Tam, gdzie się wszystko zaczęło
Niedawno minął miesiąc od śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II. Dając wyraz naszemu najgłębszemu przekonaniu o Jego świętości, powiedzielibyśmy - od Jego narodzin dla Nieba. A za kilka dni wspomnimy dzień urodzin Papieża, 18 maja 1920 r.
Ta data natchnęła mnie myślą, by przypomnieć słowa naszego Papieża wypowiedziane 16 czerwca 1999 r. podczas pamiętnego spotkania na Rynku w Wadowicach. Kto kiedykolwiek był w tym miasteczku, ten wie, jak blisko stamtąd do domu rodzinnego Karola Wojtyły. A wadowicka fara, dzisiaj bazylika, stoi właściwie już w Rynku.
Najpierw przytoczę słowa z drugiej części papieskiego przemówienia: „(...) W każdym razie tu, w tym mieście, Wadowicach wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i studia się zaczęły, i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło. (...)”.
Te słowa skłoniły mnie również do refleksji o odniesieniach każdego z nas do miejscowości naszego pochodzenia, naszego dzieciństwa, lat szkolnych, wchodzenia w dorosłe życie... Ktoś kiedyś, może przy okazji odrodzenia się samorządu (w tym roku 27 maja obchodzić będziemy 15. rocznicę tego wydarzenia), ukuł bardzo trafne, choć nie przez wszystkich lubiane określenie: „mała ojczyzna”. Tak, człowiekowi potrzebna jest „duża” i „mała” ojczyzna. Wbrew dążeniom wielu kosmopolitów i globalistów, człowiek - choć bardziej niż kiedykolwiek otwarty na świat - ciągle potrzebuje utożsamiania się z własną ojczyzną, z własnym narodem, ale także z lokalną społecznością. Oczywiście, myślę o uczuciach pozytywnych - o patriotyzmie, poświęceniu i jedności w działaniu dla dobra wspólnego, szacunku wobec innych... Odrzucam wszelkie nacjonalizmy, szowinizmy, uprzedzenia...
Jak odnosimy się do naszej ojczyzny? Jak odnosimy się do miejscowości, z której pochodzimy? Jak odnosimy się do miejscowości, w których dane jest nam teraz żyć i pracować? Jak postrzegamy najważniejsze dla naszego życia miejsca - dom rodzinny i dom Boży? Czy są to - jak u Jana Pawła II - odniesienia synowskie, czy raczej tylko odniesienia synów i córek marnotrawnych?
Może nigdy nad tym się nie zastanawialiśmy? Może o Polsce, o tym czy innym mieście, tej czy innej wiosce myśleliśmy z pogardą - chory kraj, brzydkie, zapyziałe miasta i miasteczka, wiejska ciemnota, miejsca, do których nie chcemy wracać?
Wróćmy więc do Wadowic, do Ojca Świętego. On nas nauczył, jak i za co mamy kochać dom rodzinny, „małą” i „dużą” ojczyznę, dom Boży: „Z synowskim oddaniem całuję próg domu rodzinnego, wyrażając wdzięczność Opatrzności Bożej za dar życia przekazany mi przez drogich Rodziców, za ciepło rodzinnego gniazda, za miłość moich najbliższych, która dawała poczucie bezpieczeństwa i mocy, nawet wtedy, gdy przychodziło zetknąć się z doświadczeniem śmierci i trudami codziennego życia w niespokojnych czasach.
Z głęboką czcią całuję też próg domu Bożego - wadowickiej fary, a w niej chrzcielnicę, przy której zostałem wszczepiony w Chrystusa i przyjęty do wspólnoty Jego Kościoła. W tej świątyni przystąpiłem do pierwszej spowiedzi i Komunii św. Tu byłem ministrantem. Tu dziękowałem Bogu za dar kapłaństwa i - już jako arcybiskup krakowski - tu przeżywałem swój srebrny jubileusz kapłański. Ile dobra, ile łask wyniosłem z tej świątyni i z tej parafialnej wspólnoty, wie jedynie Ten, który jest Dawcą wszelkich łask. Jemu, Bogu w Trójcy jedynemu, oddaję dziś chwałę na progu tego kościoła”.
Na rocznicę bitwy pod Monte Cassino
Nic nie straciły ze swej aktualności słowa Jana Pawła II kierowane 18 maja 2004 r. w 60. rocznicę bitwy pod Monte Cassino do prezydenta RP: „(...) Okazuje się, że krew naszych braci przelana pod Monte Cassino jest dziś mocnym argumentem w dyskusji nad duchowym kształtem Europy. Polska nie może o tym zapomnieć i nie może nie przypominać tym, którzy w imię laickości demokratycznych społeczeństw zdają się zapominać wkład chrześcijaństwa w budowanie ich własnej tożsamości”.
Prezydent Kwaśniewski może te słowa pamięta, ale czy chce walczyć o prawdę w nich zawartą?
Pomóż w rozwoju naszego portalu