Staliśmy przy symbolicznym grobie poległych we wrześniu 1939 r. Obok stała jakaś inna rodzina, toczył się dialog:
- Kto tutaj leży?
- Nikt, to pomnik tych, co walczyli za wolną Polskę w czasie II wojny światowej...
- To pewnie teraz w grobie się przewracają!
- Dlaczego?
- Jak to dlaczego?! Popatrz, co się teraz w Polsce dzieje, na pewno nie za taką Polskę oddali życie...
- Wiesz co - chyba to nie tak. Oni walczyli z dwoma okupantami, chcieli, żeby Polacy sami o sobie decydowali, żeby mogli się rozwijać tak, jak chcą, żeby mogli mówić po polsku i tworzyć polską kulturę, żeby nikt ich nie mordował, nie wywoził na Sybir ani do obozów koncentracyjnych. I to zostało osiągnięte, to - i znacznie więcej jeszcze. To naprawdę niesprawiedliwe mówić nad ich grobem, że oddali życie nadaremno, bez sensu... To po prostu nieprawda!
Zerknąłem dyskretnie: pesymizmem zionęła starsza pani, optymistką była młoda dziewczyna. Miałem ochotę ją uściskać. Miała po stokroć i po tysiąckroć rację! Z perspektywy łagru czy obozu koncentracyjnego, z perspektywy stepów Kazachstanu czy niemieckich robót dzisiejsza Polska musiałaby wydawać się po prostu rajem. Rajem przy wszystkich swoich dzisiejszych mankamentach.
Ja nie chcę dzisiaj, w tygodniu, gdy obchodzimy Święto Niepodległości, zamazywać prawdy o sprawach złych, kryzysowych. Jest w Polsce wiele zła, wiele krzywd, wiele niesprawiedliwości. Mam jedynie niejasne wrażenie, że to nie najmocniej poszkodowani najbardziej na dzisiejszą Polskę narzekają. Ci najbiedniejsi może najłatwiej zdobywają się na uśmiech. Chciałbym, żebyśmy w czasie święta dostrzegli, jak wiele się zmieniło na dobre, jak daleko odeszliśmy od sytuacji, które dziś niepokoją nas do żywego na Białorusi, Ukrainie czy w Rosji. Naprawdę - jesteśmy już w innym świecie. Nasi przodkowie nie na próżno walczyli.
Jeszcze jedna nachalna myśl przychodzi mi do głowy między dniem Wszystkich Świętych i dniem Niepodległości. Oto mam wrażenie, że najostrzejsze słowa pod adresem dzisiejszej Polski wypowiadają ci, którzy niewiele się dla poprawienia jej stanu przyczynili. Tak - bo jak ktoś pracuje dla kraju, to widzi, jak nieraz trudna i niewdzięczna jest to praca. I wtedy właśnie uczy się cenić nawet to niewiele, które jednak udaje się osiągnąć. Przyznaję: trzęsie mnie ze złości, gdy podczas tej samej rozmowy u cioci na imieninach opowiada się z oburzeniem o aferach na szczytach władzy i przechwala się, jak to się sprytnie skorumpowało policjanta z drogówki, „kanara” w tramwaju czy urzędnika w gminie.
Tak - może nasi bohaterscy przodkowie czasem przewracają się w grobie. Pewnie najbardziej, gdy słyszą, że Polskę psują jacyś „oni”. Że jacyś „oni” jeszcze czegoś nie załatwili albo załatwili zupełnie źle. Bo nasi przodkowie nie czekali, aż ktoś im załatwi Polskę, aż ktoś ich uwolni. Po prostu - trzeba było, to ruszali w bój... Być może dla nas, Polaków, to „ruszanie w bój” jest prostsze niż codzienna uczciwa praca. Być może Polska potrzebuje świętości. Potrzebuje „wszystkich świętych”. Ale nie tych, którzy już u Pana cieszą się swoją świętością. Polska potrzebuje żyjących świętych. Niemożliwe? A jesteśmy katolikami?...
Pomóż w rozwoju naszego portalu