Zamierzałem jako wprowadzenie do myśli bł. ks. Jana Balickiego o Eucharystii rozpocząć przybliżanie praktyki sprawowania tego Misterium w ciągu historii Kościoła. Mam nadzieję wrócić do tego zamysłu, ale szukając materiału usłyszałem w radiu audycję promującą rozwiązłość. Przełączyłem stację, ale powróciła myśl sprzed wielu lat, jeszcze z czasów seminaryjnych. Były to jedne z kolejnych rekolekcji prowadzone przez starszego kapłana, jeśli się nie mylę, uczestnika Powstania Warszawskiego. Rozważając o konieczności czystości tej ludzkiej i tej kapłańskiej, wspomniał wydarzenie ze swego życia. Był w towarzystwie młodych ludzi, szafujących niesfornymi dowcipami. Kiedy spotkanie się skończyło, wszyscy rozeszli się do swoich pokojów. „A ja stary - dobrze to pamiętam jak mówił - poszedłem do kaplicy i trwałem tam przez blisko pół godziny, aby uspokoić swoje zmysły, wyobraźnię. I myślałem wtedy o moich młodych uczestnikach spotkania.
Nie wiem, dlaczego mi się to przypomniało, może trzeba było utrwalić doświadczenie sprzed lat, jako naukę dla siebie, może te słowa mają się komuś przydać. Ile razy w sytuacji rozedrgania uczuć, zdenerwowania, idziemy wzorem naszego ówczesnego rekolekcjonisty przed Najświętszy Sakrament? A tak zaleca także nasz przewodnik tej rubryki bł. Jan.
O pani Katarzynie T. wiemy tylko tyle, że była nauczycielką. Jej świadectwo wiary napotykało na przeszkody ze strony ludzi, z którymi pracowała. Widać użaliła się przed świętym kapłanem, może wypowiedziała słowa o chęci zaniechania dobrego dzieła, które kosztowało ją zbyt wiele upokorzeń. Oto co odpisuje jej Błogosławiony w liście datowanym 18 października 1932 r.:
„Wiem, że wiele ofiar musi Pani ponieść dla sprawy Bożej - za te ofiary będzie obfite błogosławieństwo spoczywało na Pani pracy. Gdy się więcej cierpi w służbie Bożej tym czystsza, bo bardziej bezinteresowna jest miłość Boża, która nas do działania zapala. O jak słodką jest śmierć człowieka, po życiu pełnym ofiary i czystej miłości.
Pewnie się nie pomylę, gdy powiem, że gdyby Pani porzuciła tę placówkę i wyjechała zostawiając ludzi samych i bezradnych, to by nie doświadczyła Pani pokoju, widząc, że dzieło tak pięknie rozpoczęte, zostało zniszczone nie mając fachowej opieki, jaką od Pani tylko mieć mogło.
Dlatego proszę nie opuszczać posterunku, na którym może Pani tak wiele uczynić dla obrony sprawy Bożej i dla uświęcenia duszy swojej.
Jeżeli Pan Bóg tam Panią powołał, to da przetrwać wszystkie burze, pozwoli pokonać wszystkie trudności, znieść wszystkie cierpienia i ukaże drogi wyjścia ze wszystkich przeciwności.
Niech Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie obecny, czy sakramentalnie, czy duchowo jak najczęściej przyjmowany, będzie siłą i ochłodą według słów samego Jezusa: Chodźcie do mnie… Ja was ochłodzę”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu