Każdy z nas niesie swój krzyż. Jednym z najcięższych krzyży jest krzyż choroby, naznaczony bólem i cierpieniem. 11 lutego obchodziliśmy Światowy Dzień Chorego, który jest dniem szczególnej modlitwy za ludzi chorych.
„Nie potrzebują lekarza zdrowi...” (Mt 9, 12) - naucza Jezus w Ewangelii. Nic więc dziwnego, że do Niego jako do lekarza garną się tłumy chorych i niepełnosprawnych. Wielu doznaje łaski uzdrowienia, wielu uczy się żyć z cierpieniem. Nie straszne są im kule, laski, wózki inwalidzkie. Szczególną łaską uzdrawiania Bóg obdarował Maryję, dlatego też nazywamy Ją Uzdrowieniem Chorych.
11 lutego to także niezwykły dzień dla nas, wierzących, a zwłaszcza dla Francuzów, gdyż wspominamy wtedy Najświętszą Maryję Pannę z Lourdes. 147 lat temu w grocie masabielskiej w Lourdes Matka Boża objawiła się św. Bernadetcie Soubirous jako Niepokalane Poczęcie. Wzywała do pokuty i do modlitwy. Darem Maryi było źródełko, które wybiło w grocie. Nieodłącznym elementem objawienia w Lourdes jest Różaniec, co należy odczytać jako umiłowanie tej modlitwy przez Matkę Bożą. Wśród wielu milionów pielgrzymów odwiedzających Lourdes znaczną część stanowią chorzy i niepełnosprawni, szukający ulgi w cierpieniu i proszący o uzdrowienie.
Tak jest nie tylko w Lourdes. Podobnie jest w Częstochowie, Licheniu, Krasnobrodzie. Ludzie ufają wstawienniczej mocy Maryi. Sama Maryja, objawiając się w Gietrzwałdzie, mówiła: „Zawsze będę przy was”. Niech więc nie dziwi fakt, że wędrują do Niej rzesze chorych, a Różaniec stał się „modlitwą chorych i cierpiących”. Ale nie dla wszystkich. Część chorych, słysząc diagnozę lekarską, popada w przygnębienie. Wydaje im się, że choroba to bardzo ciężki krzyż, którego nie dadzą rady unieść. Owszem, choroba jest ciężkim krzyżem, ale ofiarowana Chrystusowi przynosi zwycięstwo. Chorobę można pokonać lub nauczyć się z nią żyć. Doświadczamy tego na co dzień, gdy wielu z naszych bliskich zmaga się z cierpieniem i zachowuje pogodę ducha.
Będąc w szpitalu, widziałem ból w oczach chorych, ale też wiele się od nich nauczyłem. W pamięci utkwiła mi rozmowa starszej pani z 27-letnim Marcinem. Marcin miał zespół Downa. Leżałem z nim na jednej sali. Pewnego dnia przyszła do niego pani z sali obok. Włożyła mu do rąk obrazek Matki Bożej Fatimskiej i powiedziała: „Marcinku, synu kochany! Daję Ci ten obrazek, byś szukał wsparcia u Niej. To twoja Mama. Ona nigdy Cię nie opuści. Nie możesz odwrócić od Niej wzroku”. Od tego wydarzenia minęły 2 miesiące. Nie wiem, co stało się z Marcinem, nie znam losów starszej pani. Wiem jednak, że Matka Boża jest zawsze przy nas, w zdrowiu i chorobie. Choćby dzień, w którym usłyszeliśmy straszną dla nas diagnozę lekarską, był dla nas dniem Wielkiego Piątku, to zawsze trzeba mieć nadzieję, że przyjdzie też poranek Zmartwychwstania. W walce z chorobą ważne jest, by nie zatracić poczucia wiary i miłości. Reszta przyjdzie sama.
Niech otuchą dla chorych będą słowa ks. Jana Twardowskiego: „Czy umiesz, czy nie umiesz, podziękuj Bogu za cierpienie. Bez niego nie wiesz, ile miłość kosztuje...”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu