Choć od dnia, o którym chcę napisać minęło już nieco czasu
to jednak pozostaje on ciągle żywy i bardzo wyraźny w mojej pamięci.
Chodzi o dzień 30 kwietnia tego roku, Niedzielę Miłosierdzia Bożego
i godziny spędzone na placu św. Piotra w Rzymie. Wówczas w trakcie
uroczystej Eucharystii Papież Jan Paweł II wyniósł do godności świętej
s. Faustynę Kowalską.
Ten dzień rozpoczął się dla całej naszej grupy wyjątkowo
wcześnie. Pobudka zgotowana przez mojego współlokatora pana Władka
wyrwała mnie ze snu krótko po 2.00 nad ranem. Ale i inni też musieli
wstać przed 4.00. A przygotowanie się do wyjazdu do Świętego Miasta
trwało tego dnia nieco dłużej. Czuliśmy, że będziemy uczestniczyć
w niezwykłym wydarzeniu i nasz wygląd i strój powinien być stosowny.
Po sobotniej deszczowej i pochmurnej aurze ranek w Salto
di Fondi, gdzie byliśmy zakwaterowani nad brzegiem morza Tyrreńskiego
witał nas mgłą i zimnym powietrzem od plaży. Na wszelki wypadek przezorniejsi
pielgrzymi zabrali z sobą do Rzymu ciepłe rzeczy.
Rzym powitał nas słońcem, które początkowo nieśmiało
a potem coraz odważniej wyglądało zza chmur. Kiedy dotarliśmy w okolice
placu św. Piotra była godzina 6.30. Podobnie jak wiele czekających
grup z Polski mieliśmy szare karty wejściowe, które oznaczały miejsca
w sektorach najbliższych ołtarza i tronu papieskiego.
Ze wszystkich uliczek z każdą minutą zaczęli napływać
pielgrzymi i wkrótce miejsca przy bramkach przez które przechodziło
się na plac wypełniły się gwarem rozmów, pokrzykiwań. Najczęściej
słychać było oczywiście język polski.
Po wejściu na dziedziniec Bazyliki św. Piotra i zajęciu
miejsca w wybranym sektorze, niedaleko posągu św. Piotra, przy którym
usytuowano olbrzymi telebim na niebie jaśniało i dość dobrze ogrzewało
już słońce. Nareszcie mogliśmy odetchnąć i - w chwili skupienia albo
radośnie włączając się w śpiew - oczekiwać na rozpoczęcie uroczystości
kanonizacyjnych.
Przed nami na jednym z okien bazyliki św. Piotra umieszczono
wizerunek tej, która od tego dnia czczona będzie w całym Kościele
powszechnym. Za postacią s. Faustyny, która rozłożywszy ręce patrzy
przed siebie wyłania się z obłoków niebieskich Jezus Miłosierny.
Jest ubrany w białą szatę, jedna ręka podniesiona jest w geście błogosławieństwa
druga dotyka szaty na piersiach. Wychodzą z niej dwa promienie jeden
czerwony, drugi biały.
W pamięci zaraz odnajduję odpowiedni fragment Dzienniczka
pisanego przez Apostołkę Miłosierdzia Bożego: "Wymaluj obraz według
rysunku, który widzisz z podpisem JEZU, UFAM TOBIE" - to słowa, które
podczas pierwszego spotkania z Jezusem Miłosiernym usłyszała siostra
Faustyna w swej celi w Płocku w 1931 r.
Przypomina mi się też historia pierwotnej wersji obrazu
Jezusowego Miłosiernego, którego wierna kopia znajduje się w kościele
na pl. Niepodległości w Łodzi.
Otóż pierwszy obraz według widzenia s. Faustyny powstał
w pracowni wileńskiego malarza Eugeniusza Kazimirowskiego w 1934
r. Ukończone dzieło wywołało wielkie zasmucenie s. Faustyny, która
stwierdziła, że jej Pan jest taki smutny. Publicznie obraz ten został
wystawiony w kwietniu 1935 r. w Ostrej Bramie w Wilnie. A od wojny
znajduje się w wileńskim kościele Świętego Ducha.
Wracam i ja myślami do dnia kiedy uświadomiłem sobie
w jak wielkim wydarzeniu dane mi będzie uczestniczyć. Pamiętam te
chwile, kiedy stojąc pod tablicą s. Faustyny na ścianie łódzkiej
katedry zrozumiałem, że spełniają się moje marzenia aby w roku jubileuszowym
nawiedzić Rzym z czterema bazylikami, w których można przejść przez
drzwi święte i uzyskać odpust zupełny. Ile wtedy w moich myślach
pojawiło się intencji: swoich, ale też takich, które przekazywali
mi znajomi, prosząc o modlitwę. Dziś po kilku miesiącach od powrotu
z Rzymu dostrzegam, że to, o co tak bardzo się modliłem i prosiłem
Boga tam, przy grobach apostołów Piotra i Pawła, tam w czasie kanonizacji
s. Faustyny - to się spełnia. Zmiany jakich pragnąłem zachodzą, a
to co się wydawało niemożliwe kilka miesięcy temu, dziś jest prawdziwe.
Dostrzegam w tym namacalne ślady Bożej łaski w swoim życiu.
Wierzcie mi - spełniają się marzenia i pragnienia, a
w sercu może zagościć pokój, ale trzeba pozwolić Bogu aby mógł tego
dokonać...
I wreszcie dochodzi godzina 10.00. Jest już ciepło, wręcz
upalnie. Rozpoczyna się kanonizacja s. Faustyny Kowalskiej. Ozdobny
relikwiarz, w którym znajdują się doczesne szczątki Świętej wręcza
Papieżowi przełożona Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia Bożego, które
kultywuje spuściznę polskiej apostołki Miłosierdzia Bożego.
Następnie życiorys Świętej przedstawia abp Jose Saraiva
Martins prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. I dwa najważniejsze
momenty. Ojciec Święty odmawia po łacinie formułę kanonizacyjną i
odsłania obraz Świętej. W tym momencie nieopisana radość zapanowała
na tym najbardziej znanym rzymskim placu. Okrzyki wdzięczności za
kanonizację padały w kilku językach. Polacy głośno krzyczeli: "Dziękujemy
Ci, Ojcze Święty".
- Przez tę kanonizację pragnę dziś przekazać orędzie
Miłosierdzia nowemu tysiącleciu - powiedział w polskiej części homilii
Ojciec Święty. Po tych słowach gromkie oklaski potwierdziły papieskie
przesłanie. - Przekazuję je wszystkim ludziom, aby uczyli się coraz
pełniej poznawać prawdziwe oblicze Boga i prawdziwe oblicze człowieka.
Miłość Boga i miłość człowieka są bowiem nierozłączne - mówił dalej
Papież.- Nie jest łatwo miłować miłością głęboką, która polega na
autentycznym składaniu daru z siebie. Tej miłości można nauczyć się
jedynie wnikając w tajemnicę miłości Boga. Wpatrując się w Niego,
jednocząc się z Jego ojcowskim sercem, stajemy się zdolni patrzeć
na braci nowymi oczyma, w postawie bezinteresowności i solidarności,
hojności i przebaczenia. Tym wszystkim jest właśnie Miłosierdzie
- podkreślił Ojciec Święty.
Po Eucharystii, a przed modlitwą Anioł Pański kilkakrotnie
papieskie pozdrowienia przekazane w języku polskim przerywało głośne
skandowanie Sto lat czy "Niech żyje Papież".
Prawdziwa burza oklasków a zarazem wielkie wzruszenie
ogarnęło wszystkich zgromadzonych na placu św. Piotra Polaków kiedy
nastąpiło połączenie z krakowskimi Łagiewnikami. Tam wierni mogli
dzięki telewizji uczestniczyć we Mszy św. kanonizacyjnej.
W imieniu zgromadzonych w Krakowie wiernych podziękowania
przekazał bp Kazimierz Nycz. Dziękujemy najserdeczniej za s. Faustynę
Kowalską - dar Boga dla naszych czasów - mówił Biskup krakowski.
- Dziękujemy za światło Bożego Miłosierdzia na naszą drogę w Trzecie
Tysiąclecie. Dziękujemy za to, że od dzisiaj druga niedziela Wielkanocy
będzie się nazywać Niedzielą Miłosierdzia Bożego w całym Kościele.
Po słowach Biskupa poruszająca wszystkich dziękczynna
pieśń jaka popłynęła z Łagiewnik przypomniała Polakom, że nową świętą
jest Polka. Słowa "Polska kocha Cię, Polska pozdrawia Cię, Polska
dziękuje Ci" śpiewane były tak przez wiernych w Łagiewnikach jak
i na placu św. Piotra w Rzymie.
Jeszcze mocniej zabrzmiało radosne Alleluja, które połączone
z klaskaniem w dłonie przypominało jak żywo klimat panujący podczas
pieszych pielgrzymek naszych rodaków. Ten niezwykły most telewizyjny,
dzięki któremu my zgromadzeni przed bazyliką św. Piotra mogliśmy
widzieć i słyszeć to co dzieje się w Krakowie dodawał nam nowych
sił. Nowy powiew entuzjazmu wyczuwało się w Polakach przebywających
w Rzymie.
Wzruszenie dało się też słyszeć z ust Papieża, kiedy
pozdrawiał rodaków w Rzymie i w Krakowie. W nowym tysiącleciu jej (
s. Faustyny) orędzie o Miłosierdziu Bożym, o łaskawej miłości Boga,
Który pochyla się nad każdą ludzką biedą niech będzie dla każdego
niewyczerpanym źródłem nadziei i wezwaniem do czynnego okazywania
miłosierdzia braciom. Błogosławieni miłosierni albowiem oni miłosierdzia
dostąpią - zakończył swe pozdrowienia Ojciec Święty. Po słowach Jana
Pawła II jeszcze raz uczestnicy kanonizacji zaśpiewali niezwykle
radośnie hymn Alleluja.
Po zakończonej Eucharystii długo jeszcze nie pustoszeje
plac św. Piotra. Długa kolejka ustawia się do przejścia przez drzwi
święte w bazylice św. Piotra. Spora część pielgrzymów udaje się do
pobliskiego kościoła pw. Świętego Ducha, dokąd po kanonizacji przeniesiono
relikwie Świętej. Były one decyzją wikariusza generalnego diecezji
rzymskiej kard. Camillo Ruiniego wystawione do adoracji od niedzieli
30 kwietnia do 7 maja.
Po południu niebo nagle się zachmurzyło i spadł deszcz.
Z ust wielu osób usłyszałem wówczas znamienne słowa: I w ten sposób
przyszło nasze oczyszczenie.
Na gorąco zbieram refleksje łodzian uczestniczących w
kanonizacji. Zdaję sobie sprawę, że takie świeże spojrzenie na to
co się przeżyło jest wspaniałym świadectwem wiary.
Ten moment oczekiwania na Mszę św. kanonizacyjną i cały
nasz trud pielgrzymi prysł kiedy zobaczyliśmy Ojca Świętego i usłyszeliśmy
formułę kanonizacyjną- z uśmiechem na twarzy mówi ks. Wiesław Potakowski,
proboszcz parafii, która od kilku godzin jest pod wezwaniem świętej
s. Faustyny Kowalskiej.- Ten dzień wielu nam dodał otuchy. Ważne
jest też to, że po raz kolejny Ojciec Święty ukazał, że miłosierdzie
to nie tylko słowa. Miłosierdzie to miłość praktyczna, to czyny,
które o nas mówią. Nie mówi się tylko o miłości ale miłość się czyni.
Kanonizacja s. Faustyny uświadamia nam, a Ojciec Święty to podkreśla,
jak ważna jest miłość praktyczna.
Dzięki temu, że s. Faustyna przekazała tę ogromną prawdę
o miłości miłosiernej Boga do człowieka - ja jestem w tym zgromadzeniu,
do którego wstąpiła s. Faustyna - zwierza się s. Oktawia z łódzkiego
Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia na Teofilowie.
My jako duchowe córki św. Faustyny mamy się na niej wzorować.
Poprzez nią zbliżamy się do Pana Boga. Uczymy się jak zdobywać świętość
- to refleksja s. Elizy z łódzkiego Zgromadzenia.
W moim przypadku powołanie zaczęło się po śmierci taty
- mówi s. Dominika. - Razem z mamą zapoznawałyśmy się z lekturą s.
Faustyny. Wtedy dostrzegłyśmy też kim jest Chrystus pełen miłosierdzia,
który wychodzi naprzeciw wszelkim potrzebom człowieka. To na nas
bardzo wpłynęło, potrafiłyśmy przyjąć to, co nas w życiu spotkało.
Coś też zaczęło się rodzić w moim sercu i jak ktoś pyta
mnie teraz jak trafiłam do zakonu, to odpowiadam że, pociągnęło mnie
Miłosierdzie Boże - kończy z uśmiechem na twarzy s. Dominika.
To było niesamowite przeżycie duchowe - mówi Paweł, mój
sąsiad z autokaru. - Zwłaszcza w momencie bezpośredniej łączności
Łagiewnik z placem św. Piotra. Niezwykle podniosły nastrój, wspólna
modlitwa ludzi w Polsce i tutaj. Na telebimie widziałem wówczas twarz
Papieża, który duchowo łączył się ze wszystkimi uczestnikami tej
kanonizacji.
To był najwspanialszy cud w moim życiu - mówi Bernardyn
ze Spornej, brat Michał.- Jestem szczęśliwy, że mogłem tutaj przybyć
i uczestniczyć w tej niezwykłej uroczystości. Dziękuję z całego serca
Ojcu Świętemu za tą kanonizację.
Nikt nie potrafi zrozumieć co się tutaj zdarzyło, jeśli
nie przyjedzie i sam tego nie doświadczy. Wówczas nawet ten kto nie
wierzy - uwierzy - słyszę od kolejnego mojego współpielgrzyma. -
To miejsce przemawia w swoisty sposób do każdego z nas.
Nie da się tego opowiedzieć co się dziś przeżyło w kilku
słowach - mówi kolejna moja rozmówczyni. - To jest niemożliwe. Trzeba
tu być i to przeżyć.
Ja sama nie mam słów żeby to opisać - słyszę od najstarszej
łodzianki na placu św. Piotra ponad osiemdziesięcioletniej pani Ireny.
- Całe życie nawet nie myślałam że tutaj będę i to wszystko zobaczę.
Jest tu tak cudnie, że nie mam słów żeby to wyrazić.
To, że byłam tak blisko Ojca Świętego jest dla mnie niezwykłym
przeżyciem - słyszę od pani w starszym wieku. - Łzy cisnęły się same
do oczu a serce się kroiło ze szczęścia, że mogłam doczekać takiej
chwili i tutaj przyjechać.
Miałam w życiu różne przypadłości zdrowotne. Oglądając
relacje z Watykanu marzyłam że tu będę a dziś... to się spełniło
- ze wzruszenia w oczach kobiety pojawiają się łzy szczęścia.
Dla mnie jest to wielkie przeżycie na które czekałam
od piętnastu lat. Gdy byłam w Kołobrzegu poznałam tam piękny obraz
Jezusa Miłosiernego. Czekałam z wielką nadzieją na ten wyjazd. Nigdy
czegoś podobnego co mnie tutaj spotyka nie doznałam wcześniej - opowiada
mi mieszkanka łódzkiego Teofilowa, kobieta w średnim wieku.
Tego się nie da opisać - słyszę od kobiety zaangażowanej
w kult Miłosierdzia Bożego. - To trzeba przeżyć. Dla mnie ten dzień
jest o tyle szczególny, że dzięki wstawiennictwu s. Faustyny mój
brat wyszedł z alkoholizmu - po raz drugi w tak krótkim czasie widzę
łzy w oczach, a głos się urywa...
Dziesięcioletnia Marysia do Wiecznego Miasta przyjechała
z rodzicami. Opowiada mi, że jest rok święty i bardzo chciała przyjechać
do Rzymu aby zobaczyć Papieża. Wie, że s. Faustyna zmarła mając 33
lata, i że była w zakonie.
- Kochamy Ojca Świętego i chcieliśmy być z nim na tej
kanonizacji - to zdanie także dość często pada z ust łodzian, zebranych
na placu św. Piotra.
Jeden dzień a tak wiele przeżyć. Myślę, że nie dane będzie
mi w najbliższym czasie uczestniczyć w podobnej uroczystości. Dlatego
w tym miejscu i w ten sposób swe serdeczne podziękowania chcę złożyć
ks. Wiesławowi Potakowskiemu za zaproszenie mnie do udziału w tej
niezwykłej peregrynacji.
A za pomoc w przygotowaniu tego tekstu wyrazy wdzięczności
przekazuję Eli i Justynie Zawadowskim.
Pomóż w rozwoju naszego portalu