Na początku koncertu ciechanowską (i nie tylko) publiczność rozgrzewały dwa miejscowe zespoły. O godz. 19.00 tamtejsze wzgórze farne zabrzmiało mocnym, rockowym graniem, dzięki zespołowi „Neils”, po nim zaś na otwartej scenie przy kościele farnym wystąpiła grupa „Krach Band”, związana z liceum im. Z. Krasińskiego. Pierwsza gwiazda tego koncertu - formacja „New Day”, z wokalistką Violettą Brzezińską, wykonała kilkanaście piosenek ze swojego repertuaru, który w dużym stopniu inspirowany jest afrykańską muzyką etniczną. Młodzi muzycy, choć pochodzą i mieszkają w różnych miastach (Warszawa, Toruń, Piła), grają wspólnie od 2 lat, a w obecnym składzie od roku. Jeden z członków zespołu, Rafał dwukrotnie już wyjeżdżał na misje do Afryki - opowiada „Niedzieli Płockiej” Violetta Brzezińska - dlatego on czuje i kocha tę muzykę. Swoją pasją udało mu się też zarazić kolegów z zespołu. Violetcie, jak sama przyznaje, afrykańskie brzmienia były kiedyś dość obce, ale odkąd jest w zespole, pokochała „czarną” muzykę i kulturę. Wierzy, że i pozostałym członkom zespołu tak jak Rafałowi uda się wyjechać na misje do Afryki. „Jesteśmy już wszyscy zaszczepieni, więc możemy jechać - śmieje się. - Ja miałam już jechać w tamtym roku, ale nie udało się”. Nic jednak straconego, bo szczepienia te ważne są przez 10 lat.
O koncertach grupy wokalistka mówi: „Chcę, aby moje intencje były czyste. Staramy się, żeby te koncerty były przede wszystkim chwaleniem całym sercem Pana”. Przyznaje, że czasami jest ciężko, jednak podkreśla, że najważniejsze jest zdawanie sobie sprawy z odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa. Dlatego starają się, żeby ich występy były przede wszystkim formą uwielbienia i spotkania z Bogiem i drugim człowiekiem.
„Dziś młody człowiek, który interesuje się muzyką, nie ma tak naprawdę alternatywy - mówi dalej Violetta. - Teksty piosenek lansowanych dzisiaj są dość płytkie, przeważnie w stylu „on rzucił mnie i poszedł do innej...”. Może są życiowe, ale dlaczego o tym ciągle śpiewać? Jest wiele głębszych rzeczy, dużo ważniejszych, o których się nie śpiewa. Śpiewa się o miłości, ale nie śpiewa się o Chrystusie, który jest samą miłością. A przecież piękno miłości ludzkiej odnajdujemy dopiero, gdy spotkamy Chrystusa”. Violetta przyznaje jednak, że jeszcze kilka lat temu granie takiej muzyki wydawało jej się »obciachem« ale, jak podkreśla na koniec naszej rozmowy, Pan Bóg robi cuda i zmienia człowieka.
Dokładnie o godz. 21.00, gdy rozdzwoniły się dzwony kościelne, na ciechanowską scenę wszedł o. Stan Fortuna, który już kilka minut wcześniej, z wyraźną przyjemnością przysłuchiwał się występowi „New Day”. Na co dzień ten niezwykły amerykański franciszkanin pracuje wraz ze współbraćmi wśród trudnej młodzieży w słynącej ze złej sławy „czarnej” dzielnicy Nowego Jorku, południowym Bronxie. O. Stan nie bez kozery nazywany jest człowiekiem orkiestrą. Gra na wielu instrumentach; dobrze czuje się w rozmaitych gatunkach muzycznych, począwszy od jazzu, rocka, reggae po hip-hop. Jego koncerty mają często charakter improwizacji muzycznych. Ciechanowska publiczność miała zatem okazję nie tylko wysłuchać wielu ciekawych utworów amerykańskiego franciszkanina, ale także niemal obserwować, jak powstają nowe utwory. W trakcie koncertu o. Stan z wielką ekspresją opowiadał o sobie, o wierze i Bogu, a także swojej fascynacji osobą Ojca Świętego Jana Pawła II. Jednocześnie fantastycznie żartował z publicznością, która na jego wyznanie o szczególnym zamiłowaniu do „polskich pierogów” zaczęła skandować nazwę tej tradycyjnej potrawy.
Teksty utworów o. Fortuny poruszają często tematykę problemów i niebezpieczeństw, z którymi styka się współczesny, szczególnie młody, człowiek. Amerykański franciszkanin nie boi się „mocnych” tematów, jak narkotyki czy seks; stara się w swoich piosenkach przekazywać właściwe spojrzenie na nie, spojrzenie przefiltrowane przez światło Ewangelii. Na ciechanowskim koncercie nie zabrakło i takich utworów. Niektóre fragmenty tekstów piosenek były tłumaczone tak, aby wszyscy zrozumieli ich przesłanie.
Koncert zakończył się na kilkanaście minut przed godz. 23.00 i być może trwałby dłużej, gdyby nie zmęczenie muzyków i perspektywa występu na SoS za kilkanaście godzin. O. Fortuna udzielił wszystkim błogosławieństwa, ale publiczność nie chciała łatwo puścić Franciszkanina. Po jego zejściu ze sceny czekało na niego jeszcze grono młodych ludzi, którzy chcieli wziąć autograf i choć kilka słów zamienić z muzykiem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu