Majowy wieczór. Obojętnie przechodzę ulicą Ściegiennego. Mijają mnie kolejne grupy młodzieży. Ciężki dzień. Wspomniałam od razu dziennikarza Waldemara Milewicza. Jak to możliwe? On nic już nie powie.
Starał się zawsze mówić, relacjonować nawet z miejsc najbardziej niebezpiecznych, aby przybliżyć prawdę, aby objaśnić widzowi skomplikowaną rzeczywistość. Pokazywał nie wielką politykę, ale zawsze zwyczajnych
ludzi po obu stronach barykad. Żył z poczuciem takiej misji. Ludzie doceniali jego talent, pracę. Słowa współczucia zalewały dziś wirtualną przestrzeń. Czuć było tę solidarność, żal, jakiś bunt wobec
kolejnej ogromnej straty w bliskowschodnim konflikcie. Dziś prawdziwie odczuliśmy dramat tej wojny - pomyślałam.
Przyśpieszam kroku, boję się spóźnić. Potem trzeba długo czekać na autobus. Mijam przechodniów. Przede mną, na małych schodkach stoi długowłosa, drobna dziewczynka. Może ma sześć lat. Jest dość chłodno,
ona jakoś skromnie ubrana, bez kurtki. Przecież zamarznie ta mała - myślę. Kątem oka widzę jeszcze przy niej pęczek konwalii w garnuszku. Po chwili tracę ją z oczu. Ale nie daje mi to spokoju. Ze
złością myślę: „I gdzie są rodzice tej małej? Nie boją się? Nie interesuje ich, gdzie to dziecko, czy nie powinna być w domu o 21.00?”.
Na Rogatce przy światłach mały chłopiec z konwaliami nagabuje przechodniów: „Kupi pani jedną. Tylko dwa złote, proszę”. Może brat tej dziewczynki? - pomyślałam. I tym razem ciekawość
bierze górę. „Sam sprzedajesz te konwalie o tej porze?” - pytam. „Tak, kupi pani?”. Jego uśmiech mnie rozbraja. „Zbierasz na wakacje?” - „Już niedługo
koniec roku, muszę kupić nowe książki do szkoły” - opowiada mi mój młody rozmówca ze zdziwieniem, że tego nie rozumiem. Bo rzeczywiście nie przyszło mi to do głowy.
Ile może być takich dzieci w mieście, w kraju? Ile może być takich rodzin - bez pracy, bez perspektyw na lesze jutro? Państwo pewnie najchętniej widziałoby w takich ludziach, „środowisko
patologiczne”, „średnią statystyczną” czy „margines społeczny”.
Dziwny jest ten świat - śpiewał już nieobecny Czesław Niemen, a inny - już też nieobecny dziennikarz - opowiadał tę prawdę za pomocą słowa i obrazu.
Dzieci to mali pedagodzy - powiedział ktoś. Czego mnie dziś nauczyły? Dziwny jest ten świat kontrastów - uczciwej biedy ze starych odrapanych kamienic, gdzie ludzie codziennie walczą o
godne życie, o przetrwanie - i luksusowego blichtru, często pachnącego cwaniactwem obojętnych na ich los polityków.
Pomóż w rozwoju naszego portalu