wymiarem, który pozostał dzięki Wspólnocie i jej założycielowi, jest formacja młodych ludzi. Wielu mieszkańców naszego regionu przeżyło rekolekcje w siedzibie Wspólnoty. Niektórzy decydowali się powracać tam w kolejnych latach, czasem zostawali w Taizé na dłużej, by pomagać braciom. Inni organizowali punkty przygotowań do wyjazdów na ESM. Co roku tysiące młodych ludzi z regionu przemierzało setki kilometrów, by spotkać się w jednym z miast naszego kontynentu.
Najważniejszy jednak wpływ Brat Roger miał na Szczepana (brata Stefana) i Wojtka. Obaj, wcześniej związani z DA „Wawrzyny”, zostali braćmi we Wspólnocie.
Ostatnia modlitwa Brata Rogera, którą wszyscy zainteresowani otrzymali z Taizé przez Internet na dwa dni przed jego śmiercią, brzmiała: Boże pokoju, dzięki Ewangelii rozumiemy, że tym, co liczy się ponad wszystko, jest miłosierna miłość. Daj nam zatem serca wypełnione dobrocią.
Zachwycające epitafium.
Reklama
Ks. Mirosław Maliński, diecezjalny duszpasterz akademicki, opiekun DA „Maciejówka”:
- W Taizé spędziłem blisko cztery lata. Spotkania z Bratem Rogerem nauczyły mnie zachwytu i zaufania do Kościoła. Zafascynowałem się wspólnotą Kościoła, zarówno tego parafialnego, małego, jak i tego wielkiego, który istnieje przez wieki. Brat Roger pomógł mi odkryć również Kościół polski z całym jego bogactwem młodości i tradycji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Aneta Szul, wolontariuszka, przez rok pomagała braciom we Wspólnocie:
- Brat Roger całym swoim życiem starał się przekazać tę prawdę, że Bóg może tylko kochać... że kocha każdego człowieka i każdego przyjmuje takiego, jakim jest. Mówił, że Bóg każdego obdarza współczującą miłością, pokazywał, że każdy z nas może tę miłość przyjmować i ofiarować innym. Że do tego nie trzeba rozumieć wszystkiego z Ewangelii - trzeba tylko zdobyć się na proste zaufanie Bogu.
Jakub Rajchman - przez ponad rok wolontariusz w Taizé:
- Brata poznawałem najpierw rozumem. Przyjeżdżając kilkakrotnie do Taizé, poznałem historię Wspólnoty. Czytałem i słuchałem o osiągnięciach Brata Rogera na polu wychowania do pokoju, o nagrodach, spotkaniach z papieżami, wielkich czynach miłosierdzia i heroizmu, adopcji wojennych sierot, pomocy uciekinierom żydowskim, słowem: o tym wszystkim, czego Brat Roger dokonał, a co pozwoliłoby mu z pewnością wygrać niejedną kampanię prezydencką. Patrząc na to wszystko, ustawiałem w myślach Brata Rogera jako swego rodzaju sworzeń - element w tej niesamowitej maszynerii, jaką jest Taizé, które nie zatrudniając właściwie nikogo, prowadzi miejsce spotkań z bazą noclegową na 6 tys. miejsc, i organizuje spotkania europejskie, w których uczestniczy 10 razy tyle osób. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że patrzyłem na Brata Rogera przez pryzmat Taizé.
Wszystko zmieniło się, gdy zacząłem poznawać Brata Rogera sercem. Będąc rok w Taizé, spotykałem go przy okazjach bardzo prozaicznych, np. przy posiłku. Kiedy przy obiedzie następowała chwila modlitwy i osobistej refleksji Brata, a po jedzeniu uścisk dłoni, kilka zamienionych zdań i przede wszystkim spojrzenie głęboko w oczy, dopiero zrozumiałem fenomen tego człowieka. Obraz Taizé i Brata Rogera stał się kompletny. Słowa o pojednaniu, wybaczeniu, miłosierdziu i akceptacji zyskały realny wymiar. Wymiar, który jest podstawą nie tylko wspólnoty Taizé, ale i całego chrześcijaństwa - to spotkanie. Otóż poznałem Brata Rogera wtedy, gdy go spotkałem. Dzięki temu mogłem odwrócić moją perspektywę i popatrzeć na Taizé przez pryzmat Brata Rogera i tego pierwszego Spotkania, jakie nastąpiło w Taizé sześćdziesiąt pięć lat temu, kiedy starsza kobieta w opustoszałej wsi powiedziała jeszcze wtedy zwykłemu młodzieńcowi Rogerowi Schutzowi: „Niech Pan zostanie z nami, jesteśmy tacy samotni”. Myślę że wielkość życia i misji Brata Roger polega na tym, że niezależnie od opuszczających go sił, cały czas, aż do końca dawał szansę tysiącom takich jak ja na prawdziwe, szczere, pełne prostoty i zaufania spotkanie.
Zebrał Marcin Szydzisz
Andrzej z Wrocławia:
- Brat Roger wybrał miejsce chyba idealne. Mała wioska zagubiona gdzieś wśród pagórków Burgundii, w okolicach szlaku uroczych kościółków romańskich. Tyle tu historii, tyle też życia.
Niewątpliwa świętość i prostota jego życia na pierwszy rzut oka bardzo kontrastowała z rozśpiewanymi i rozradowanymi tłumami przelewającymi się przez wioskę. Pamiętam go jako człowieka, który po prostu tam był - pokorny, skromny, życzliwy, otwarty i cierpliwy. I to było niesamowite. Zachowywał się, jakby nie chciał zasłaniać sobą Boga. Mówił o rzeczach najbardziej istotnych słowami tak prostymi, że aż dziwnie brzmiącymi. Mówił o źródłach wiary, o pojednaniu, o pracy, modlitwie. W każdą sobotę ma miejsce nabożeństwo zwane Nocą Światła. W czasie modlitwy Brat Roger kierował swoje słowa do zebranych w Kościele Pojednania. Pierwszy raz było to dla mnie zaskoczeniem. Tylu ludzi, wspaniała uroczystość, radosne kanony i do tego oczekiwane przez wszystkich słowa - niby proste, krótkie, trochę niejasne. Ale to były właśnie słowa o Sensie. Niczym poezja, z pozoru niezrozumiała, po chwili zaskakująca. To były słowa człowieka, który doświadczył Tajemnicy. I to było odczuwalne właśnie w poezji tych słów.
Kolejnym zaskoczeniem była chęć wypowiedzenia przez Brata choćby krótkiej modlitwy lub błogosławieństwa w różnych językach. Dzięki temu każdy z zebranych mógł poczuć, że Brat modli się wraz z nim. Mimo iż musiało to kosztować Go wiele wysiłku, było na pewno źródłem zaskoczenia i radości dla uczestników.
Piękny był widok Brata Rogera otoczonego dziećmi - były przy nim w czasie każdej modlitwy. Na nie Brat zwracał szczególną uwagę, one były na miejscu najbardziej chyba uprzywilejowanym, co zresztą niekoniecznie przez wszystkie z nich było dostrzeżone i docenione. Ale ta właśnie dziecięca energia i ciekawość świata Brata tym bardziej cieszyła.
Taizé to dla mnie jedno z tych miejsc świętych. Często, niestety, miejsca takie są splamione krwią człowieka niewinnego. Często - i mam nadzieję, że i tym razem - ta krew tym bardziej przybliży to miejsce do nieba.
Wysłuchała AB