Pierwsze świadome upomnienia, jakie Basia zapamiętała z ust swojej mamy, dotyczyły urody i brzucha. Była dzieckiem bardzo łakomym. Marzyła zawsze o tym, żeby świat był
jak z bajki, domy z pierników, drzewa z czekolady, a z kranu żeby wyciekały lody. Za marzeniami szło oczywiście życie. W wieku
sześciu lat była bardzo grubą dziewczynką. Matka zaniepokojona o jej przyszłość, wzięła się za córkę. Domowe schowki na słodycze zaczęły przypominać szafy pancerne, a na
obiad zamiast kotleta Basia dostawała dwie marchewki i jabłko. Ale najgorsze były słowa upokorzenia typu: „Wyglądasz jak krowa; jak będziesz dalej tyle jeść, to cię nikt nie weźmie”.
Z ust rodzonej matki nie brzmiało to przyjemnie.
Pierwszy szkolny kontakt Basi z otoczeniem też był związany z wyglądem. Ukradkiem usłyszała, jak koleżanki plotkowały o niej w szatni. Oczywiście, główny
temat - to jej nadwaga. Dostało się jej od „grubasów”, „balonówek” i „słonic”. Basia uwierzyła, że jest najbrzydszą i najgrubszą dziewczyną
pod słońcem. Zaczęła się brzydzić swoim ciałem, a w końcu i sobą.
Kilkuletnia walka z jedzeniem przyniosła rezultaty. Na początku liceum Basia miała wymiary, jak kandydatka do konkursu miss świata. Człowiek jednak chyba nie może mieć wszystkiego naraz.
Za piękną figurą ukryło się mnóstwo innych problemów. Tak naprawdę, to nie przestała kochać jedzenia, tylko panicznie się go bała. Potrafiła napchać sobie żołądek, a następnie wywoływała
torsje, żeby kalorie nie poszły w biodra. Potem ta czynność przychodziła już sama i wymknęła się spod kontroli. Najgorzej jednak było z psychiką. Basia nie wyzbyła się
obrzydzenia do samej siebie.
W trzeciej klasie liceum problemy tak urosły, że doprowadziły ją do skrajnej depresji. Lekarze byli zgodni - anoreksja. Zaczęły się próby terapii, wizyty u psychologów, ale wszystko
to dawało tylko chwilową ulgę. Któregoś dnia usłyszała ważną dla niej radę lekarza: „Musisz postarać się zrzucić całą uwagę z siebie i zacząć się interesować kimś innym!”.
Baśka zadała mu konkretne pytanie: „Ale kim? Przecież ja nie mam przyjaciół i nie mam się kim interesować!”. Odpowiedź, jaką usłyszała, zaskoczyła ją. „Widzisz, ja jestem
człowiekiem wierzącym. Moja wiara pomaga mi przestawać myśleć o sobie, bo całą uwagę skupiam na Bogu. Dawno już zrzuciłem siebie z tronu moich myśli i pragnień i teraz
staram się na tym tronie posadzić Jezusa”.
Baśką wstrząsnęło świadectwo młodego lekarza. Długo myślała o tych słowach. Odkryła, że ani raz w życiu nie myślała na serio o Bogu. Żyła tak, jakby Go nie było. Mijała
Go obojętnie, choć przeszła całą drogę od chrztu po bierzmowanie. Wszystko to było dla niej tylko robieniem tego, co robią wszyscy. Do kłopotów z anoreksją doszły jeszcze wątpliwości związane
z wiarą. Nie miała żadnego pragnienia modlitwy, nie miała najmniejszej ochoty iść do Kościoła, nudziło ją czytanie Biblii. Nazwała to na swój użytek „anoreksją duchową”. Tak się
tym przejęła, że zaczęła szukać religijnych książek, uczyć się na pamięć modlitw. Kupiła kilka płyt z piosenkami religijnymi i - co najważniejsze - zaczęła chodzić na
spotkania wspólnoty.
Po kilku tygodniach takich zabiegów coś zaczęło się zmieniać. Miała wokół siebie przyjaciół, z którymi mogła rozmawiać o wszystkim. Spowiedź i Msza św. stawały się
dla niej jakimś dobrym nawykiem. W jej życiu nagle pojawiło się mnóstwo takich małych światełek. Z tego wszystkiego zapomniała o problemach z jedzeniem i swoim
ciałem. W czasie kolejnej wizyty u lekarza usłyszała: „A nie mówiłem? Jak się zajmiesz Bogiem, a nie sobą, to będziesz zdrowa i szczęśliwa!”. Basia
przytaknęła z uśmiechem, bo dopiero teraz zobaczyła, że dzięki Bogu pozbyła się największego kłopotu w życiu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu