Dwa słowa: "służba" i "powinność" chyba najczęściej przewijały się w wywiadach, których udzielali mi Rodzice Prezydenta do książki o nich. Nie chcieli się afiszować ani nadmiernie eksponować. Dlaczego zatem zgodzili się na wywiad-rzekę? Bo uznali to za swój obywatelski obowiązek. Za powinność wobec Rodaków. Skoro zaufali oni ich synowi, to mają teraz prawo wiedzieć, z jakiej rodziny pochodzi prezydent i co jest dla niego w życiu ważne. I nie było w tym cienia sztuczności. Ze słów Janiny i Jana Dudów bije autentyczna szczerość
Rodzina, którą tworzą, naprawdę robi wrażenie. Najważniejszy mebel w mieszkaniu stanowi stół. To przy nim od lat są wspólne posiłki, a dzisiaj niedzielne obiady z wnukami i dziećmi. Przy stole toczą się rozmowy, niekiedy długie dysputy. I nigdy nie włącza się w tym czasie telewizora. Państwo Dudowie, profesorowie wyższych uczelni, są skromni, przywiązani do solidnej, uczciwej i ciężkiej pracy. Życie pojmują jako służbę - wobec drugiego człowieka i Ojczyzny. W takim poczuciu wychowywali trójkę swych dzieci, ucząc je patriotyzmu i tego, że w życiu trzeba spłacić to, co się otrzymało. Że trzeba pomnożyć i "oddać" swoje talenty.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ale najbardziej chyba urzekła mnie ich autentyczna wierność wartościom. Trwałym, niezmiennym, związanym tak mocno z wiarą. Życie państwa Dudów jest bowiem wręcz "nasączone" wiarą: w niedzielę naprawdę świetują i nie udzielają nawet wywiadu. Małżeństwo sakramentalne traktują jako związek na całe życie. Taki, który może przerwać tylko śmierć. I nie ma innej możliwości. Kryzysy zaś są po to, by je pokonywać. Gdy dzieci były małe, nie unikali rozmów na trudne życiowe tematy. A wspólne listopadowe spacery po cmentarzach traktowali jak lekcje religii. To właśnie religia - oprócz języka polskiego - była przedmiotem, z którego dzieci obowiązkowo musiały mieć na świadectwie piątki.
Gdy mogłam poznać Rodziców Prezydenta, już wiem, że to ich zasługa, że wychowali kogoś takiego jak prezydent Andrzej Duda. Czy bez ich wychowania bowiem stać byłoby go na takie gesty, jak choćby ten w Święto Niepodległości, kiedy ukląkł przed poruszającym się na wózku generałem Januszem Brochwiczem-Lewińskim ps. „Gryf”, powstańcem warszawskim i żołnierzem Batalionu AK „Parasol”, gdy wręczał mu odznaczenie Krzyża Wielkiego Orderu Odrodzenia Polski?