Dobiegają końca tegoroczne matury, które czasami nazywa się egzaminem
dojrzałości. Dojrzałości do czego ? Najogólniej mówiąc, do dorosłego
życia - do wyboru drogi dalszego kształcenia lub pracy zawodowej,
do podejmowania życiowego powołania, po prostu - do życia już bez
taryfy ulgowej. Jeżeli tak, to zdawałoby się, że wszyscy, a już szczególnie
młodzież stojąca przed tym egzaminem, będą go traktować nader poważnie.
To znaczy, że potencjalni maturzyści nie będą żałować czasu, by wertować
książki i zeszyty w przypominaniu zdobytych w szkole średniej umiejętności
i wiedzy, zrezygnują z niektórych atrakcji młodzieńczego wieku, wypracują
- każdy z osobna - najlepszą metodę koncentracji podczas kolejnych
etapów maturalnych zmagań, a wreszcie wszystko to powierzą "Duchowi
Świętemu, który oświeca serca i umysły nasze".
I rzeczywiście, w wielu przypadkach tak właśnie było. Bardzo
mi się podobała telewizyjna wypowiedź jednego z maturzystów, który
wchodząc na salę egzaminacyjną powiedział do kamery: "Matury się
nie boję, bo cały rok solidnie się do niej przygotowywałem". Jednak
działania niektórych przypominały "zaklinanie węża" - niestrzyżenie
włosów w okresie od studniówki do matury, niegolenie się (mam nadzieję,
że tu obowiązywał nieco krótszy limit czasowy), wdziewanie pewnej
części garderoby w określonym kolorze, koniecznie tej samej, w której
się było na balu studniówkowym, nieprzechodzenie pod wiaduktem, gdy
akurat przejeżdżał pociąg. Doprawdy, rejestr zabobonów, i to traktowanych
przez niektórych ze śmiertelną powagą, był pokaźny.
Inni podjęli bardziej racjonalne i praktyczne działania
- przygotowali kilometry ściąg z zastosowaniem najnowszych osiągnięć
techniki komputerowej. Po egzaminach bez żenady chwalili się swoim "
dobrym przygotowaniem" licytując, która ściąga dłuższa. Jeszcze inni
zabezpieczyli się przed błędami ortograficznymi, przedkładając odpowiednie
zaświadczenie o wrodzonym braku predyspozycji do przyswajania sobie
ortograficznych reguł. Efekty tych zabiegów były czasami groteskowe
- oto w jednej ze szkół osoba z "udokumentowaną" dysgrafią bezbłędnie
cytowała w swej pracy długie, łacińskie sentencje!
Ktoś powie, że gderam jak stary i chyba nie pamiętam stresu
towarzyszącego maturom. Zaręczam, że nie jest ze mną tak źle. Trudno
jednak przejść obojętnie wobec przekonania części młodzieży (i jej
rodziców), że maturę można zdać, byle tylko zastosować odpowiedni
fortel. Może rzeczywiście, maturę można tak zdać, tylko co z "egzaminem (
z) dojrzałości". Czy to ma być dojrzałość ze ściągi ? Ale dorosłe
życie ściąg nie uznaje.
Przeciwstawiam się przekonaniu, że maturę musi zdać każdy.
Owszem, trzeba zabiegać o upowszechnienie w społeczeństwie średniego
wykształcenia, bo to znaczy, że więcej młodych ludzi zdecyduje się
na następny krok - studiowanie. Im bardziej wykształcone społeczeństwo,
tym łatwiej radzi sobie z problemami współczesnego świata. Nie można
jednak czynić tego na siłę i za wszelką cenę. Bo dla mnie zdanie
egzaminu dojrzałości to także wewnętrzne zobowiązanie maturzysty
do respektowania w dojrzałym już życiu określonych standardów etycznych.
Znów za rok matura. Jak deklarują władze oświatowe, ma to
być "nowa matura". Niektórzy już się jej boją. A ja mam nadzieję,
że jej nowa formuła przyczyni się nie tylko do zwiększenia obiektywizmu
i porównywalności oceniania, ale także do przyjęcia nowej jakości
tego egzaminu. I jestem przekonany, że większość młodzieży sprosta
postawionym im wymaganiom, bo stać ją na to, co rokrocznie pokazują
wyniki Polaków zdających tzw. matury międzynarodowe (jedne z najwyższych
w Europie). Oby tylko wszyscy; młodzież, nauczyciele, władze oświatowe
i przyszli - wiele wskazuje na to, że nowi - decydenci polityczni
podeszli poważnie do sprawy, a nie jak do kolejnej reformy, którą
można jakoś obejść.
Pomóż w rozwoju naszego portalu