Szaleństwo Big Brothera spotęgowane zostało w ostatnich tygodniach
o kolejne. Tym razem Dwa światy. Warto spojrzeć na kolosalne kwoty,
jakie - oprócz nagrody - pochłonęła ta akcja. Przytaczam za Wprost:
60 kamer i 143 mikrofony. (...) Więcej urządzeń zgromadzono w jednym
miejscu tylko na ostatnich igrzyskach. Obraz z kamer będzie przekazywany
za pośrednictwem 19 km kabla do trzech reżyserek ze 127 monitorami.
Większość kamer i mikrofonów pozostanie dla bohaterów niewidoczna.
Ma to pomóc im zachowywać się normalnie. W obu domach, w któr-5ych
zamieszkają uczestnicy zabawy, we wszystkich pomieszczeniach znajdują
się wewnętrzne korytarze oddzielone lustrami weneckimi. Przez całą
dobę będzie po niej krążyło dziesięć kamer. Program będzie realizowało
360 osób, po 120 na zmianę".
Nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby uświadomić sobie horendalność
sum, jakie zostaną na to wydane.
To jedna kwestia. Drugą są szkody moralne, jakie stąd
mogą wyniknąć dla uczestników i widzów. Dodajmy, czasem bardzo młodych
widzów.
Po trzecie, wreszcie trzeba wspomnieć o szkodliwości
sofistyki, którą próbuje umotywować się sensowność tego rodzaju przedsięwzięć.
I to jest problem, który chciałbym poruszyć. We wspomnianym numerze
Wprost Jerzy Sławomir Mac przytacza negatywne opinie członków KRRiT,
naśmiewa się z Radia Maryja i dowodzi, że wszystkie te opinie "uderzają
w niezbywalne prawo człowieka do wolności". Kolejne akapity artykułu
motywują jego postawę. Autor przytacza całą litanię "awangardowych"
przedsięwzięć, łącznie z artyzmem wspominanej już w tej rubryce pani
Kozyry, by przejść do frontalnego ataku, który wyraził w słowach: "
Protestujący za każdym razem bronili moralności i burzyli się przeciw
obrazie ich uczuć religijnych (...). Nie dostrzegają oni zaś deprecjacji
krzyża Chrystusa i eucharystii podczas zdesakralizowanych mszy, które
zastąpiły peerelowskie akademie ´ku czci´, odprawianych z okazji
zjazdu działkowiczów, odpalenia silnika w czołgu Twardy i ufundowania
motopompy dla ochotniczej straży pożarnej".
Być może teorie te znajdą swoich zwolenników. Z rozmów
z ludźmi wychodzącymi z kościoła słychać już echo podobnej argumentacji,
lub też, co sam słyszałem, zdanie - po co się Kościół do tego miesza?
Niby racja.
Zamyśliłem się nad tymi argumentami i moim pomysłem,
aby o tym pisać. Wiedziałem, że spotkam się z przytoczonymi wyżej
argumentami, z drugiej strony od konfratrów przyjdą głosy, że trzeba
pozytywnie. I pewnie dałbym spokój, gdyby nie Kraszewski, w którego
książce My i oni natrafiłem na dialog starego Jeremiego z młodym
Władysławem. Młody, porywczy, znający jedynie z opowieści martyrologię
powstań i powstańców deklaruje się buńczucznie: "...cierpieć potrafimy"
. Na to Jeremi odpowiada: "Ale nie działać. Złamał was żelazny despotyzm
i trucizna jego powolnie w żyły wasze wsączona (...) patrzę okiem
ojca na młode pokolenie i płaczę. Jest gorączka, nie ma hartu, jest
płochość i zarozumiałość olbrzymia, są talenta, ale w pieluchach,
bo ich wychowanie nie rozwinęło, bo je zdusiła ciemnota (...) Wszyscyśmy
jak owe rośliny, co rosły w piwnicy, puściliśmy łodygi, ale pożółkłe
i bezsilne (...) nimi pniemy się do okienka więziennego, ale gdy
dojdziemy do słońca powiędniemy".
Literaturę potwierdziło życie. Nieopatrzne słowo o braku
zakazu tańców w Poście już w naszej Żołyni zaowocowało dwiema dyskotekami.
A młody katecheta w Jarosławiu na inwazję "mocy" w tej sprawie spokojnie
odpowiedział: "co z tego, że nie ma przykazania. Powiedzcie mi jak
długo trwa żałoba po śmierci matki, ojca. Czy wtedy mimo karnawału
idziecie na tańce?". Inwazja mocy straciła swój impet. Młodzi wstąpili
do świątyni swego serca i zaczęli kontemplować śmierć Jezusa i przyznali,
że jest czymś nieludzkim taneczne w tym czasie szaleństwo. I tak
rodzi się kwestia odpowiedzialności za świat, który się stwarza.
Przypomniało mi się w tym momencie katechizmowe ujęcie grzechów cudzych.
Niestety zapomniałem. Zacząłem szukać w nowym katechizmie. Nie ma.
Poszedłem do katolickiej księgarni. Na kilkanaście książeczek do
nabożeństwa natrafiłem na jedną. Tam znalazłem te zapomniane przeze
mnie i wrzucone do lamusa wskazania. Oto one:
Namawiać do grzechu; Rozkazywać drugiemu grzeszyć; Zezwalać
na grzech bliźniego; Pobudzać do grzechu; Pochwalać grzech drugiego;
Milczeć gdy ktoś grzeszy; Nie karać grzechu; Pomagać do grzechu;
Usprawiedliwiać grzech cudzy.
Może ktoś zaoponować twierdząc, że to fałszuje pozytywny
obraz chrześcijaństwa. Nie, to tylko przestrzega. Są w starych książeczkach
i pozytywne wskazania dla każdego. Także i w tej mierze. Też już
ich nie pamiętamy. Może u końca Wielkiego Postu warto je przypomnieć:
Uczynki miłosierne, co do duszy:
- Grzeszących upominać
- Nieumiejętnych pouczać
- Wątpiącym dobrze radzić
- Strapionych pocieszać
- Krzywdy cierpliwie znosić
- Urazy chętnie darować
- Modlić się za żywych i umarłych.
Kończąc pragnę przytoczyć wydarzenie, o którym słyszałem
w jednym z dzienników radiowych przed rokiem czy dwu laty. Na polskim
statku zmarł kapitan. Tak się jakoś złożyło, że dwaj oficerowie nie
byli zdolni przejąć po nim steru. Groziła katastrofa. Wreszcie jeden
z marynarzy zdołał połączyć się z jednostką holenderską, podał swoje
namiary i wsłuchując się we wskazówki kapitana tamtego okrętu, szczęśliwie
wprowadził okręt na redę w Holandii. Gdyby brakło takiego marynarza,
lub gdyby pojawił się taki, który by sam próbował pokierować rejsem?
Trudno o obraz katastrofy. Trochę tak się dzieje z nami. Przestaliśmy
słuchać Sternika naszej drogi do nieba. Katastrofa czai się w bliskości.
Od czasu do czasu dotyka ona rodziny, wspólnoty. Niestety, dalej
słuchamy pijanych nawigatorów i przyznajemy im rację.
W tym tygodniu każdego dnia zaprasza nas świat Big Brothera.
Nieśmiało do przeżycia Wielkiego Tygodnia w duchu ekspiacji za grzechy
cudze i braku uczynków miłosierdzia zaprasza Chrystus. Kogo posłuchamy?
Pomóż w rozwoju naszego portalu