A oto tekst wywiadu:
KAI: W jednym z wywiadów mówił Ksiądz Arcybiskup, że "Polska jest wyspą nadziei dla Europy". W czym konkretnie się to wyraża? Czy w tym kontekście można spojrzeć także na objawienia s. Faustyny, w których jest mowa m.in., że z Polski wyjdzie "iskra" przed ponownym przyjściem Chrystusa?
- Abp Marek Jędraszewski: Owej „iskry” idącej z Polski bałbym się łączyć z jakimś konkretnym wydarzeniem. Co prawda mój poprzednik kard. Stanisław Dziwisz mówił, że tą właśnie „iskrą” są Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, gdyż młodzi przyjechali tu z całego świata, zapalili się wizją miłosierdzia i z tym poszli w świat.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Moim zdaniem, „iskrę, która wyjdzie z Polski” należałoby interpretować jako odkrycie przez świat Boga, który jest pełen miłosierdzia. Wiek XX był najbardziej tragicznym w dziejach ludzkości. Widzieliśmy ogrom zła, który wielu ludzi mógł doprowadzić do rozpaczy i zwątpienia czy Bóg w ogóle jest. A z objawień o Jezusie Miłosiernym płynie odpowiedź: Bóg nie tylko jest, ale jest On kochający, miłosierny, czeka na człowieka mimo jego grzechu.
Reklama
- I tu wracają słowa św. Pawła z Listu do Rzymian: „Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (5,20). Taka jest odpowiedź Boga na potrzeby człowieka, na jego zwątpienia i rozpacz. Niektórym może się wydawać, że wszystko jest absurdem, absurdem jest żeśmy się narodzili - jak np. chciał Jean-Paul Sartre. Objawienia s. Faustyny pokazują, że ponad tym wszystkim jest Bóg, który nas kocha, a dzięki tej Jego miłości odzyskujemy człowieczeństwo.
- I stąd płynie ta iskra Bożego miłosierdzia. Nie jest to tylko Bóg sprawiedliwy, Bóg sędzia, ale Bóg pełen miłosierdzia. Bóg, który nieustannie wyciąga swoją dłoń do grzesznika. A skoro te objawienia miały miejsce także w Płocku, Wilnie, w Kiekrzu pod Poznaniem, a zatem w różnych częściach naszego kraju, uprawnione jest mówienie o "iskrze", która wyjdzie z Polski. I w jakiejś mierze ona się już po świecie rozlała.
Świadczy o tym liczba pielgrzymów do Łagiewnik, ze wszystkich stron świata. Nie znajdziemy kraju, gdzie są katolicy, a gdzie nie byłoby obrazu Jezusa miłosiernego. A polską książką przetłumaczoną na najwięcej języków jest „Dzienniczek” s. Faustyny.
Kiedy jestem za granicą, widzę jak wielu ludzi patrzy z nadzieją na Polskę. Jest dla nich czymś pasjonującym, że tylu ludzi się modli i spowiada. Jest to znak naszego otwarcia na moc Bożego miłosierdzia. Ks. Tischner mówił, że jako Polacy nie jesteśmy szczytem moralności, ale jesteśmy ludem głęboko religijnym, gdyż mamy poczucie grzechu i chcemy się z niego dźwigać.
- Tym to nas różni od wielu narodów?
Reklama
- Patrząc na Kościół w niektórych krajach Europy, odnosi się wrażenie, jakby pogodził się on z tym, że nie ma już nic do powiedzenia światu, a przynajmniej z tego rezygnuje. Może dlatego, że są kraje, gdzie np. za krytykę gender grożą procesy sądowe. Ale potrzebna jest odwaga. Będąc chrześcijaninem, trzeba się narażać.
W Polsce w latach 60-tych biskupi zdecydowali się na wystosowanie orędzia do biskupów niemieckich. Było to aktem wielkiej wiary, odwagi i nonkonformizmu. Przecież każda polska rodzina miała kogoś, kto zginął z rąk Niemców. Tymczasem biskupi wyciągnęli do Niemców rękę, a na dodatek poprosili o przebaczenie. Mało kto rozumiał, że właśnie taka jest logika Ewangelii, a zachowując jej wierność będziemy wewnętrznie wolni. Krótko mówiąc: „Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd” (Jan Paweł II, Tryptyk Rzymski, I Strumień, 2, Źródło).
- To genialne sformułowanie...
- Tymczasem uważa się powszechnie, że lepiej podążać w „głównym nurcie”. A patrząc z innej strony, należałoby powiedzieć, że oznacza to tkwienie w „głównym ścieku”. Pytanie, na ile jest to zgodne z wymaganiami Ewangelii?
- Wielkim akcentem duszpasterskim w Archidiecezji Krakowskiej były ubiegłoroczne Światowe Dni Młodzieży. Wielką troską otacza młodych Ojciec Święty, czego dowodem jest zwołanie Synodu Biskupów na temat miejsca młodych w Kościele oraz powołań. Co tej sferze powinno się zrobić w Polsce?
- Chyba najważniejsze jest budzenie wśród młodych nadziei. U wielu obserwujemy swoistą "ucieczkę od wolności". W tym sensie, że uciekają od odpowiedzialności i nie chcą podejmować trwałych zobowiązań. Jest to ucieczka od małżeństwa i oczywiście od kapłaństwa. Fascynuje mnie powiedzenie bł. Sancji Szymkowiak, młodej serafitki z Poznania, która chciała się związać z Chrystusem – jak mówiła: „na przepadłe”. Tymczasem dziś młodzi nie chcą się związać „na przepadłe”, bojąc się porażki. I dlatego właśnie doznają porażki, gdyż człowiek realizuje się dopiero wtedy, kiedy tworzy trwałe więzi z Bogiem i z drugim człowiekiem.
- Potrzeba więc świadków i to żywych, księży którzy będą rozmawiali, wychodzili z młodymi w góry...
Reklama
- Wraca w jakiejś mierze model św. Jana Bosko, który domagał się od salezjanów, aby byli z młodymi w nauce i w zabawie. Trzeba młodym towarzyszyć, ale nie ograniczałbym tego do duchownych. Trzeba to robić począwszy od rodziców i wychowawców, tych wszystkich którzy są odpowiedzialni, by młodym przekazać prawdę o ich człowieczeństwie.
- W Kościele powszechnym trwa ożywiona dyskusja wokół adhortacji „Amoris laetitia”, koncentrująca się wokół możliwości dopuszczania do Komunii Świętej rozwodników żyjących w ponownych związkach. Jak te kwestię widzi Ksiądz Arcybiskup?
- Jeśli chodzi o adhortację „Amoris laetitia”, to nic ona nie odwołuje jeśli chodzi o nauczanie zawarte w posynodalnej adhortacji „Familiaris consortio”, napisanej przez Jana Pawła II. Dla osób, których małżeństwo sakramentalne trwa, a żyjących w nowych związkach cywilnych, jedyną możliwością uzyskania rozgrzeszenia, a zatem dostępu do Komunii św., jest wyrzeczenie się pożycia seksualnego. A to dlatego, że wszystkie pozamałżeńskie relacje seksualne w świetle nauczania Kościoła są grzeszne. Jeśli czytalibyśmy „Amoris laetitia” w duchu „Familiaris consortio”, to nie ma problemu, gdyż wiemy jak pewne rzeczy interpretować. Natomiast jeśli bierze się w nawias ”Familiaris consortio”, to zaczynają się pojawiać różne niebezpieczne interpretacje.
Chciałbym zwrócić uwagę na rzecz bardzo ważną, o czym też mówił Benedykt XVI. Mianowicie, że kryzys w Kościele w Niemczech zaczął się wtedy, gdy w 1968 r. biskupi niemieccy odrzucili encyklikę „Humanae vitae”, zabraniającą antykoncepcji.
Warto pamiętać, że środowisko krakowskie z kard. Wojtyłą, wniosło duży wkład w jej przygotowanie.
Reklama
- W Polsce mamy "dobrą zmianę" inicjowaną przez ekipę, którą Polacy obdarzyli swym zaufaniem. Jakie nadzieje z tym wiązać może Kościół i Ksiądz Arcybiskup osobiście, a jakie dla Kościoła mogą wynikać dylematy?
- Rozszerzyłbym to pytanie, gdyż dość zasadnicza zmiana kursu dotyczy także innych krajów, choćby Węgier, Francji czy USA. Inaczej wygląda to w USA, inaczej we Francji, inaczej na Węgrzech, a jeszcze inaczej w Polsce. Jedno jest wspólne: chwieje się gmach dotychczas obowiązujących paradygmatów, będących owocem kulturowej rewolucji 1968 r. Ta konstrukcja pęka. A jeśli chodzi o Polskę, to u nas - w odróżnieniu od innych krajów - katolicyzm jest ważnym punktem odniesienia dla tego, co związane jest ze zmianą.
- Jak więc winien zachować się Kościół, który stoi w obliczu wyboru miedzy poparciem dla "dobrej zmiany", a soborowym wezwaniem do autonomii Kościoła względem rzeczywistości politycznej?
Reklama
- Gdy chodzi o soborową "Konstytucję Duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym", jest tam mowa, że „radości i nadzieje, smutki i niepokoje świata są także naszymi smutkami i nadziejami”. Oznacza to, że Kościół jest w tym świecie i z tym światem, choć z nim się nie utożsamiania. Chcemy natomiast na problemy współczesnego nam świata rzucić światło Ewangelii i w tym świetle je odczytywać, aczkolwiek nie na zasadzie konkretnego programu ekonomicznego czy politycznego.
Trzeba też zrozumieć, że jeśli Kościół chce nieść światu konkretną pomoc, choćby w duchu Caritas, to spotykać się musi i współpracować ze strukturami państwowymi, samorządowymi i politycznymi.
A autonomię Kościoła od rzeczywistości politycznej można pojmować różnie: na zasadzie wrogości, obojętności, ale też jako "autonomię, ale i współpracę dla dobra wspólnego”, co zostało wpisane w nasz Konkordat. Jako Kościół i jako państwo możemy działać wspólnie dla dobra obywateli. Doskonałą ilustracją tego było współdziałanie przy organizacji ŚDM.
Ważne jest też współdziałanie państwa i Kościoła na rzecz rodziny czy szkoły, całego dziedzictwa kultury narodowej. Płaszczyzn możliwej współpracy jest wiele. Co więcej, wiele faktów potwierdza to, że wśród obecnych struktur politycznych jest otwarcie na taką współpracę.
- Ale z drugiej strony mogą być też sytuacje, kiedy duchowni wchodzą w niepotrzebne układy ze środowiskami politycznymi. Jak Ksiądz Arcybiskup takie sytuacje postrzega?
- Zawsze są pokusy z jednej i z drugiej strony, by wejść w układy, które zacierają autonomię państwa i Kościoła. Wymaga to ogromnej roztropności ze strony ludzi Kościoła, świeckich i duchownych. Chodzi o to, by nie dać się uwikłać w sytuacje, gdzie pewien układ biznesowo-polityczny sprawia, że de facto nie ma miejsca na czystość głoszenia Ewangelii.
- A jak dziś Kościół w Polsce powinien spełniać rolę „krytycznego sumienia” wobec demokracji, o czym mówił wielokrotnie Jan Paweł II?
- Jest to podstawowa zasada zawarta w społecznym nauczaniu Kościoła. Kościół nie daje konkretnych rozwiązań politycznych, gospodarczych czy społecznych, natomiast zastrzega sobie prawo, aby to, co się dzieje, oceniać krytycznie w duchu Ewangelii. A dziś jest wiele takich spraw.
- Na przykład?
Reklama
- Na przykład obrona życia, zwłaszcza poczętego. Wraca problem tzw. kompromisu aborcyjnego, który polega na tym, że w pewnych przypadkach w imię prawa godzimy się na zabijanie dzieci. Jasne jest - o czym pisał Jan Paweł II - że polityk musi tak działać, aby broniąc rzeczy bardzo ważnych, nie doszło do jeszcze większego zła. Ale jest to punkt widzenia pragmatyczny tych, co prowadzą politykę. Kościół musi być jednoznaczny i wzywać do obrony ludzkiego życia na każdym etapie, od poczęcia do naturalnej śmierci.
- Jaki więc apel w związku z tym skierowałby Ksiądz Arcybiskup do przywódców PiS?
Reklama
- Każde życie, także i to poczęte drogą gwałtu, jest święte. I do wielkiej krzywdy, jaką jest gwałt, nie można dodawać kolejnej, w postaci zabicia człowieka w ten sposób poczętego.
Podobnie jest z „aborcją eugeniczną”, gdzie chodzi o dzieci poczęte, u których wykryto wady genetyczne np. zespół Downa. Tymczasem ci, którzy spotykali się z ludźmi z Downem, wiedzą jak te osoby ubogacają ich życie. Spotkałem się z tym po raz pierwszy w rodzinie pewnego bardzo szanowanego w Poznaniu profesora. Jego najmłodsza córeczka miała zespół Downa. Kiedy się pojawiła w pokoju, w którym rozmawialiśmy, byłem uderzony tym, z jaką czułością ubierał ją w płaszczyk, bo za chwilę mieli wyjść z domu. Nigdy nie zapomnę tej lekcji. Są to osoby o niezwykle rozwiniętym sercu. Kiedy uważamy, że nie powinny one w ogóle zaistnieć, to sami pozbawiamy się dobra, które one mogłyby nam dać.
Rozumiem, że ci, którzy sprawują władzę, w sposób oczywisty patrzą na rzeczywistość oczyma pewnej skutecznej gry politycznej, gdyż ponoszą odpowiedzialność za to, co zostało im powierzone. Ale byłoby źle, gdyby powiedzieli: nas nie interesuje poprawianie tzw. kompromisu aborcyjnego, gdyż koncentrujemy się na sprawach bardziej istotnych, a tymi sprawami są dla nas sprawy ekonomiczne. Jeśli mamy do czynienia z takim rozumowaniem, to rola krytyczna Kościoła jest wciąż aktualna.
- Jest jeszcze kwestia ustawy bioetycznej, regulującej sprawy m. in. "in vitro". W Polsce mamy jedną z najgorszych, najbardziej liberalnych i chyba warto domagać się jej zmiany?
- Przez polityków zostało to odłożone "do lamusa", a jest to ogromny problem, gdyż dotykamy tu kwestii pierwszych momentów życia człowieka. Nieraz odnosi się wrażenie, że wielu polityków nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Tymczasem są oni odpowiedzialni za prawodawstwo regulujące ład moralny całego narodu.
Nie wolno zapomnieć o tym, że miarą człowieczeństwa jest to, czy potrafimy być stróżami życia drugiego człowieka. A jeśli mówimy, że mnie to nie interesuje, to w praktyce wpisujemy się w postawę Piłata.
- Czujemy się głęboko onieśmieleni, będąc w tej wyjątkowej rezydencji na Franciszkańskiej 3, która jest obecnie rezydencją Ekscelencji. Jest to dom kardynałów Sapiehy, Wojtyły, Macharskiego i Dziwisza. Jak się czuje tutaj Ksiądz Arcybiskup?
- Patrzę z fascynacją i poczuciem wielkiego zobowiązania wobec przeszłości wyznaczonej przez te znakomite Postaci. Zastanawiam się, co zrobić z tym dziedzictwem, by je w sobie pogłębić i przekazywać dalej.
- Co więc trzeba zrobić?
Reklama
- Iść naprzód. Życie Kościoła krakowskiego jest nadzwyczaj bogate: wiele akcji, grup, środowisk, duszpasterstw i ruchów, również jeśli chodzi o zaangażowanie świeckich. Budzi to radość i wdzięczność.
A do tego dochodzi wiara prostego ludu. Z nią się spotkałem w Wielki Piątek na Kalwarii Zebrzydowskiej. Pielgrzymi wracają do domów w ubłoconych butach, kruszą to błoto i rozsiewają je na swoich polach. Jak się o tym dowiedziałem, to przeszły mnie ciarki. Wiara tego ludu jest porażająca. Należy wobec niej zachować pokorę, a nie patrzeć z uśmiechem wyższości mędrka. Jest to bogactwo tej ziemi i tego Kościoła. Chciałbym zrobić wszystko, by ją utrzymywać, pogłębiać i rozwijać - z nadzieją, że Pan Bóg błogosławi.
- Dziękujemy za rozmowę.
- Marcin Przeciszewski i o. Stanisław Tasiemski OP