Żebranie nie jest karalne
Ludzie bardzo różnie reagują na podobne obrazki. Wystarczy trochę poobserwować jednych i drugich... U niektórych przechodniów żebrzący wzbudzają współczucie i litość,
inni nie zwracają na nich najmniejszej uwagi, jeszcze inni mają wrogi stosunek do tych ludzi. Jedno jest pewne. Problem istnieje. Ludzie skazani na jałmużnę wtopili się w krajobraz Sosnowca.
„Kiedyś nie było ich tylu, a teraz, co to się porobiło? - kręci głową starszy mężczyzna, sosnowiczanin. A już w niedzielę, gdy wyjdzie się z kościoła
albo przy większych uroczystościach, to schody prowadzące do katedry albo chodnik usłany jest żebrzącymi. Zastanawiam się tylko, skąd oni mają taki wywiad - o której, kiedy, gdzie trzeba
przyjść i się ustawić” - dodaje.
Tymczasem żebranie nie jest karalne. Według Kodeksu wykroczeń, przestępstwem staje się wówczas, gdy „skłania się do niego małoletnich” lub „żebrze się, mając zapewnione środki do
egzystencji, będąc zdolnym do pracy lub robi się to w sposób natarczywy i oszukańczy”. Niestety, Kodeks nie precyzuje, co znaczy „środki do egzystencji” lub jak
wygląda „natarczywy sposób żebrania”.
Bez nadziei...
Staruszka - twarz poorana zmarszczkami, ubrana w kurtkę przewiązaną zniszczonym pasem, na głowie kolorowa czapka, w ręku plastykowe pudełeczko i laska - wyśpiewuje
pod kościołem nabożne pieśni. Nie chce rozmawiać. Denerwuje się natychmiast. Ludzie znają ją jednak, bo w tym miejscu jest częstą bywalczynią. „Jest mieszkanką Domu Starców, jednak wychodzi
często na spacery, by pośpiewać, a przy okazji trochę grosza przynieść. „Ponoć lubi śpiewać. To takie jej hobby” - wyjaśnia właścicielka sklepu, obok którego niemal codziennie
ustawia się staruszka.
Na rogu Modrzejewskiej - student, 23-letni Andrzej popisuje się grą na gitarze, też śpiewa, ostre kawałki polskiego rocka, a szczególnie hity „Dżemu”. „Wybieram
znane przeboje, daję z siebie dużo, nie odstawiam chautury. Kiedyś grałem z kolegą, ale przestało go to bawić. Znalazł sobie dziewczynę, więc ma mniej czasu. Lubię grać, zwłaszcza
latem. Teraz zima lekka, więc w wolniejsze dni przychodzę. Ile zarabiam? Różnie, bardzo różnie, ale ogólnie ludzie dobrze mnie traktują. Gdy robię przerwę, podchodzą, o tak, jak
pani, by pogadać. Czemu nie? Jestem otwarty. Nie wstydzę się tego, co robię” - opowiada.
Przy jednym ze sklepów spożywczych w centrum miasta spotykam młodą kobietę, Ukrainkę. Na jej kolanach smacznie śpi 2, może 3-letnia dziewczynka. Obie ciepło otulone. U ich
stóp jakaś czapka na monety. „Niewiele tego - wskazuje na dzisiejszy zarobek, ale do wieczora jeszcze daleko. Jak się obudzi to kupię jej pączka i sok, bo to pora obiadu”
- wyjaśnia kobieta ze wschodnim akcentem. Mieszkają na tzw. starym Sosnowcu. W domu jeszcze dwoje dzieci. „Są same, poradzą sobie, zresztą pewnie zaraz nas odwiedzą.
Ich ojca nie ma już kilka tygodni - wyjechał, ale wróci, zawsze wraca” - zdaje się przekonywać samą siebie kobieta.
Kilkuletni chłopczyk prosi elegancką panią przy supermarkecie, by mógł odstawić na miejsce jej koszyk. Kobieta bierze go ze sobą i prowadzi do pobliskiego baru. Kupuje ciepłą
pizzę, dziecko w momencie zjada jeden rożek i drugi. Chce jeszcze coca-colę, więc ją dostaje. Potem szybko ucieka, jak przed jakimś niebezpieczeństwem.
Z kolei w przejściu podziemnym przy „Patelni” klęczy starszy mężczyzna. Ma 68 lat. Nie ma za co żyć. Nie ma żadnego źródła dochodu. Przed południem zbiera butelki
i makulaturę, a po południu wyciąga ręce po grosz. „To, co zarobię, musi wystarczyć na chleb z masłem. To wszystko. Nie ma nadziei na lepsze czasy” -
odchodzi zabierając z ziemi pudełko z kilkoma monetami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu