Być może wspominanie starych, trudnych czasów PRL to strata czasu. Czasami jednak porównania mogą być pouczające. Zastanawia mnie ewolucja sposobu obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. Kilkanaście lat
temu grudzień był miesiącem raczej smutnym. Jeśli napadało śniegu przynajmniej dzieci miały frajdę, ale ogólnie było szaro i brudno. Puste sklepy, kolejki, żeby coś „upolować” na
Święta. Jeśli udało się to dostać, to zazwyczaj w czymś, co nazywano „opakowaniem zastępczym”. Był to jakiś szary papier, albo folia z naklejką określającą nazwę produktu
i dopisek „opakowanie zastępcze”. Jakoś rzadko były opakowania właściwe. Klimatu grudnia dopełniało adwentowe zamyślenie, rekolekcje parafialne, tradycyjne Roraty o szóstej
rano, fiolet szat liturgicznych. W powietrzu wyczuwało się oczekiwanie... na Wigilię i noc Bożego Narodzenia. Wtedy dopiero pojawiały się choinki, odświętne stroje, biały obrus,
z trudem zdobyte przez nasze mamy potrawy wigilijne, kolędy, prezenty, św. Mikołaj z mitrą i pastorałem, jak na biskupa przystało, Dzieciątko Jezus, szopka w kościele....
Zaczynały się Święta.
A teraz? No cóż! Handlowcy zafundowali nam Święta od końca listopada. Nawet w pierwszym tygodniu tego miesiąca widziałem świąteczną reklamę kawy w telewizji. Świąteczne promocje,
choinki, kolędy, Mikołajów na pęczki w czerwonych śmiesznych kubraczkach, cudowne opakowania prezentów i bajeczny wystrój super i hipermarketów i ulic, bo choć
na co dzień żyjemy skromnie, na święta można się zadłużyć. Żadnych opakowań zastępczych. Kolorowe paczuszki w gotowych zestawach z wielkim kokardami. Tylko czy słuchanie podczas
zakupów kolęd, przebywanie w świątecznym otoczeniu zanim siądziemy do wigilijnego stołu pomaga w przeżyciu tych Świąt? Czy przypadkiem opakowanie nie zakrywa nam tajemnicy? Czy opakowanie
po otwarciu nie okaże się puste? A przecież najcenniejszym prezentem Pana Boga jest Jego Syn. Przed Jego narodzeniem też było smutno i szaro. Wszyscy z utęsknieniem czekali.
A noc Bożego Narodzenia była jak inne, tylko pasterze, Maryja z Józefem i owieczki wiedzieli, co się stało. Zresztą Jezus, myśląc kategoriami handlowymi, przyszedł „w
opakowaniu zastępczym”, w szopie, na sianie. Żadnego marketingu, promocji, reklamy. Kiepskie opakowanie, ale jaka zawartość. Sam Bóg przychodzi zamieszkać pośród nas. Opakowanie dla wszystkich,
również dla bezrobotnych, bezdomnych, tych, którzy patrzą na handlowo-świąteczne szaleństwo przez szybę i ze smutkiem, bo nie mogą się nawet zapożyczyć. A ci, których
na to stać, cieszą się bardziej prezentami pod choinką, stołem uginającym się od jedzenia, niż Tym, który przychodzi do każdego z nas ze swoją miłością. Oby tylko nie okazało się,
że to cudowne opakowanie z supermarketu jest puste i tuż po Świętach zamiast radości z odkrycia, że Bóg mnie miłuje, nie pozostał smutek i gorycz, że się już
skończyły, i, że życie nie ma sensu i jest tylko czekaniem na kolejne prezenty, wyżerkę i leniuchowanie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu