Reklama
1. Dlaczego Józef miałby się bać przyjąć do siebie Maryję? Dlatego, że Maryja „znalazła się w stanie błogosławionym, co było prawdopodobnie widoczne także na zewnątrz, a Józef przecież wiedział,
że nie „stało się to za jego sprawą”. A oto, co prawo przewidywało w takiej sytuacji: „Jeżeli jakaś młoda kobieta jeszcze dziewica została już z kimś zaręczona i w tym czasie spotka
ją jakiś inny mężczyzna i zbliży się do niej, to sprowadzicie oboje do bramy miasta i zadacie im śmierć przez ukamienowanie; młodą kobietę za to, że będąc w mieście nie wzywała głośno pomocy, mężczyznę
za to, że zbezcześcił żonę bliźniego” (Pwt 22, 20-24; por. Kpł 20, 10). Żeby pociągnąć taką nieszczęsną niewiastę do odpowiedzialności prawnej, należało, jak wynika z przepisów prawa, mieć na uwadze
to, że atak nastąpił nie gdzieś na odludziu, tylko w mieście i że napadnięta niewiasta nie wzywała pomocy, co oznaczało jej jakby przyzwolenie na współżycie z obcym mężczyzną.
Trudno stwierdzić, czego Józef obawiał się bardziej: konsekwencji prawnych, które mogły dotknąć jego samego, poczynając od tego, że tracił raz na zawsze swoją oblubienicę, czy też myśli o tym, ile
miałaby wycierpieć Maryja, której pragnął tych cierpień zaoszczędzić, bo przecież ją kochał. Przeżywał więc Józef wielki dramat podwójnej bojaźni: z jednej strony i głównie o bardzo zagrożoną przyszłość
Maryi, ale i o siebie samego za ewentualne nie zadenuncjowanie przed prawem Maryi. Tylko interwencja „z góry” była w stanie uwolnić Józefa od tej podwójnej bojaźni i do takiej i interwencji,
jak wiadomo, doszło.
2. Całą sprawę warto przełożyć na zwyczaje i uwarunkowania kulturowe naszych, zwłaszcza polskich czasów. Źle prowadząca się kobieta samotna nie cieszy się u nas dobrą opinią. Jeżeli sama nie myśli
dość poważnie o własnej przyszłości, to drżą o jej los zwłaszcza rodzice młodej dziewczyny, która miałaby stać się matką dziecka, do którego ojcostwa nie chce się przyznać żaden mężczyzna. Jeśli takowego
nie udaje się znaleźć, smutnym staje się, w jej dotychczasowym zwłaszcza wiejskim środowisku, los samotnej matki. I właśnie to wszystko jest przedmiotem bojaźni jej najbliższych, szczególnie rodziców,
którzy tracą nadzieję na wydanie jeszcze kiedykolwiek za mąż swojej córki.
Z drugiej strony jednak powinno się dokładać starań, żeby była nieco korzystniejsza atmosfera wokół młodej dziewczyny, której stan błogosławiony jest już na zewnątrz widoczny i wszystko wskazuje na
to, że ona postanowiła urodzić swoje dziecko. Taka decyzja wymagała z jej strony nie lada odwagi i jednak wierności pewnym zasadom, zwłaszcza gdy się zważy na istnienie dziś tylu możliwości pozbycia się
jeszcze nie narodzonego dziecka. Decydować się w takiej sytuacji na „bycie matką” to prawie bohaterstwo. Przypomina się w tym miejscu ewangeliczna jawnogrzesznica, której Jezus nie potępił,
choć wyraźnie zaznaczył, że jej życie było grzeszne. Powiedział wyraźnie: „Już nie grzesz” (J 8,11).
3. Jeżeli źle prowadząca się samotna kobieta nie cieszy się na ogół powszechnym poważaniem, to jednak zmienia się stosunek do niej, gdy znajdzie się w stanie błogosławionym. I dobrze, że tak się
dzieje. Szacunek odbiera bowiem wtedy już nie tyle ona sama jako matka, lecz mające się z niej narodzić, Bogu ducha winne, dziecko. To dobro tego dziecka mają na względzie Domy Samotnej Matki, prowadzone
najczęściej przez instytucje kościelne, przy odpowiednim wsparciu władz państwowych. Działalność tych domów powinno się wspierać we wszelkie możliwe sposoby. Ratują one bowiem życie dziecka jeszcze przed
jego przyjściem na świat, a ponadto powstrzymują niejedną młodą matkę przed podjęciem jakiejś zbrodniczej decyzji, zarówno wobec dziecka, jak i jej samej. Oprócz Domów Samotnej Matki działalność nie mniej
pożyteczną prowadzą zarówno państwowe, jak i kościelne Ośrodki Adopcyjne. Dzięki ich istnieniu niejedna młoda, nie przygotowana do życia, pozbawiona elementarnych środków do nawet najskromniejszej egzystencji
młoda dziewczyna - matka może żyć uzasadnioną nadzieją, że zrodzone przez nią dziecko znajdzie godziwą opiekę we właściwej rodzinie zastępczej.
Tak więc w większości cywilizowanych państw prawo bierze w obronę samotną matkę.
Nie wszędzie jednak zdołano ustrzec się groźnej w tym względzie przesady. Mamy na myśli zwłaszcza najnowsze ustawodawstwo polskie, w którym tak zwany rodzic - obojętne kobieta to czy mężczyzna
- samotnie wychowujący dziecko otrzymuje zapomogę państwową kilkakrotnie przewyższającą pomoc, jaką przewiduje się dla obojga rodziców razem wychowujących ich wspólne dziecko. Rezultat jest taki,
że owi rodzice nie zawierają żadnych związków małżeńskich, ani cywilnych ani sakramentalnych, po to, żeby otrzymywać większą zapomogę na dziecko. W ten sposób państwo swoimi ustawami przyczynia się do
pogłębiania i tak już niebezpiecznego kryzysu instytucji małżeństwa. Ustawa ta domaga się jak najrychlejszej nowelizacji.
Pomóż w rozwoju naszego portalu