Nie o poszczególnych postawach ciała w modlitwie, o złożonych
rękach, czy zgiętych kolanach będę dzisiaj mówił. Chcę mówić o modlitwie
człowieka, który żyje, który nie istnieje bez ciała, a więc także
modlić się może tylko w ciele.
Każdy człowiek powinien się angażować w modlitwę całym
sobą - to jedno z bardzo istotnych praw dobrej modlitwy. Nie można
więc przystępować do modlitwy tak, jakby się nie miało ciała i nie
uznawało prawdy, że istota ludzka to nie dające się rozdzielić ciało
i dusza. Bo wówczas popełniamy błąd, jaki popełniają ci, którzy myślą,
że ciało jest złe lub przynajmniej jest więzieniem duszy, z którego
ona musi się uwolnić, aby zjednoczyć się z Bogiem. Albo podobny tym,
co igrają nie mniej niebezpiecznie rozstając się ze swą duszą, aby
oddać się czysto fizycznej przyjemności i niemal lub w pełni bałwochwalczemu
kultowi ciała. Andre Frossard potwierdza, że "to mniej lub więcej
świadome bałwochwalstwo należy dzisiaj do najbardziej rozpowszechnionych"
.
Trzeba więc wyraźnie powiedzieć, że uwzględnienie tej
wewnętrznej spójności człowieka jest jednym z podstawowych warunków
poprawnej modlitwy. Ciało i dusza człowieka-osoby są współzależne,
są dwiema stronami tej samej rzeczywistości. Jeżeli więc mówię: ´ciało,
które posiadam´, to w takim sensie, że bez ciała mnie nie ma. "Ciało
jest widzialną stroną osoby: to ´ja-który-działam´, ´ja-który-jestem-obecny´,
´ja-który-wyrażam-siebie´" (Henri Caffarel).
W Piśmie Świętym mamy jednoznacznie całościowe spojrzenie
na człowieka, który tu na ziemi istnieje, ´według ciała´, żyje ´w
ciele´ i ´poprzez ciało´ jest widoczny dla innych, obecny w życiu
drugiego człowieka, kocha, raduje się i cierpi. W tym sensie również
Słowo stało się Ciałem, to znaczy człowiekiem prawdziwym, poddanym
różnym ograniczeniom z tym związanym.
Tę równoczesną cielesność i duchowość osoby ludzkiej
potwierdza również Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdzając,
że "ciało człowieka uczestniczy w godności ´obrazu Bożego´; jest
ono ciałem ludzkim właśnie dlatego, że jest ożywiane przez duszą
duchową, i cała osoba ludzka jest przeznaczona, by stać się w Ciele
Chrystusa świątynią Ducha" (KKK 364).
Może w tych poszukiwaniach najwłaściwszych dróg modlitwy
pomoże nam również jezuita Victor Paucel, który zdecydowanie upomina
się o właściwe miejsce ciała w naszej modlitwie: "Uczyńmy ciału zaszczyt
bycia pierwszym i solidnym stopniem naszej duchowej wspinaczki. Kościół
jest pełen dobrych ludzi, którzy część swego życia spędzają usiłując
modlić się, jednak bez powodzenia. Czy nie jest tak, że jesteście
trochę za bardzo ´anielscy´, chcę powiedzieć, że nazbyt liczycie
jedynie na możliwości waszego ducha? A wasze ciało, cóż z nim czynicie?
Pozostawione samo sobie, czy może robić coś innego niż spać lub wam
dokuczać?".
W poprzednich rozważaniach pokazaliśmy niebezpieczeństwo
zawężania modlitwy do intelektualnej sfery naszego życia z pominięciem
serca. Dzisiaj chcemy uświadomić sobie, że będąc istotami cielesnymi,
nie możemy pomijać ciała w naszej modlitwie i zachowywać się tak,
jakby ono nie miało znaczenia. Tylu z nas chrześcijan smuci się brakiem
wierności modlitwie lub z powodu utrudniających modlitwę roztargnień.
Henri Caffarel pyta, czy to "nie dlatego, że udają aniołów, że nazbyt
ufają możliwościom rozumu i serca, ich ciało drzemie lub niecierpliwi
się, będąc nie używanym, zlekceważonym?" Jest rzeczą pewną, że również
ciało pragnie modlić się, pragnie Boga. "Moje serce i ciało radośnie
wołają do Boga żywego" (Ps 84). Doświadczenie ludzi, którzy w pewnym
momencie swojego życia odkryli zadziwiającą gotowość naszego ciała
do modlitwy, jest ważnym potwierdzeniem tej drogi modlitewnego rozwoju.
Jednym z nich jest brat Roger z TaizeM, który wyznał: "W pewnym okresie
byłem świadomy tego, że modlę się bardziej ciałem niż umysłem. Modlitwa
tuż przy ziemi: zgiąć kolana, paść na twarz".
Wielu z nas, ludzi próbujących się modlić, doświadcza
takiego stanu, w którym nie potrafimy się skupić, myśleć o Bogu i
mówić do Niego. Ale przecież możemy uklęknąć, pochylić się nisko
z miłością pokorną i tą ludzką, cielesną postawą wypowiedzieć Bogu
całą tęsknotę za Nim i naszą miłość do Niego. Jak ważnym jest ten
język naszego ciała w naszych kontaktach z ludźmi, począwszy od tych,
których kochamy aż do zwyczajnych ludzkich spotkań, to wiemy z codziennego
życia. Ileż potrafimy powiedzieć drugiemu człowiekowi naszą postawą,
gestem, mimiką twarzy, uśmiechem... Równie ważny jest ten język ciała
w spotkaniach i dialogu z naszym Bogiem w modlitwie. Doświadczamy
tego również w pięknych chwilach świętowania, w różnych uroczystościach,
a szczególnie w liturgii.
Włączenie ciała w modlitwę przez tych z nas, którzy tego
nie czynili domaga się cierpliwie powtarzanych ćwiczeń, higieny życia,
bardziej świadomego przeżywania siebie i akceptacji swojej cielesności. "
Więcej, należy zamieszkać w swoim ciele´, urzeczywistnić ´związek
ciała i ducha´ - wyrażenie to nic nie powie temu, kto nie przeszedł
tej próby. Jeszcze ważniejsze jest dążenie chrześcijanina: chodzi
mi o zdobycie ´ciała duchowego´ (1 Kor 15, 44), całkowicie ´przenikniętego´
Duchem Świętym" (Henri Caffarel). Koryntianom św. Paweł proponuje
ten wspaniały ideał: "Ciało jest dla Pana, a Pan dla ciała" (1 Kor
6, 13). Warto również przywołać wcześniejsze pytanie św. Pawła z
tego samego Listu: "Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią
Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że nie
należycie już do samych siebie?"
Dla wielu z nas może to być nowe i nieznane spojrzenie.
Ale czy jest to tak bardzo zaskakujące i niezwykłe, skoro chrześcijanin
karmi się zmartwychwstałym Ciałem Jezusa Chrystusa?
Pomóż w rozwoju naszego portalu